poniedziałek, 23 lutego 2015

People fall in love in mysterious ways





Tego dnia w budynku Magicznego Pośrednictwa Pracy panował wyjątkowy spokój. Na długim i wąskim korytarzu, który prowadził do głównego biura znajdowała się tylko jedna osoba. Brązowowłosa dwudziestodwuletnia kobieta stała właśnie przy oknie i patrzyła na przechodniów, którzy pod kolorowymi parasolami próbowali się ukryć przed padającym deszczem.
- Panna Granger? – zapytał niski łysiejący mężczyzna.
- Tak. – odpowiedziała odwracając się do przybysza.
- Zapraszam. – powiedział i wskazał na drzwi biura. – Proszę usiąść. – dodał kiedy znaleźli się już w środku, a sam zajął miejsce za biurkiem. – Co panią do mnie sprowadza? – zapytał.
- Szukam pracy. – powiedziała spokojnie i podała mężczyźnie teczkę z dokumentami, które zaczął pospiesznie przeglądać.
- Panno Granger muszę przyznać, że wyniki są imponujące. – zachwycił się. – Co robiła pani po zakończeniu Hogwartu? – zapytał.
- Przebywałam w Australii. – odpowiedziała. – Prywatnie. – dodała uprzedzając jego następne pytanie.
- Rozumiem. – odpowiedział. – Niestety nie mam dla pani dobrych wiadomości. Nie dysponujemy w tym momencie ofertą pracy, która odpowiadałaby pani kwalifikacjom.
- Podejmę się każdej pracy.
- Jedyną pracą jaką mogę pani zaproponować jest stanowisko opiekunki do dziecka, ale uważam, że…
- Biorę. – przerwała mu.
- Dobrze. – odpowiedział bez entuzjazmu. – Uprzedzam jednak, że pracodawca nie należy do uprzejmych osób i przed podjęciem pracy musi się jeszcze pani stawić na rozmowie kwalifikacyjnej w jego domu. – dodał, a kiedy kobieta kiwnęła twierdząco głową zaczął przygotowywać dokumenty, które później kazał jej podpisać.
- Tu jest adres. – podał jej małą karteczkę. – Proszę się stawić na rozmowę dzisiaj o osiemnastej.
- To wszystko? – zapytała.
- Tak. – odpowiedział. – Życzę powodzenia. – dodał, po czym pożegnał się z dziewczyną, a ona opuściła jego gabinet.
Kilka godzin później, tuż przed umówioną godziną udała się pod wskazany adres. Dziewczynie, aż zaparło dech w piersiach. Stała przed nowoczesnym jednopiętrowym białym domem, z grafitowymi wnękami i kolumnami. Dom prezentował się naprawdę pięknie. Całość dopełniały okna, drzwi i okiennice wykonane z jasnego drewna. Dom i przynależący do niego wielki ogród otaczał żelazny płot, a od furtki do drzwi wejściowych prowadziła ścieżka wyłożona kamieniami. Dom wyróżniał się pośród innych, w tej dzielnicy, dlatego Hermionie od razu przyszło do głowy, że musiał mieszkać tu ktoś naprawdę bogaty. Dziewczyna przełknęła ślinę, podeszła do furtki i nacisnęła przycisk znajdujący się na niej. Bramka otworzyła się niemal natychmiast, a panna Granger ruszyła kamienną ścieżką w kierunku wejścia do domu. Kiedy znalazła się pod drzwiami od razu zapukała w nie, a po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich tak dobrze znany jej blondyn. Przez chwilę patrzyli na siebie lustrując się wzrokiem. Oboje zdawali się być w lekkim szoku. On spodziewał się zobaczyć kolejną pustą dziewczynę, która bardziej niż jego dzieckiem będzie interesowała się jego majątkiem, a tymczasem zobaczył znienawidzoną przez tyle lat szlamę Granger, we własnej osobie. Ona natomiast niemal pewna, że ujrzy nieco zaniedbanego mężczyznę w średnim wieku, stała właśnie przed nim. Młodym, przystojnym i znienawidzonym Dracon’em Malfoy’em. Oboje przez chwilę jeszcze patrzyli na siebie, po czym jako pierwszy odezwał się blondyn.
- Wejdź Granger. – powiedział i przesunął się na tyle, żeby mogła przejść.
Dziewczyna stała jeszcze przez chwilę nieruchomo, jakby niepewna tego, co przed chwilą usłyszała.
- Nie rozumiesz czegoś w słowie wejdź, Granger? – zapytał z cynicznym uśmieszkiem na twarzy.
- Widzę, że nic się nie zmieniłeś Malfoy. – powiedziała i weszła do środka, a on zamknął za nią drzwi.
- Siadaj. – powiedział wskazując na jasną sofę stojącą przed kominkiem. – Więc dlaczego chcesz u mnie pracować? – zapytał siadając na fotelu.
- Ja… - zaczęła.
- Śmiało Granger, nie mam całego dnia! – zirytował się.
- Nie wiedziałam, że to ty.
- Że co ja? – zdziwił się.
- Że to u ciebie będę miała pracować. Wtedy nigdy bym tu nie przyszła.
- Co robiłaś po Hogwarcie? – zapytał ignorując jej poprzednią wypowiedź.
- Byłam w Australii.
- Co tam robiłaś?
- A co cię to obchodzi Malf… - nie dokończyła, bo przerwał jej płacz dziecka dobiegający z piętra.
Draco wstał z miejsca i natychmiast ruszył w kierunku schodów zostawiając dziewczynę samą. Hermiona zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Wszystkie ściany były pomalowane na beżowo, kominek był wyłożony kamieniem, a obok kominka znajdowała się wnęka z wypełnionymi po brzegi książkami. Po lewej stronie kominka przy trzech dużych oknach wychodzących na ogród stał stół z sześcioma krzesłami, a zaraz za nim było widać kuchenne szafki. Hermiona wstała z miejsca, które zajmowała i podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Jej oczom ukazał się piękny ogród, w którym były różnego rodzaju kwiaty i kolorowe krzewy.
- Robi wrażenie prawda? – zapytał.
- Jest naprawdę piękny. – odpowiedziała, odwracając się w stronę Malfoy’a.
Mężczyzna stał obok sofy i trzymał na rękach małego chłopczyka, który wyglądem przypominał jego małą kopię. Chłopczyk wlepił w dziewczynę swoje stalowe oczy i bacznie ją obserwował.
- To jest mój syn Scorpius. – powiedział i podszedł do niej.
- Cześć maluchu. – uśmiechnęła się do dziecka i wyciągnęła swoją dłoń w kierunku jego malutkiej rączki.
Chłopczyk obserwował uważnie, co robi, a po chwili podniósł swoją rączkę i zaczął dotykać jej twarzy.
- Chyba cię polubił Granger.
- Ile ma? – zapytała.
- Półtora roku.
- Gdzie jest jego matka?
- Nie powinno cię to obchodzić Granger. – syknął. – Jeżeli chcesz tu pracować, nie powinno cię interesować nic oprócz opieki nad moim synem.
- Chcesz zatrudnić szlamę? – zdziwiła się.
- Jak widać. – skwitował.
- Dlaczego? – zainteresowała się.
- Bo mam pewność, że nie przyszłaś tu po to, żeby dobrać się do mojego majątku. – zaczął. – I na pewno nie będziesz mi chciała wskoczyć do łóżka.
- Nigdy w życiu. – powiedziała z obrzydzeniem.
- Świetnie. Pracujesz od poniedziałku do piątku od ósmej do siedemnastej. Masz się opiekować moim synem najlepiej jak potrafisz. Napiszę ci wszystkie wytyczne. Masz tu być jutro punktualnie o ósmej, masz się nie spóźnić! – powiedział stanowczo odwracając się w kierunku schodów. – Mam nadzieję, że trafisz do wyjścia. – dodał i ponownie ruszył na piętro.
Dziewczyna stała jeszcze chwilę w miejscu odprowadzając go wzrokiem, po czym opuściła jego dom.
Zaraz po powrocie do siebie panna Granger postanowiła zrobić listę za i przeciw pracy u znienawidzonego jeszcze z czasów szkolnych arystokraty. Pomimo iż lista argumentów przeciw była zdecydowanie dłuższa, dziewczyna postanowiła zaryzykować. Wprawdzie nie darzyła blondyna nawet najmniejszymi pozytywnymi uczuciami zdecydowała, że przyjmie tą pracę, której bardzo potrzebowała. Następnego dnia tuż przed umówioną godziną ponownie znalazła się przed rezydencją Malfoy’a. Wzięła dwa głębokie oddechy i nacisnęła przycisk na furtce, a ona jak za dotknięciem różdżki natychmiast się otworzyła, a dziewczyna pomaszerowała w kierunku drzwi wejściowych. Kiedy znalazła się już przed nimi otworzyły się, a w drzwiach stanął Malfoy. Hermiona mimowolnie zlustrowała go wzrokiem. Jego platynowe włosy były w lekkim nieładzie. Był ubrany w brązowy, z pewnością szyty na miarę garnitur i czarną koszulę. Całość dopełniał czarny lekko poluzowany krawat z białymi zdobieniami. Dopiero kiedy podeszła bliżej zobaczyła, że są to niewielkie herby z wplecioną w nie literą M.
- Przynajmniej jedna wie, co to znaczy punktualność. – powiedział na powitanie i odsunął się na tyle, żeby mogła przejść.
Kiedy oboje znaleźli się w salonie blondyn ponownie się odezwał.
- Scorpius śpi na górze w swoim pokoju. Nie budź go dopóki sam nie wstanie, nie spał prawie cała noc. Na blacie w kuchni jest lista rzeczy, które jada i instrukcja jak je przygotować. Możesz wyjść z małym do ogrodu, ale najpierw odpowiednio go ubierz! – warknął.
- Wiem, jak należy się zajmować dzieckiem Malfoy. – syknęła.
- Wszystkie twoje poprzedniczki tak mówiły, a potem zazwyczaj lądowałem z synem w Świętym Mungu. – dodał opierając się o framugę drzwi. - Wychodzę do pracy, będę przed siedemnastą. Twój komplet kluczy jest w kuchni. – dodał kierując się w stronę drzwi wyjściowych. – Moja matka lubi czasami wpadać bez zapowiedzi. – krzyknął jeszcze z przedpokoju i wyszedł.
Hermiona stała jeszcze przez chwilę w salonie jakby nie mogła uwierzyć, że zaufał jej na tyle, żeby zostawić jej pod opieką swojego syna. Kiedy dziewczyna otrząsnęła się już z szoku ruszyła w kierunku schodów prowadzących na górę. Na piętrze znajdowały się cztery pomieszczenia oddzielone od korytarza czterema grafitowymi drzwiami. Jedne drzwi były uchylone, więc dziewczyna od razu pomyślała, że to pokoik małego Scorpius’a, więc bez zastanowienia niemal bezszelestnie weszła do środka. Jej oczom ukazało się przytulnie urządzone pomieszczenie. Na ścianach w kolorze grafitowym wyklejone były białe brzozy, na których siedziały niebieskie ptaszki. Po prawej stronie od wejścia stała średniej wielkości biała szafa, a obok pasująca do niej komoda, na której stała lampa z błękitnym kloszem i kilka zabawek. Na wprost wejścia w sąsiedztwie wielkiego okna, które było przysłonięte żaluzją, stał niebieski bujany fotel, na którym leżała beżowa poduszka. Po lewej stronie od wejścia z daleka od okna stało białe, drewniane łóżeczko z niebieską pościelą, a w łóżeczku stał właśnie malutki blondynek, który wpatrywał się w dziewczynę badawczym wzrokiem. Kiedy Hermiona spojrzała na malucha, on niemal natychmiast wyciągnął w jej kierunku swoje malutkie rączki domagając się wzięcia na ręce. Brunetka podniosła malucha, a on jakby w podziękowaniu zaczął gaworzyć w tylko sobie znanym języku.
- Dzień dobry. – powiedziała do niego. – Dobrze się spało? – zapytała chociaż wiedziała, że malec jej nie odpowie. – Na pewno jesteś głodny. – powiedziała, a chłopczyk uśmiechnął się do niej promiennie. – Ale najpierw kolego zmienimy pieluszkę. – Hermiona złapała się za nos i próbowała udawać, że coś strasznie śmierdzi, na co chłopczyk odpowiedział jej głośnym śmiechem.
Kiedy dziewczynie udało się już przewinąć i przebrać w ubranko, które leżało na komodzie, wzięła małego na ręce i udała się z nim do kuchni. Gdy przekroczyła próg pomieszczenia, w oczy rzuciła jej się od razu kartka pozostawiona przez Malfoy’a. Wzięła ją do ręki i zaczęła pospiesznie czytać pozostawione instrukcje. Kiedy skończyła odłożyła ją z powrotem na miejsce, a małego odstawiła na podłogę.
- Tatuś kazał ci dużo chodzić. – powiedziała widząc niezadowolenie malca. – Teraz zjemy sobie śniadanko. – dodała i wzięła się za przygotowywanie posiłku. – Dwieście dwadzieścia mililitrów mleka i dwie miarki kaszy. – odczytała z kartki. – Podgrzewać różdżką przez dziesięć sekund. – Hermiona tylko przewróciła oczami. – Można się było tego spodziewać.
Kiedy posiłek był już gotowy, dziewczyna nakarmiła malca, umyła starannie butelkę i zajęła się dzieckiem. Cały dzień minął im na wesołych zabawach, układaniu klocków, rysowaniu i zabawach na dworze. Kiedy około szesnastej trzydzieści Draco wrócił do domu, kobieta siedziała ze Scorpius’em na dywanie w salonie i układała wieżę z klocków.
- Możesz już iść Granger. – powiedział kiedy tylko przekroczył próg. Chłopczyk na dźwięk jego głosu podniósł główkę do góry i posłał mu promienny uśmiech.
- Ta-ta, ta-ta. – wstał niezgrabnie i powędrował w jego kierunku, a Draco uśmiechnął się i wyciągnął ręce.
Hermiona przyglądała się scenie z lekkim uśmiechem, wtedy pierwszy raz w życiu widziała Malfoy’a, który uśmiecha się naprawdę szczerze.
- Mówiłem, że możesz już iść. – odezwał się ponownie biorąc syna na ręce. – Posprzątam. – dodał widząc, że zabrała się za zbieranie klocków.
- W lodówce masz obiad. – dodała kierując się w kierunku drzwi.
- Zrobiłaś obiad? – zdziwił się. – Przecież nie kazałem…
- Smacznego. – rzuciła. – Do jutra. – dodała i otworzyła drzwi wejściowe, za którymi stała Narcyza.
Hermiona, aż podskoczyła.
- Ale mnie pani wystraszyła. – zaczęła. – Dzień dobry.
- Dzień dobry. – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. – I chyba do widzenia.
- Tak, tak. Do widzenia. – powiedziała i zniknęła za drzwiami.
Kiedy tylko drzwi się zamknęły pani Malfoy ponownie się odezwała.
- Obserwowałam ją cały dzień.
- Jakoś wcale mnie to nie dziwi.
- W każdym razie. – kontynuowała. – Uważam, że jest najlepsza z tych wszystkich, które tu do tej pory pracowały.
- Skoro tak mówisz. – powiedział bez entuzjazmu i ruszył w kierunku kuchni.
- Draco, naprawdę uważam, że nie znajdziesz lepszej opiekunki.
- Wiem. – dodał chłodno.
Dni mijały, a panna Granger czuła się w domu swojego odwiecznego wroga, coraz swobodniej. Po kilku miesiącach pracy kobieta zauważyła, że ich stosunki nieco się ociepliły. Mur, który zbudowali między sobą lata temu z dnia na dzień jakby nieco się zmniejszał, a sam Draco nie wydawał się już taki cyniczny i wrogo nastawiony jak kiedyś. Drugą znaczącą zmianą było ocieplenie stosunków z matką Dracona – Narcyzą, która od jakiegoś czasu była częstym gościem w domu syna. Kobiety często rozmawiały, dzięki czemu naprawdę się polubiły. Czego sam Draco starał się nie zauważać. Pewnego jesiennego dnia, kiedy Hermiona przekroczyła próg domu usłyszała podniesione głosy dobiegające z salonu. Zaskoczona szybko udała się w tamtym kierunku.
- Chce się z nim widywać i zabierać go do siebie! – krzyczała blondynka.
- Nigdzie go nie zabierzesz Greengrass. – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Nie po twoim ostatnim wybryku.
- Gdyby jego matka żyła inaczej byś śpiewał!
- Ale nie żyje, a ty nie masz do mojego syna żadnych praw! A teraz wynoś się stąd! – wrzasnął, a blondynka odwróciła się w stronę drzwi i wtedy zobaczyła brunetkę.
- Co ona tu robi?! – jej twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora. – Teraz prowadzasz się ze szlamami Malfoy?! Moja siostra…
- Twoja siostra nie żyje Greengrass i przyjmij to w końcu do wiadomości! A moje życie prywatne to nie twoja sprawa! Wynoś się stąd! – krzyknął tak głośno, że obudził śpiącego na górze chłopca.
- Ja pójdę. – odezwała się brunetka i ruszyła na górę.
- Jaka posłuszna. – zaśmiała się blondynka.
- Wyjdziesz stąd sama czy mam cię wyrzucić?
- Sama wyjdę, ale jeszcze tu wrócę! – odpowiedziała i wyszła trzaskając drzwiami.
Kiedy Hermiona ponownie znalazła się na parterze, Draco stał oparty o blat w kuchni i głęboko oddychał.
- Wszystko w porządku? – zapytała z troską.
- Tak. – odpowiedział po chwili. – Możesz dzisiaj zostać dłużej? Mam ważne spotkanie, a moja matka jest dzisiaj zajęta. – zapytał.
- Nie ma sprawy. – odpowiedziała uśmiechając się do niego, a on odwzajemnił uśmiech.
Cały dzień minął Hermionie i małemu Scorpiusowi na zabawie. Kiedy wieczorem kładła malca spać, na dworze rozpętała się burza. Hermiona już w dzieciństwie bała się burzy, dlatego mimowolnie pisnęła słysząc grzmot tuż nad domem. Za pomocą czarów wyciszyła pokój malca, żeby szalejący na dworze wiatr i grzmoty go nie obudziły, a obok łóżeczka postawiła wyczarowaną, działającą na baterię elektryczną nianię. Cicho, żeby go nie obudzić wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Udała się do kuchni i żeby odciągnąć swoje myśli od pogody panującej za oknem zaczęła przygotowywać kolację, kiedy miała już wykładać przygotowane spaghetti na talerz w całym domu zgasły światła.
- Pięknie. – zdenerwowała się. – Gdzie ja położyłam różdżkę? – zapytała samą siebie i zaczęła po omacku szukać swojego magicznego przedmiotu. Pech chciał, że niechcący dotknęła gorącej patelni.
- Kurwa! – wysyczała, a wtedy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. – Draco, to ty? – zapytała, ale nie usłyszała odpowiedzi.
Po chwili jednak usłyszała kroki, a niespełna minutę później zobaczyła postać rozświetloną przez przecinającą niebo błyskawicę. Dziewczyna wrzasnęła przeraźliwie.
- Lumos. – powiedział tak doskonale jej znany głos, a z koniec jego różdżki rozjarzył się. – Granger czyś ty do reszty zwariowała? – zapytał z wyrzutem. – Czemu do diabła siedzisz po ciemku i wrzeszczysz w niebogłosy! Obudziłabyś umarłego i aż dziw, że Scorpius się nie obudził!
- Wystraszyłeś mnie! – podniosła głos. – Czemu się nie odezwałeś jak pytałam czy to ty? – zapytała.
- Nie słyszałem. Czemu siedzisz po ciemku? – zapytał.
- Nie mogłam znaleźć różdżki geniuszu. – powiedziała, odnalazła wzrokiem swój magiczny przedmiot i wycelowała w stojący na stole świecznik. – Incendio.
Całe pomieszczenie rozświetliło się.
- Nox. – Draco zgasił swoją różdżkę i odłożył ją na stół.
- Jesteś cały mokry. – zauważyła.
- Jakbyś jeszcze nie zauważyła na dworze leje. – odpowiedział z ironią.
- Przebierz się. Przygotowałam kolację. – dodała i wróciła do nakładania spaghetti.
- Scorpius śpi? – zapytał zdziwiony.
- Tak, wyciszyłam jego pokój. Będziemy wiedzieć jak się obudzi. – powiedziała wskazując na stojące na blacie urządzenie.
Draco kiwnął tylko głową i ruszył na piętro. Wrócił po chwili ubrany w jasne jeansy i jasnobrązowy sweter, a po drodze wycierał mokre włosy ręcznikiem. Hermiona spojrzała w jego kierunku i westchnęła cicho. Musiała przyznać, że Malfoy wyglądał naprawdę dobrze. Dwudniowy zarost, lekko zmierzwione włosy i ten szczery, goszczący na jego ustach od niedawna uśmiech.
- No co? – zapytał widząc, jak dziewczyna lustruje go wzrokiem, a ona na dźwięk jego głosu natychmiast oprzytomniała.
- Zapraszam do stołu.
- Napijesz się ze mną? – zapytał.
- Chętnie. – odpowiedziała, a on podszedł do barku.
- Kremowe piwo, ognista whisky czy może wino?
- Zdecydowanie wino! – powiedziała z uśmiechem.
Draco wziął do ręki dwa kieliszki do czerwonego wina, a butelkę wsadził sobie pod pachę. Kiedy postawił kieliszki na stole sprawnym ruchem odkorkował butelkę i napełnił kieliszki trunkiem, po czym zajął miejsce naprzeciwko Hermiony.
- Wyśmienite. – zachwycił się blondyn spróbowawszy potrawy. – Naprawdę dobrze gotujesz. – pochwalił ją.
- Dzięki. – zarumieniła się.
Resztę kolacji spędzili na luźnych rozmowach, popijając wino. Przez cały ten czas Scorpius obudził się tylko raz, co stanowiło krótki przerywnik w ich uroczym wieczorze. W międzyczasie kiedy Draco karmił małego i kładł go ponownie spać, Hermiona pozmywała po kolacji, a kiedy blondyn ponownie znalazł się na dole, pomieszczenie rozświetliło się światłem.
- Prąd wrócił, więc chyba powinnam wracać do domu. – zaczęła.
- Napijesz się jeszcze? – zapytał ignorując jej poprzednią wypowiedź.
- Chyba powinnam już iść.
- Jeszcze wcześnie. – powiedział podając jej kieliszek, który ponownie napełnił. – Mogę cię o coś zapytać? – zaczął.
- Jasne. – odpowiedziała siadając na kanapie w salonie.
- Dlaczego pracujesz jako opiekunka? Z twoim wykształceniem powinnaś raczej zajmować wysokie stanowisko w Ministerstwie Magii.
- Potrzebowałam pracy. Wszystkie oszczędności przeznaczyłam na poszukiwanie rodziców. – powiedziała. Sama nie wiedziała, czy otworzyła się przed nim dlatego, że tego chciała, czy jednak były to skutki wypitego wina.
- Poszukiwanie rodziców? – zdziwił się.
- Przed wojną. – jej głos załamał się. – Chciałam ich chronić. Wymazałam im pamięć i wysłałam do Australii. – w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Hej, hej. – zaczął i odruchowo złapał ją za rękę. – Znajdziesz ich. – dokończył.
- Szukałam ich cztery lata. – spojrzała prosto w jego stalowe tęczówki.
- Znajdziesz ich. Obiecuję. – odpowiedział bez zastanowienia, a po chwili puścił jej rękę i wyprostował się.
Nie chciał jej niczego obiecywać, to był po prostu odruch.
- Czy ja też mogę o coś zapytać? – zapytała, a Draco popatrzył na nią badawczo.
- Wiem, o co chcesz zapytać. – zaczął. – Chcesz wiedzieć, dlaczego Astoria nie żyje, bo to że ona jest matką Scorpiusa już się raczej domyśliłaś, po tym porannym zamieszaniu. – Hermiona kiwnęła twierdząco głową, a Draco głośno westchnął.
- W mojej rodzinie od pokoleń rodzice wybierają swoim dzieciom życiowych partnerów, którzy zawsze muszą pochodzić z czystokrwistej rodziny. Mój ojciec dogadał się z Greengrassami i tak pół roku po wojnie Astoria została moją żoną. – zaczął i opróżnił swój kieliszek. – Oczywiście Astoria była z tego powodu bardzo szczęśliwa. Ja nie. Była chyba jedyną dziewczyną ze Slytherinu, której w szkole nie tolerowałem. Po ślubie zamieszkaliśmy tutaj. Przez dwa lata naszego małżeństwa żyliśmy obok siebie. Zajmowaliśmy nawet osobne sypialnie. Ona oczywiście cały czas zapewniała, mnie o swojej miłości, ale ja nigdy jej nie pokochałem. Któregoś dnia po naszej drugiej rocznicy ślubu, jej rodzice zaprosili nas do siebie. Nie chciałem tam iść, ale zmusił mnie do tego mój ojciec. Podczas kolacji kazali mi złożyć wieczystą przysięgę. Warunkiem było spłodzenie potomka w ciągu roku. Nie miałem wyjścia i musiałem mimowolnie się do niej zbliżyć. Kiedy kilka miesięcy później zaszła w ciąże to z początku czułem tylko ulgę, że spełniłem warunki przysięgi, ale z czasem zacząłem cieszyć się tym, że będziemy mieli dziecko. Kiedy pierwszy raz wziąłem Scorpiusa na ręce, pierwszy raz w życiu poczułem, co to znaczy kogoś kochać. – powiedział i spojrzał na Hermionę, która słuchała jego opowieści, było widać, że jest poruszona tym, co usłyszała.
- A potem. – kontynuował. – Wystąpiły komplikacje. Okazało się, że Astoria miała tętniaka, który pękł podczas porodu. Nie dało się nic zrobić.
Przez krótką chwilę po tym jak skończył opowiadać siedzieli w ciszy, a następnie jako pierwsza odezwała się Hermiona.
- A ta sprawa z Dafne?
- Po pogrzebie Astorii, jej rodzice chcieli, żeby Dafne zajęła jej miejsce. Żeby została moją drugą żoną. – zaczął. – Ale nie zgodziłem się na taki układ. Miałem dość ingerowania w moje życie. Jednak pozwoliłem na jej spotkania z siostrzeńcem. Pewnego dnia, kiedy nie odprowadziła go na czas, zacząłem się denerwować. Teleportowałem się do ich posiadłości i zastałem spakowane walizki. Chcieli wywieźć mojego syna bez mojej zgody. – dodał. – Dobra. Może porozmawiamy o czymś przyjemniejszym?- zapytał uśmiechając się do dziewczyny, a ona odwzajemniła uśmiech.
Przez kolejne kilka godzin rozmawiali swobodnie na różne tematy, śmiejąc się przy tym radośnie, aż w końcu nie wiedząc kiedy oboje zasnęli na kanapie.
Rano jako pierwsza obudziła się brązowowłosa. Czując ciepło bijące od jej pleców, otworzyła oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Co do cholery? – mruknęła pod nosem, kiedy zorientowała się, gdzie się znajduje.
Leżała właśnie w salonie blondyna wtulona w jego tors i opleciona jego ramionami. Dziewczyna pomału, żeby nie obudzić śpiącego blondyna wstała wyswobadzając się z jego ramion i od razu ruszyła do pokoju Scorpiusa. Chłopczyk w dalszym ciągu spał uśmiechając się przez sen. Hermiona oparła głowę o jego łóżeczko i wpatrywała się w śpiącego malca. Po kilku minutach blondynek otworzył oczy i napotkawszy wzrok brunetki uśmiechnął się promiennie.
- Dzień dobry maluszku. – powiedziała, a chłopczyk słysząc jej głos wyciągnął w jej stronę swoje malutkie rączki, a ona wzięła go na ręce.
Po chwili do pokoju wszedł Draco.
- Dzień dobry. – powiedział uśmiechając się do obojga.
- Ta-ta-ta, tata. – powiedział radośnie Scorpius i wyciągnął ku niemu swoje rączki, a już po chwili był w ramionach swojego ojca.
- Zapraszam na dół. Zrobiłem śniadanie. – powiedział i gestem wskazał na drzwi.
Kiedy cała trójka znalazła się już na dole do domu weszła niespodziewanie Narcyza i widząc całą trójkę razem, w sobotę, lekko się zdziwiła.
- Widzę, że nie możesz się z nimi rozstać, skoro jesteś tu nawet w swój wolny dzień. – uśmiechnęła się znacząco.
- To nie tak jak pani myśli. – zaczęła. – Po prostu zasnęłam na kanapie.
- Ależ dziecko, nie musisz mi się tłumaczyć.
- Zapraszam do stołu. – powiedział rozbawiony całą sytuacją.
- Chyba powinnam już wrócić do siebie. – powiedziała chłodno brunetka.
- Nie zjesz z nami? – zdziwił się.
- Może innym razem. – dodała, zabrała swoje rzeczy i opuściła jego dom.
- Czy ja o czymś nie wiem synu? – zapytała podejrzliwie Narcyza.
- Co masz na myśli?
- Czy wy coś razem? – zapytała bez ogródek.
- Nic z tych rzeczy. – odpowiedział i zabrał się za swój posiłek.
Przez następne kilka tygodni Hermiona nieco speszona ich nowymi stosunkami, starała się ograniczyć kontakty z Draconem do minimum. Blondyn zdziwiony jej zachowaniem, kilkukrotnie próbował dowiedzieć się co jest powodem jej zachowania, jednak sztuka ta mu się nie udała. Znudzony oczekiwaniem na poprawę ich wzajemnych stosunków postanowił uknuć małą intrygę, którą miał zamiar wcielić w życie w najbliższy piątek. Dochodziła godzina siedemnasta, kiedy do domu blondyna weszła jego matka z wielkim pudłem ozdobionym czerwoną kokardą.
- Ktoś ma urodziny? – zapytała brunetka.
- To dla ciebie. – kobieta uśmiechnęła się do dziewczyny i podała jej prezent.
- Ale ja nie mogę tego przyjąć.
- Nie przyjmuję zwrotów.
Hermiona postawiła pudełko na stole w jadalni i rozwiązała kokardę. W pudełku była zapakowana krwistoczerwona sukienka, a na niej leżała kartka. Dziewczyna od razu rozpoznała pismo Dracona: Mam nadzieję, że będzie pasować. Zapraszam cię na kolację. Dzisiaj o dwudziestej. 
- Ale ja nie rozumiem. – powiedziała zdziwiona, wyciągając sukienkę z pudełka.
- Tu nie ma nic do rozumienia. – zaśmiała się. – Draco zaprasza cię na kolację. Wracaj do domu i przygotuj się. Ja się zajmę małym.
- Ale…
- Żadnego ale! Uciekaj!
Hermiona stała jeszcze przez chwilę zdezorientowana, ale napotkawszy krytyczny wzrok Narcyzy, wróciła do domu. Parę minut przed godziną dwudziestą była już gotowa do wyjścia. Sukienka pasowała na nią idealnie, przy okazji podkreślając wszystkie jej atuty. Po chwili usłyszała dzwonek do drzwi. Przejrzała się jeszcze ostatni raz w lustrze, chwyciła torebkę i otworzyła drzwi.
- Wyglądasz pięknie. – powiedział lustrując ją wzrokiem.
- Ty również. – odpowiedziała rumieniąc się lekko. – Dokąd idziemy?
- Niespodzianka. Służę ramieniem. – powiedział wyciągając w jej kierunku zgiętą w łokciu rękę.
Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, chwyciła blondyna pod rękę i po chwili teleportowali się.
- Jesteśmy w Hogsmeade? – zapytała kiedy znaleźli się już na miejscu.
- Zgadza się. – uśmiechnął się promiennie. – Otworzyli tu niedawno całkiem fajną restaurację. Panie przodem. – powiedział przepuszczając ją w drzwiach.
Kiedy weszli do środka Hermiona, aż zaniemówiła z wrażenia. Wnętrze było naprawdę zjawiskowe. Ściany pokrywała fototapeta, na której przedstawione były włoskie winnice. Stoły i krzesła były wykonane z ratanu, a okna przysłaniały bambusowe żaluzje.
- Ale tu pięknie. – zachwyciła się.
Po chwili znalazł się koło nich kelner, który wskazał im zarezerwowane miejsca. Wieczór minął im w miłej i przyjaznej atmosferze. Tuż przed północą lekko wstawieni znaleźli się ponownie pod domem brunetki.
- To był naprawdę uroczy wieczór. – zaczęła.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to powtórzymy. – powiedział, a ona zarumieniła się lekko.
- Też mam taką nadzieję. – odpowiedziała posyłając mu promienny uśmiech.
Draco chwycił kosmyk jej włosów, który opadł jej na twarz i założył jej go za ucho. Dziewczyna lekko zadrżała, kiedy jego dłoń musnęła jej policzek, co sprawiło, że poczerwieniała jeszcze bardziej. Blondyn potraktował to jako zaproszenie, ujął ją delikatnie za podbródek i wpił się w jej malinowe usta. Dziewczyna przez chwilę stała nieruchomo, ale po chwili oddała pocałunek.
- Dobranoc. – szepnął Draco, kiedy zakończyli pocałunek, po czym teleportował się do domu.
Hermiona wpatrywała się jeszcze przez chwilę w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał, a następnie zniknęła za drzwiami swojego domu. Po nieprzespanej nocy, która spędziła na rozmyślaniach o wczorajszych wydarzeniach, dziewczyna spakowała sukienkę, którą dostała od blondyna i teleportowała się pod jego dom. Pomimo, że miała klucze, postanowiła tym razem zadzwonić do drzwi, w których po chwili stanął blondyn.
- Hermiona? Coś się stało? – zdziwił się.
- Mogę wejść? – zapytała.
- Jasne. – powiedział i przepuścił ją w drzwiach. – Coś się stało? – zapytał ponownie.
- Muszę ci to oddać. – powiedziała wręczając mu pudełko.
- Nie przyjmę tego. To prezent. – odpowiedział zdezorientowany całą sytuacją. – Jeżeli czymś cię wczoraj uraziłem to…
- Nie mogę już tu pracować Draco. – powiedziała chłodno, a w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Ale dlaczego?
- Po prostu nie mogę. – dodała i spuściła wzrok. – Mogę się pożegnać z małym? – zapytała niepewnie.
- Znasz drogę. – odpowiedział chłodno i odprowadził dziewczynę wzrokiem.
Brunetka od razu udała się do pokoju Scorpiusa. Malec bawił się misiem w swoim łóżeczku, a gdy usłyszał, że ktoś wchodzi do pokoju od razu podniósł wzrok. Kiedy zorientował się, kto przyszedł rozpromienił się i od razu wyciągnął ku niej swoje rączki.
- Cześć maluchu. – powiedziała. – Przyszłam się z tobą pożegnać. – dodała, a po jej policzku popłynęły łzy.
Musiała przyznać przed samą sobą, że pokochała to dziecko jak własne, a teraz mimo bólu jaki jej to sprawiało, musiała się z nim pożegnać. W międzyczasie niemal bezszelestnie, do pokoju wszedł Draco i stał teraz oparty o framugę.
- Będę za tobą tęsknić, wiesz? – zapytała nie licząc na odpowiedź.
Scorpius wpatrywał się w nią przez chwilę, gładząc swoją rączką po jej twarzy.
- Ma-ma, ma-ma. – powiedział, a Hermiona na dobre się rozpłakała.
- Nie jestem twoją mamą.
Draco poruszony sceną, którą zobaczył, podszedł do dziewczyny i objął ją ramieniem, zmuszając ją do spojrzenia na niego.
- Co ty robisz? – zapytała przez łzy.
- Mój syn wybrał już sobie nową mamę, a tata popiera wybór syna. – powiedział uśmiechając się do niej promiennie.
- Ale… - zaczęła.
- Żadnego ale Granger. – powiedział i złączył ich usta w namiętnym pocałunku.

środa, 4 lutego 2015

Je ne regrette rien






Brązowowłosa kobieta już od przeszło dwudziestu minut biegała od swojej garderoby do sypialni za każdym razem dorzucając coś do walizki, która aktualnie leżała rozłożona na łóżku. Pomimo, że kobieta była pełnoletnią czarownicą, zważywszy na swoje mugolskie pochodzenie zawsze pakowała się bez użycia magii.
- Dlaczego do cholery cały dom się trzęsie?! – zapytał z wyrzutem Ron, który właśnie wszedł do sypialni. – Gdzie ty się znowu wybierasz?! – dodał widząc rozłożoną walizkę na ich wspólnym łóżku.
- Jutro jadę na sympozjum magomedyków do Seattle. Mówiłam ci o tym miesiąc temu! – odparła zdenerwowana.
- Nic mi nie mówiłaś! Z kim jedziesz?! – rudowłosy podniósł ton głosu do tego stopnia, że prawie krzyczał.
- Może jakbyś mnie słuchał to byś wiedział. – próbowała być spokojna.
- Pytałem z kim jedziesz!
- Ty nie pytasz Ron. Ty domagasz się odpowiedzi, a to jest różnica. – dodała zapinając torbę i stawiając ją na podłodze.
- Masz mi natychmiast powiedzieć z kim jedziesz, bo…
- Bo co?! – nie wytrzymała i również podniosła głos.
- Wiem, że jedziesz z nimi! Z tym pieprzonym czarnoskórym…
- DOSYĆ! – krzyknęła. – Mam dość twoich insynuacji! Blaise to narzeczony twojej siostry do cholery!
- Insynuacji?! Doskonale wiem, że się z nim pieprzysz! – wrzasnął i ruszył w jej kierunku.
Hermiona wiedząc, co się święci chwyciła swoją różdżkę, która do tej pory leżała na nocnej szafce i wymierzyła w rudzielca.
- Nie zbliżaj się do mnie! Mam cię serdecznie dość! Jak wrócę ma cię tutaj nie być! To koniec! – wykrzyczała, po czym chwyciwszy walizkę wyszła z sypialni i udała się do salonu.
Pospiesznie weszła do kominka nabrała trochę proszku Fiuu, wypowiedziała głośno adres i zniknęła w zielonych płomieniach zanim Ron zdążył ją dogonić. Nim się obejrzała stała już w salonie swojego współpracownika – Blaise’a Zabiniego.
- Blaise? Ginny? – zapytała niepewnie i wyszła z kominka. – Blaise! – krzyknęła.
- Hermiona? – zdziwił się wchodząc przez drzwi do salonu, w którym stała. – Coś się stało? – zapytał spoglądając na jej walizkę. – Przecież wyjeżdżamy dopiero jutro.
- To dłuższa historia. Jest Ginny?
- Jeszcze nie, ale powinna zaraz być. – powiedział spoglądając na zegarek, który miał na ręku, a w tej samej chwili w kominku pojawiła się rudowłosa.
- Hermiona? Jak miło cię widzieć! – krzyknęła rzucając się przyjaciółce na szyję. – Jak ja cię dawno nie widziałam!
- Też się cieszę, że cię widzę. – odpowiedziała z udawanym entuzjazmem.
- Co jest?
- Nie nic.
- Przecież widzę – popatrzyła na brązowowłosą z dezaprobatą. – Blaise?
- Ja nic nie wiem. – odpowiedział czarnoskóry. – Ale chyba zapowiada się długa noc, idę po coś mocniejszego.
- Siadaj i mów co się stało. – powiedziała Ginny i wskazała przyjaciółce kanapę.
W tym samym czasie chłopak podszedł do barku i wyciągnął z niego butelkę czerwonego wina, ognistą whisky, korkociąg i odpowiednie szkło. Wszystko ustawił na szklanej ławie, odkorkował wino i nalał dziewczynom do kieliszków. Hermiona chwyciła swój kieliszek i wypiła całą jego zawartość za jednym razem. Przyjaciele popatrzyli na nią z niedowierzaniem, przecież brązowowłosa nigdy się tak nie zachowywała.
- Zerwałam z Ronem. – powiedziała i postawiła kieliszek na ławie. – Kazałam się mu wynieść.
- Nareszcie! – pochwalił ją Zabini i ponownie napełnił jej kieliszek.
- Blaise! – Ginny popatrzyła na ukochanego z dezaprobatą.
- Blaise ma rację, powinnam była zrobić to już dawno.
- Ale jesteś w stu procentach pewna swojej decyzji? – zapytała.
- Nawet w dwustu. Po prostu mam dość. Tych wiecznych pretensji, wyzwisk i insynuacji. Tym razem miarka się przebrała. On mnie posądził o romans z twoim narzeczonym! Rozumiesz?! Powiedział, że się z nim pieprze! – po policzkach brązowowłosej popłynęły łzy.
- Że co?! – twarz Ginny momentalnie zrobiła się purpurowa. – Niech ja go dorwę w swoje ręcę, a nie ręcz…
- Nie. – powiedziała stanowczo wycierając łzy. – To i tak nic nie da Ginny, a ja mam po prostu dość. Chcę w końcu normalnie żyć.
- Dobrze. – powiedziała rudowłosa i przytuliła przyjaciółkę. – Dzisiaj zostaniesz u nas na noc, a jutro rano ruszamy do Seattle! – uśmiechnęła się promiennie.
- Ruszamy? Jedziesz z nami? – zdziwiła się brunetka.
- No tak. Mam trochę zaległego urlopu, a poza tym…
- Poza tym ja się bez niej nigdzie nie ruszam. – dokończył Blaise i posłał swojej narzeczonej promienny uśmiech.
- Myślałam, że na sympozjum mogą przebywać wyłącznie lekarze.
- Teoretycznie tak, ale w praktyce jest zupełnie inaczej. Zresztą mamy z Ginny specjalne przywileje. – odpowiedział tajemniczo.
- Dlaczego? – zapytała zdziwiona brunetka.
- Dowiesz się w swoim czasie. – dodała rudowłosa.
Reszta wieczoru minęła im w przyjemnej atmosferze. Blaise jak przystało na duszę towarzystwa rozbawił dziewczyny do łez, dzięki czemu Hermionie przynajmniej częściowo udało się zapomnieć o przykrościach, które miały miejsce kilka godzin wcześniej. Kiedy dziewczyny wypiły butelkę wina, rudowłosa zaprowadziła przyjaciółkę do pokoju gościnnego, a sama udała się do swojej sypialni. Wzięła szybki prysznic i położyła się obok swojego narzeczonego.
- Śpisz? – zapytała kładąc się do łóżka.
- Jeszcze nie. – odpowiedział przytulając się do niej.
- Czasami zastanawiam się czy Ron to naprawdę mój brat.
- Ciii. – uciszał ją. – Nie myśl teraz o tym.
- Nie mogę zrozumieć jak on może ją tak traktować. Przecież to jest…
- Kochanie, skoro twój brat nie potrafi docenić takiej wspaniałej dziewczyny jaką jest Hermiona, to naprawdę jest idiotą. Nie myśl teraz o nim tylko idź spać. Pamiętaj, że musimy wcześnie wstać. Hermiona sobie poradzi. Znajdzie sobie kogoś, kto będzie na nią zasługiwał. Gwarantuje ci to. – skwitował, a po chwili oboje już spali.
Parę minut przed godziną siódmą cała trójka była gotowa do drogi, wcześniej udało im się zjeść szybkie śniadanie. Czarnoskóry został poinformowany, gdzie będzie czekał na nich świstoklik, więc to on szedł na czele grupy. Tuż przed godziną ósmą udało im się dotrzeć na wzgórze, z którego miał odlecieć ich świstoklik, a cała trójka zaczęła rozglądać się za przedmiotem, który mógłby nim być.
- Chyba znalazłam. – odezwała się po chwili Hermiona wskazując na stary zniszczony but.
- To na trzy! – krzyknął Blaise i zaczął odliczanie.
Kiedy doliczył do trzech poczuli szarpnięcie w okolicach pępka i po chwili byli już w Seattle. Wylądowali w pomieszczeniu, które przypominało malutką salkę konferencyjną. Na jednej ścianie, która wyglądała jak z drewna wisiała interaktywna tablica. Pozostałe ściany były całe ze szkła. Na środku pomieszczenia stał długi biały stół z dziesięcioma krzesłami. Po niespełna minucie jedna ze ścian rozsunęła się, a do środka wszedł młody blondyn z lekkim zarostem.
- Witam państwa serdecznie. Nazywam się Eric English i jestem zastępcą menagera hotelu. Proszę za mną. – powitał ich i ruszył w kierunku z którego przybył.
Weszli do kolejnego pomieszczenia, które przypominało wielkie biuro. W dwóch rzędach stały małe białe biurka, a na każdym stał ekran monitora. Wzdłuż ścian ciągnęły się półki po brzegi wypełnione segregatorami i książkami. Podeszli do jednego z biurek, przy którym siedziały dwie młode kobiety. Na pierwszy rzut oka czarnowłosa wyglądała na starszą od blondynki, ale były tak do siebie podobne, że nikt nie miał wątpliwości, że są spokrewnione.
- Dzień dobry. – odezwała się czarnowłosa. – Nazywam się Kathuna Hanson, a to jest moja siostra Janet. Proszę o oddanie zużytego świstoklika i podanie państwa nazwisk.
- Dzień dobry. – jako pierwszy odpowiedział Blaise i podał kobiecie stary but. – Moje nazwisko Zabini, a to są panny Weasley i Granger.
Kobieta wpisała nazwiska do komputera, przeczytała coś pospiesznie, wstała i podeszła do szafki z przegródkami, która stała pod ścianą. Każda z przegródek była opatrzona symbolem numerycznym. Otworzyła jedną z nich i wyciągnęła trzy identyfikatory.
- To są państwa identyfikatory, które umożliwią państwu wstęp na sympozjum, proszę mieć je zawsze przy sobie, ponieważ bez nich mogą państwo nie zostać wpuszczeni. Z drugiej strony znajduje się plan na cały weekend. – uśmiechnęła się. – Z tymi identyfikatorami proszę się teraz udać do recepcji, która mieści się na parterze. Janet wskaże państwu drogę.
- Dziękujemy. – podsumowała Hermiona i cała trójka ruszyła za blondynką, która szła w kierunku windy.
Niespełna minutę później znaleźli się w holu hotelu, który był utrzymany w podobnym stylu jak pomieszczenia, z których właśnie wyszli. Białe ściany, nowoczesne wykończenia imitujące drewno. Nad recepcją widniał napis „Witamy w Świecie Magii”.
- To hotel tylko dla czarodziei? – zapytała niepewnie Hermiona.
- Zgadza się. – odparł Blaise. – Jest ukryty przed mugolami w podobny sposób jak nasz szpital.
- Witam państwa w Świecie Magii. – odezwał się wysoki brązowowłosy recepcjonista. – Poproszę państwa identyfikatory. – dodał i wyciągnął przed siebie rękę.
Przez chwile sprawdzał coś w komputerze, po czym oddał identyfikatory. – Poproszę o państwa różdżki.
- Ale w jakim celu? – zapytała zdezorientowana brunetka.
- Dowiesz się w swoim czasie. – odpowiedziała Ginny i podała swoją różdżkę recepcjoniście.
Hermiona niechętnie również oddała swój magiczny przedmiot. Recepcjonista przyłożył każdą z różdżek do specjalnego czytnika, po czym oddał je właścicielom.
- Proszę zostawić państwa bagaże, zostaną automatycznie przetransportowane do pokoju. Pan menager osobiście państwa zaprowadzi.
- Menager? – zdziwiła się Hermiona, jednak nie otrzymała odpowiedzi na swoje pytanie.
- Witaj Blaise, cześć Giny, jak się macie? – zapytał mężczyzna, który właśnie do nich podszedł.
Hermiona miała nieodparte wrażenie, że skądś go zna.
- Znakomicie. – odpowiedziała Ginny i przytuliła mężczyznę.
- Cześć Nott. Dawno się nie widzieliśmy. – dodał Blaise i uścisnął przybyszowi dłoń.
- Cześć Granger. – uśmiechnął się do niej. – Zapraszam. – wskazał ręką kierunek, w którym ruszyli. Brązowowłosa korzystając z okazji, że mężczyźni pogrążeni w rozmowie ruszyli jako pierwsi, chwyciła swoją przyjaciółkę za łokieć i przyciągnęła do siebie.
- O co tutaj chodzi? – zapytała szeptem. – Co Nott tutaj robi? I dlaczego mam wrażenie, że nie jesteście tutaj pierwszy raz?
- Pracuje. – odpowiedziała. – I tak. Byliśmy tu już wcześniej. – dodała i ruszyła za chłopakami, a po chwili Hermiona zrobiła to samo.
Kiedy cała czwórka dotarła do windy, Teodor przyłożył swoją różdżkę do czytnika i winda ruszyła w górę, a kiedy po chwili się zatrzymała byli na dwunastym piętrze.
- To wasze piętro. Do zobaczenia później. – Nott pożegnał się i zniknął w windzie.
Stanęli przed wielkimi drzwiami. Blaise przyłożył różdżkę do czytnika i po chwili drzwi rozsunęły się ukazując obszerny urządzony w nowoczesnym stylu salon.
- To nasz apartament. – odezwała się Ginny.
Panna Granger, aż zaniemówiła z zachwytu. Wnętrze było naprawdę piękne i urządzone w jej guście. Jasne sofy, szklany stolik, obszerna biblioteka. Obok salonu znajdowała się niewielka kuchnia połączona z jadalnią, dwie sypialnie, wielka łazienka i garderoba.
- Nie wiem czy stać mnie na takie luksusy. – odezwała się, kiedy otrząsnęła się z szoku.
- Rozgość się i niczym się nie martw. – odparł Blaise.
- Ale…
- Żadnego ale! – rzekła ruda. – Znamy właściciela. – skwitowała.
- Blaise, wybierasz się na pierwszy panel? – zapytała po chwili.
- A o czym jest? – zapytał.
- O nowych technikach w leczeniu oparzeń magizoologicznych. – powiedziała, a Zabini aż się skrzywił.
- Streścisz mi później? – zapytał niepewnie.
- Tak, ale pod warunkiem, że przyjdziesz na mój panel.
- Ależ oczywiście! Będę siedział w pierwszym rzędzie! – zaśmiał się.
- Trzymam cię za słowo. – odpowiedziała po czym udała się na rzeczony panel.
Magomedyk, który przemawiał jako pierwszy miał bardzo monotonny i usypiający głos, dlatego też po niespełna piętnastu minutach Hermiona miała wrażenie, że tylko ona z całej sali słucha to, co ma do powiedzenia. Niestety ku jej niezadowoleniu, czarodziej mówił o technikach, które już znała, więc mimowolnie zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. W sali przebywało około pięćdziesięciu osób, a niektóre osobistości medycznego świata kobieta znała jedynie z fachowej literatury, ale było też kilka osób, które znała osobiście. Nim się obejrzała pierwszy panel dobiegł końca, a wszyscy zgromadzeni zostali zaproszeni na poczęstunek.
- Pan profesor Slughorn? – zapytała niepewnie podchodząc do znajomo wyglądającego mężczyzny.
- Panna Granger! – ucieszył się. – Jak miło, że ponownie się spotykamy.
- Co pan tutaj robi panie profesorze? – zdziwiła się.
- Przyjechałem na panel pana Zabiniego o zatruciach eliksiralnych, ale pomyliłem dni i przybyłem dzień za wcześnie.
- W takim razie zapraszam na swój panel.
- A o czym będzie drogie dziecko?
- O nowościach w leczeniu urazów pozaklęciowych.
- Ciekawe! Bardzo ciekawe! Prowadź!
Hermiona z dumą zaprowadziła swojego starego profesora do sali, w której miała za chwilę wygłaszać swój referat. Na Sali nie było zbyt wiele osób, więc dziewczyna od razu odnalazła wzrokiem swoich przyjaciół.
- Profesor Slughorn! – ucieszyła się Ginny na jego widok. – Niezmiernie miło znów pana widzieć!
- Panna Weasley! – ucieszył się. – I pan Zabini! Czy pan Potter też tutaj jest? – zapytał.
- Nie, Harry ma inne obowiązki. – skwitowała brązowowłosa.
- Co pana tutaj sprowadza panie profesorze? – zapytał Blaise.
- Twój wykład drogi chłopcze!
- Panno Granger musimy zaczynać. – powiedział niski mężczyzna, który do nich podszedł.
- A tak, już idę. – odpowiedziała. – Niestety muszę iść. – zwróciła się do profesora i przyjaciół.
- Idź, idź drogie dziecko! – dodał profesor i zajął miejsce obok Ginny.
Hermiona zajęła miejsce przy mównicy, zrobiła dwa głębokie wdechy, żeby opanować emocję i zaczęła.
- Dzień dobry nazywam się Hermiona Granger i przedstawię dzisiaj państwu najnowsze techniki leczenia urazów pozaklęciowych. Urazy pozaklęciowe to bardzo złożone i… - zaczęła.
W tym samym czasie, do sali w której odbywał się popołudniowy panel wszedł pewien blondyn. Oparł się o framugę drzwi i wpatrywał się w stojącą na mównicy brunetkę. Zmieniła się od czasu, kiedy byli jeszcze w szkole. Jej włosy nie wyglądały już jak jedna wielka szopa, zaczęła też zdecydowanie lepiej się ubierać. Sądząc po wykładzie, który właśnie wygłaszała, wciąż była tą samą wszystkowiedzącą Granger. Blondyn zaśmiał się pod nosem.
- Panie Malfoy znaleźć panu wolne miejsce? – zapytała drobna brunetka podchodząc do niego.
- Nie dziękuję. Nie chce przeszkadzać. – odparł.
Stał tam jeszcze przez dłuższą chwilę, a potem wyszedł.
- Naprawdę znakomite wystąpienie panno Granger! Dowiedziałem się tylu wspaniałych rzeczy. – zaczął Slughorn, kiedy cała czwórka opuszczała już salę.
- Cieszę się, że się podobało profesorze. Mam nadzieję, że wystąpienie pana Zabiniego będzie również tak interesujące! Zatem do zobaczenia drogie dzieci. – powiedział i udał się w stronę windy.
- Tak samo dziwny, jak zawsze. – skwitowała Ginny.
- Przesadzasz kochanie. – odparł czarnoskóry i objął ją ramieniem. – Jakie plany na wieczór? – zapytał.
- Może… - zaczęła Hermiona, jednak nie dane jej było dokończyć, gdyż w ich stronę biegła drobna brunetka.
- Panie Zabini! – krzyknęła.
- Tak? – zapytał zdziwiony.
- Mam dla pana wiadomość. – powiedziała i podała mu kawałek pergaminu.
Blaise pospiesznie rozłożył go i przeczytał zawartość.
- Moja drogie panie. Za godzinę jemy kolację z właścicielem. – uśmiechnął się promiennie.
- Jak to za godzinę?! – wrzasnęła Ginny. – Nie zdążymy się przygotować!
- Dacie radę. – krzyknął, bo dziewczyny już biegły w kierunku windy. – Kobiety… - skwitował.
Parę minut po osiemnastej siedzieli w hotelowej restauracji oczekując na właściciela hotelu, który najwyraźniej nie był wzorem punktualności. Hermiona zniecierpliwiona czekaniem zaczęła opowiadać przyjaciołom o tym, czego dowiedziała się na pierwszym panelu.
- I Andrews uważa, że oparzenia należy… - Blaise patrzył znudzonym wzrokiem na swoją przyjaciółkę.
- Czy ty musisz nawet po pracy gadać o pracy Granger? – zapytał blondyn, który właśnie przybył i zajął wolne miejsce przy stoliku.
- To miejsce jest zajęte Malfoy! Wynoś się stąd! – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Tak się składa Granger, że to na mnie czekacie. – uśmiechnął się cynicznie.
- Że co?! – krzyknęła, a prawie wszyscy zgromadzeni w hotelowej restauracji ludzie odwrócili się w jej kierunku i patrzyli na nią z dezaprobatą.
- Nie drzyj się tak, nie jesteś u siebie. – szepnął.
- Dziękuję za miłe towarzystwo. – uśmiechnęła się cynicznie i wstała. – Było mi naprawdę bardzo miło. Nie do zobaczenia. – ukłoniła się teatralnie i ruszyła w stronę wyjścia.
- A miało być tak miło. – skwitował.
- Miałeś być miły. – powiedziała Ginny i ruszyła za przyjaciółką.
- Co ja takiego zrobiłem? – zapytał Blaise’a.
- Nigdy do końca nie zrozumiem kobiet.
Rudowłosa wyszła z restauracji i zaczęła rozglądać się za Hermioną, dostrzegła ją czekającą na windę i podbiegła do niej.
- Hermiona zaczekaj! – krzyknęła.
- Malfoy? Naprawdę! Nie mogliście mi wcześniej powiedzieć? – zapytała z wyrzutem.
- Nie. Wtedy w ogóle byś nie przyszła.
- Właśnie, nie przyszłabym i oszczędziłabym sobie poniżania przez tego kretyna!
- Hej, hej! Wyluzuj trochę! On ci nic nie zrobił to ty na niego naskoczyłaś. – zauważyła trafnie ruda.
- Nie mam zamiaru spędzić z nim ani minuty dłużej, nigdy.
- Będziesz musiała chyba, że nie chcesz być druhną na moim ślubie! Chciałam cię o to poprosić po kolacji, ale skoro nie chcesz to nie będę się prosić! Jeżeli nie chcesz zjeść z nami kolacji to nikt cię do tego nie zmusza. Wracaj sobie do pokoju i siedź tam. Sama! – tym razem to ruda nie wytrzymała.
Zdenerwowana Ginny odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku restauracji.
- Ale Ginny! – krzyknęła brązowowłosa, ale ruda nie chciała jej już słuchać i przyspieszyła kroku.
Kiedy znalazła się ponownie przy stoliku, usiadła z impetem na swoje miejsce, chwyciła kieliszek z winem i wypiła go za jednym razem.
- Spokojnie ruda, bo się upijesz przed północą. – zaśmiał się blondyn, a dziewczyna popatrzyła na niego wymownie.
- Proszę cię, chociaż ty mnie dzisiaj nie denerwuj.
- Hermiona wróci? – zapytał Blaise obejmując ukochaną.
- Nie obchodzi mnie to. – skwitowała.
- W każdym razie chcieliśmy cię Draco prosić… - zaczął czarnoskóry.
- Przepraszam. – przerwała mu Hermiona, która właśnie wróciła do stolika. – Przepraszam was za moje zachowanie, ciebie też Malfoy. – dodała patrząc na blondyna i zajęła ponownie swoje miejsce.
- Przeprosiny przyjęte. – ucieszył się Blaise. – Skoro już jesteśmy wszyscy razem to chcielibyśmy was o coś zapytać.
- O co? – zdziwił się blondyn upijając łyk wina ze swojego kieliszka.
- Chcielibyśmy was prosić, żebyście zostali druhną i drużbą na naszym ślubie. Zgodzicie się? – dokończył czarnoskóry.
- Pewnie! – powiedzieli niemal jednogłośnie.
- Kiedy? – zapytał blondyn.
- Za miesiąc. – dodał Blaise.
- Tak szybko? – zdziwiła się Hermiona. – I ja nic nie wiedziałam?!
- Nikt nic nie wiedział. Nawet nasi rodzice. – dodała rudowłosa. – Dowiedzą się dopiero po naszym powrocie. I nie musicie się o nic martwić. Praktycznie wszystko jest już gotowe.
Reszta kolacji minęła im w miłej atmosferze. Początkowa niechęć Hermiony do Malfoya minęła po tym jak chłopak opowiedział, co robił po ostatecznej bitwie i w jakich okolicznościach postanowił wybudować hotel dla czarodziei, a potem następny i następny. Malfoy nie omieszkał również poinformować zebranych, że planuje w niedalekiej przyszłości postawić również hotel w Londynie, a co się z tym wiąże, wrócić na pewien czas do kraju. Kiedy żegnali się przed północą, pomimo protestów Hermiony, która koniecznie chciała udać się na jutrzejszy poranny panel dotyczący wypadków przedmiotowych, umówili się na wczesny lunch następnego dnia, po czym rozeszli się po swoich pokojach.
Następnego dnia przed godziną dwunastą cała czwórka spotkała się w holu.
- To gdzie nas zabierasz Draco? – zapytała podekscytowanym głosem Ginny.
- Niedaleko. Tu za rogiem jest taka fajna knajpka. Zapraszam. – uśmiechnął się.
- La vie est belle. – Hermiona przeczytała napis nad wejściem z wyraźnym francuskim akcentem. – Życie jest piękne.
- No proszę Granger, nie wiedziałem, że znasz francuski. – zdziwił się blondyn.
- Jeszcze dużo o mnie nie wiesz Malfoy. – wycedziła i weszła do środka.
W środku było uroczo. Na ścianach były namalowane różne regiony Francji z zaznaczonymi na nich najbardziej interesującymi miastami w danym regionie. Po prawej stronie od wejścia znajdował się niewielki bar z jasnego drewna, a na nim kilka skrzynek ze świeżymi przyprawami, takimi jak bazylia, tymianek, oregano. Na sali było niewiele okrągłych stolików, a wokół nich stały ratanowe krzesła. Kilka z nich było zajętych.
- Ale tu pięknie. – zachwyciła się brunetka.
Zajęli stolik najbliżej wyjścia, który był ustawiony pod oknem. Złożyli zamówienie i oczekiwali na zamówione potrawy. Podczas konsumpcji nie obyło się bez kilku dowcipów Blaise’a. Draco kilka razy wtrącał coś po francusku, a panna Granger przewracając za każdym razem oczami, tłumaczyła wszystko na angielski, z czego Blaise i Ginny mieli niezły ubaw.
- Dobra kochani, bardzo miło się siedzi, ale musimy już wracać. Mównica na mnie czeka. – zaśmiał się Blaise dopijając wino. – Chyba, że chcecie zostać. – dodał patrząc wymownie na przyjaciół.
- Nie, nie idziemy wszy… - nie dokończyła, bo do środka wpadł Ron, a jego twarz była purpurowa ze złości.
- TO JA SZUKAM CIĘ OD GODZINY! PRZYJEŻDŻAM SPECJALNIE, ŻEBY CIĘ PRZEPROSIĆ, A TY SIEDZISZ SOBIE W NAJLEPSZE ZE ŚMIERCIOŻERCĄ! – wykrzyczał na całą restaurację. – Z KIM SIĘ JESZCZE PIEPRZYSZ ZA MOIMI PLECAMI?!
Zrozpaczona dziewczyna wybiegła na ulicę i zniknęła za rogiem.
- Jesteś śmieciem Ron! – krzyknęła Ginny, wstając z miejsca, podchodząc do niego i uderzając go w twarz. – Nie jesteś już moim bratem. – dodała i wybiegła za przyjaciółką.
Zabini i Malfoy siedzieli jak sparaliżowani, jednak po chwili oprzytomnieli i ruszyli za dziewczynami.
- Leć za nią Malfoy. Pociesz i przeleć. – powiedział rudowłosy.
Draco, który wychodził już przez drzwi wejściowe nagle zatrzymał się, obrócił na pięcie i podszedł do rudzielca. Złapał go za koszulkę i powiedział:
- Jeszcze słowo Weasley, a będziesz zbierał swoje zęby z podłogi. Wracaj tam skąd przybyłeś i nie pokazuj mi się więcej na oczy. – mężczyzna puścił go i opuścił restaurację.
Skierował się w stronę swojego hotelu, ale po chwili zmienił zdanie i ruszył w przeciwnym kierunku. Może i przez te dwa dni ocieplił swoje stosunki z Granger, ale zdecydowanie był ostatnią osobą, która miałaby ochotę ją pocieszać. Szedł tak przed siebie, kiedy w jednej z alejek, obok której przechodził usłyszał szloch. Bez zastanowienia udał się w tamtym kierunku. Przeczucie go nie myliło, pod jedną ze ścian zobaczył skuloną brązowowłosą kobietę. Podszedł do niej i kucnął naprzeciw.
- Granger, naprawdę nie warto płakać przez takiego idiotę jak Weasley. – zaczął.
Dziewczyna słysząc znajomy głos podniosła lekko głowę.
- Idź stąd Malfoy. – powiedziała cicho.
- Pójdę, ale tylko wtedy, kiedy pójdziesz razem ze mną. – odpowiedział po chwili.
- Dlaczego mi pomagasz? – zapytała wlepiając swoje zapłakane oczy w oczy byłego ślizgona.
- Powiedzmy, że przez te dwa dni trochę cię polubiłem Granger. – dodał uśmiechając się lekko. – Poza tym, żadna kobieta nie powinna płakać przez mężczyznę. – dodał, wstał i wyciągnął do niej dłoń. – Chodź Ginny i Blaise na pewno się o ciebie martwią.
Dziewczyna chwyciła niepewnie dłoń chłopaka i stanęła na własnych nogach.
- Dzięki Malfoy. – dodała i ruszyła przed siebie.
- Nie ma za co Granger. – dodał po chwili i ruszył za nią.
Pięć minut później jechali już windą na dwunaste piętro.
- Jak ona zaraz nie wróci to idziemy jej szukać. – krzyknął Blaise.
- Blaise, co ty tu jeszcze robisz? Za pięć minut masz swoje wystąpienie. – powiedziała brunetka wchodząc do środka.
- Nic ci nie jest? – zapytała Ginny rzucając się przyjaciółce na szyję.
- Wszystko okej. Blaise idź już, bo się spóźnisz. – poganiała go.
- Zostanę z tobą. – powiedziała rudowłosa.
- Nie idź z nim i zabierzcie ze sobą Malfoya. Chcę zostać sama. – powiedziała i zniknęła za drzwiami swojej sypialni.
- Zostań z nią, proszę. – Ginny patrzyła błagalnie na blondyna.
- Dobra zostanę, ale idź już zanim zmienię zdanie. – odparł po chwili i ruszył w kierunku barku, z którego wyciągnął ognistą whisky i dwie szklanki. Złapał je jedną ręką, a butelkę wsadził sobie pod pachę. Następnie podszedł do drzwi, za którymi zniknęła brunetka i zapukał.
- Odejdź! – usłyszał przez drzwi i otworzył je. – Mówiłam, że chce zostać sama.
- Oj Granger, Granger. – powiedział i postawił szklanki na szafce nocnej, po czym napełnił je bursztynowym płynem.
Blondyn usiadł na skraju łóżka na którym leżała i podał jej napełnioną szklankę.
- Obiecaj mi coś Granger. – powiedział upijając łyk.
- Co? – zapytała.
- Że już nigdy nie będziesz płakać przez faceta. – dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie, ale pokiwała twierdząco głową.
Resztę popołudnia spędzili na rozmowach na różne tematy. Ognista whisky rozwiązała im trochę języki, niemal niwelując między nimi ścianę, którą zbudowali jeszcze w Hogwarcie. Kiedy wreszcie dziewczynie udało się zasnąć, Draco przykrył ją kocem, zabrał puste szklanki i opuścił sypialnie.
- Dzięki, że z nią zostałeś. – powiedziała Ginny, która wychyliła się ze swojej sypialni.
- Nie ma za co. – uśmiechnął się. – Dobranoc, widzimy się na śniadaniu.
- Dobranoc. – odpowiedziała i odprowadziła blondyna wzrokiem.
Następnego ranka cała trójka spakowała swoje rzeczy z zamiarem powrotu do domu. Zabrali swoje walizki i zeszli na śniadanie, gdzie czekał na nich Draco.
- Wybierasz się gdzieś? – zapytała zdziwiona Ginny, widząc niewielką walizkę stojącą obok niego.
- Wracam z wami do Londynu. Już dawno obiecałem matce, że ją odwiedzę. – odpowiedział i gestem zaprosił ich do stolika.
Śniadanie minęło im w miłej atmosferze, a zaraz po nim cała czwórka teleportowała się do mieszkania Zabiniego.
- Kawy, herbaty? – zapytała Ginny, kiedy tylko wylądowali.
- Dzięki, ale chciałabym już być u siebie. – powiedziała brunetka.
- Odprowadzić cię? – zapytał Draco pod wpływem chwili.
- Chętnie. – odpowiedziała i ruszyła w kierunku wyjścia. – Widzimy się w pracy Blaise. – dodała i zniknęła za drzwiami.
- To do zobaczenia. – odparł blondyn i wyszedł za nią.
- Czy ja o czymś nie wiem? – zapytała Ginny swojego narzeczonego, kiedy tylko drzwi się zamknęły.
- Najwyraźniej ja też nie. – odpowiedział.
W tym czasie Hermiona i Draco szli w ciszy jedną z londyńskich uliczek. Każde z nich chciało coś powiedzieć, ale żadne nie wiedziało jak zacząć. Kiedy znaleźli się pod domem byłej gryfonki, pierwszy odezwał się blondyn.
- Mam nadzieję, że sobie poradzisz Granger.
- Dzięki za troskę. – zaczęła. – I dzięki za wczoraj. – dodała wkładając klucz do zamka.
- Nie ma za co Granger, do zobaczenia na ślubie. – odpowiedział i już miał odejść.
- Co do cholery? – zdziwiła się. – Otwarte? – złapała za klamkę i nacisnęła ją.
Malfoy natychmiast znalazł się koło niej z wyciągniętą różdżką.
- Co ty robisz?
- Wyciągnij różdżkę i nie zadawaj głupich pytań. – wycedził i pchnął drzwi.
Weszli do środka z wyciągniętymi przed siebie różdżkami, ale tego co zastali w środku żadne z nich się nie spodziewało.
Cały salon był zdemolowany. Meble wyglądały jakby ktoś je porąbał, po całej podłodze walały się puste butelki po ognistej whisky, a na ścianie nad kanapą widniał wielki czerwony napis „szlama”, a zaraz obok „dziwka Malfoya”.
- Zabije go. – wycedził blondyn przez zaciśnięte zęby, jego twarz przybrała szkarłatny odcień. – Przysięgam, że jak dorwę…
- Nie. – przerwała mu. – Nie będziesz nikogo uśmiercał Malfoy, a już na pewno nie przeze mnie. – dodała.
Blondyn wpatrywał się w nią z niedowierzaniem, był pod wrażeniem jej opanowania.
- Kim jesteś i gdzie jest Granger? – chłopak mimowolnie uśmiechnął się.
- Powiedzmy, że pojechała na długi urlop. – odpowiedziała. – Przyznam, że można się było tego poniekąd spodziewać. No cóż, pozostaje mi zabrać swoją walizkę i udać się do lekarskiego hotelu. – westchnęła.
- Czy twój kominek jest podłączony do sieci Fiuu? – zapytał po chwili.
- Tak, a dlaczego pytasz? – zdziwiła się.
- Chodź. – nakazał i wszedł do kominka, a dziewczyna zrobiła to sama. Nabrał trochę proszku Fiuu i powiedział głośno:
- Charing Cross Road 74.
- Gdzie my jesteśmy? – zapytała dziewczyna, kiedy wylądowali pod wskazanym adresem.
- To moje mieszkanie.
- Po co mnie tu ściągnąłeś? – zapytała ze złością w głosie.
- Nie schlebiaj sobie Granger. – odpowiedział i uśmiechnął się cynicznie. – Możesz tu tymczasowo mieszkać, ja i tak z niego nie korzystam. Możesz zostać dopóki sobie czegoś nie znajdziesz i wyprzedzając twoje następne głupie pytanie, nie musisz za nie płacić. A teraz wybacz, ale matka na mnie czeka. – powiedział i ponownie nabrał trochę proszku Fiuu. – Malfoy Manor. – wypowiedział adres i zniknął w zielonych płomieniach pozostawiając zdezorientowaną dziewczynę.
Od dnia, w którym zamieszkała w mieszkaniu Malfoya minął miesiąc. Z początku Hermionie było niezręcznie mieszkać w mieszkaniu arystokraty i to w dodatku zupełnie za darmo, ale z dnia na dzień coraz bardziej przyzwyczajała się do tego miejsca i zaczęła je traktować jak swój własny dom.
- Ciężko mi będzie się stąd wyprowadzić. – powiedziała opierając się o framugę w salonie.
- To się nie wyprowadzaj. – skwitowała Ginny. – Możesz mnie zapiąć? – zapytała.
- Nie mogę tu mieszkać to nie moje mieszkanie. – odpowiedziała zapinając przyjaciółce zamek w sukience. – Gotowe, wyglądasz pięknie. – próbowała zmienić temat.
- Draco cię stąd nie wyrzuca.
- Wiem, ale…
- Żadnego ale! Poza tym musimy już iść, bo spóźnię się na własny ślub. – uśmiechnęła się rudowłosa.
Nie tracąc czasu kobiety teleportowały się pod kościół, w którym miała odbyć się ceremonia. Na schodach prowadzących do środka stał Draco, który był ubrany w szary garnitur podkreślający kolor jego oczu. Na jego widok Hermionie zrobiło się dziwnie gorąco, nie widzieli się przez cały miesiąc, ale dziewczyna dopiero teraz uświadomiła sobie, że za nim tęskniła.
- No nareszcie. – powiedział uradowany. – Już myślałem, że się rozmyśliłaś. – dodał przytulając Ginny na powitanie. – Niezła kiecka Granger. – zwrócił się do brunetki, która momentalnie się zarumieniła.
- Czas na pogaduszki będzie później Malfoy. Wszystko gotowe? – zapytała.
- Tak. Możemy zaczynać? – zwrócił się do panny młodej, a ta kiwnęła twierdząco głową.
- W takim razie zaczynamy. – uśmiechnął się i zaczął iść w stronę wejścia do kościoła.
- Masz obrączki? – krzyknęła za nim Hermiona, a on pomachał jej w powietrzu czarnym pudełkiem, które wyciągnął z kieszeni.
Draco wszedł do środka i dał organiście znak, że może zaczynać grać, a sam stanął przy ołtarzu zaraz obok swojego najlepszego przyjaciela.
- Mam nadzieję, że jesteś tego na sto procent pewien. – szepnął do Zabiniego.
- Na dwieście. – odpowiedział i obaj zwrócili się w kierunku wejścia skąd kroczyła dumnie ubrana w szmaragdowozieloną sukienkę Hermiona, a zaraz za nią Ginny cała w bieli.
Uroczystość była piękna. Podczas składania przysięgi obie matki płakały ze szczęścia swoich dzieci, a kiedy nowożeńcy przypieczętowali swoje zaślubiny pocałunkiem, wszyscy zgromadzeni w kościele ludzie zaczęli klaskać. Po ceremonii wszyscy goście zostali zaproszeni na wesele, które odbyło się w jednej z najmodniejszych restauracji w Londynie. Jako pierwsi na parkiet ruszyli oczywiście państwo młodzi, a zaraz za nimi reszta zgromadzonych. Wszelakie alkohole lały się bez ograniczeń toteż połowa gości nie doczekała nawet tortu. Około godziny dwudziestej, państwo młodzi podziękowali świadkom za pomoc w organizacji, a gościom za przybycie i w trochę amerykańskim stylu opuścili przyjęcie udając się na swój miesiąc miodowy, zostawiając wszystko na głowie swoich świadków, którzy byli już lekko podpici. Kiedy impreza dobiegła końca, a wszyscy goście opuścili lokal Hermiona i Draco zostali tylko we dwoje.
- To co zrobimy z tak dobrze rozpoczętym wieczorem Granger? – zapytał.
- Ja bym się jeszcze napiła. – odpowiedziała po chwili. – Ale nie tutaj.
Draco nie zastanawiając się zbyt długo chwycił butelkę ognistej whisky, która stała na stoliku i sprawdziwszy, że nikogo nie ma w pobliżu, chwycił brunetkę za rękę i teleportował ich do swojego mieszkania, gdzie leżąc na kanapie w salonie opróżnili cała zawartość butelki.
- Czemu mi się tak przyglądasz? – zapytała brunetka.
- Bo może mi się podobasz Granger. – odpowiedział, a ona parsknęła śmiechem. – Co w tym takiego śmiesznego?
- Nie żartuj sobie!
- Może nie żartuje. – powiedział i przysunął się do niej.
- Co ty robisz? – zapytała, ale nie otrzymała odpowiedzi, bo właśnie w tej samej chwili blondyn przysunął ją do siebie i pocałował, a ona odwzajemniła pocałunek.
Całowali się bardzo zachłannie, tak jakby każde z nich chciało dokładnie zapamiętać smak ust drugiego. Po chwili blondyn przestał ją całować i przejechał językiem wzdłuż jej smukłej szyi, a ona uznała to za zaproszenie i zaczęła rozpinać guziki jego koszuli.
- Jesteś pewna? – zapytał utkwiwszy swoje stalowe tęczówki w jej czekoladowych.
W tej chwili widział w nich tylko pożądanie.
- Tak. – odpowiedziała i przygryzła płatek jego ucha, a on wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, gdzie zasnęli dopiero nad ranem szczęśliwi i spełnieni.
Następnego dnia Hermiona obudziła się jako pierwsza. Wyswobodziła się z uścisku blondyna starając się go nie obudzić, jednak sztuka ta jej się nie udała.
- Dzień dobry kochanie. – powiedział z uśmiechem na powitanie podnosząc głowę i podpierając ją łokciem. – Jak się spało?
- Kochanie? – zdziwiła się. – Nie jestem twoim kochaniem Malfoy.
- W nocy mówiłaś co innego. – skwitował, a ona delikatnie się zaczerwieniła.
- Ale teraz jest dzień i…
- Żałujesz… - dokończył za nią.
- Je ne regrette rien. – odpowiedziała po francusku. - Ale to się więcej nie powtórzy. Jeszcze dzisiaj zabiorę swoje rzeczy i wyprowadzę się. – dodała opuszczając sypialnię i zostawiając chłopaka samego.
- Niczego nie żałuję, ale zniknij z mojego życia Draco. – powiedział sam do siebie, ubrał się i teleportował.
Od ślubu Ginny i Blaise’a minęły równo trzy miesiące, a Hermiona żeby nie myśleć o tym co się stało rzuciła się w wir pracy, biorąc na swoje barki coraz więcej obowiązków.
- Koniec na dzisiaj. – powiedział Zabini wchodząc do pokoju lekarskiego. – Gotowa do wyjścia?
- Idź, idź mam jeszcze kilka kart do wypełnienia.
- Dzisiaj nie będziesz wypełniała żadnych kart! Obiecałaś Ginny, że nas dzisiaj odwiedzisz i pójdziesz teraz grzecznie ze mną, bo nie mam zamiaru po raz kolejny tłumaczyć się, dlaczego znowu nie przyszłaś. Proszę panie przodem. – pokazał teatralnie na kominek.
- Dobrze już dobrze. – dziewczyna przewróciła oczami, wzięła swoje rzeczy i stanęła przed kominkiem.
- Panie przodem. Drugi raz się nie dam nabrać. – popatrzył na nią z dezaprobatą. Doskonale pamiętał jak dwa tygodnie temu wskoczył do kominka, a ona pomimo zapewniania, że wejdzie tuż za nim uciekła na oddział.
Tym razem nie miała wyjścia, weszła razem ze swoim przyjacielem do kominka i po chwili znalazła się w salonie państwa Zabini.
- No nareszcie! – krzyknęła ruda i przytuliła brunetkę. – Już myślałam, że nigdy nas nie odwiedzisz.
- Wiesz Ginny, jak to jest. Dużo pracy i w ogóle.
- Dobra, dobra. – rudowłosa popatrzyła na przyjaciółkę z dezaprobatą. – Zapraszam do stołu.
W jadalni czekał już na nich zastawiony stół, a w powietrzu unosił się zapach rozmaitych potraw. Hermiona usiadła przy stole i nałożyła sobie trochę sałatki.
- Zostaw tą sałatkę, Ginny przygotowała coś specjalnego! – oznajmił czarnoskóry, a w tym samym momencie jego żona wkroczyła do jadalni trzymając tacę z kaczką z jabłkami.
- Specjalny przepis mojej mamy. – powiedziała dumnie ruda i postawiła tacę na stole.
- Ale pachnie! – zachwycił się Blaise, a w tym samym momencie Hermiona wstała pospiesznie od stołu i pobiegła w stronę łazienki.
Małżonkowie popatrzyli na siebie wymownie.
- Wiedziałam! – skwitował ruda. – Jedz, pójdę do niej. – powiedziała i ruszyła za przyjaciółką.
Kiedy dotarła na miejsce Hermiona właśnie opuszczała łazienkę.
- Jesteś w ciąży, tak? – zapytała bez owijania w bawełnę. – Który to miesiąc? – zapytała nie czekając na potwierdzenie.
- Trzeci. – odpowiedziała spuszczając wzrok.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytała z wyrzutem.
- Bałam się.
- Czego? Głupia… - przytuliła przyjaciółkę. – To wspaniała wiadomość. – ucieszyła się. – Choć zrobię ci coś innego do jedzenia! Teraz musisz się dobrze odżywiać! Ale może najpierw schowam gdzieś tą nieszczęsną kaczkę. Usiądź tu. – powiedziała wskazując kanapę w salonie. – Blaise przenosimy się do salonu! – krzyknęła do męża, który po chwili był już w salonie.
- Co możesz jeść? – zapytał. – Znaczy po czym nie wymiotujesz.
- Wszystko oprócz kaczki, kurczaka i czekolady.
- Słyszałaś Ginny? – krzyknął do żony.
- Tak, już idę! – powiedziała, a po chwili wkroczyła do salony z talerzem kanapek. – Jedz, na zdrowie.
- Który to miesiąc? – zapytał po chwili Blaise.
- Trzeci. – odpowiedziała radośnie Ginny. – Niedługo będzie wiadomo czy to chłopczyk czy dziewczynka!
- Trzeci? – zdziwił się Blaise. – Trzy miesiące temu był…
- Nasz ślub. – dokończyła za niego żona i oboje popatrzyli wymownie na brunetkę.
- Kto jest ojcem? – zapytał stanowczo czarnoskóry.
- Nie ważne. – odpowiedziała.
- Ważne. – powiedzieli niemal jednogłośnie.
- To Draco tak? – zapytała ruda.
- Nie to nie…
- Tylko nie kłam. – skarciła ją, a brunetka spuściła wzrok.
- Czy on wie? – zapytał Blaise.
- Nie.
- A powiesz mu? – zapytał.
- Nie. – powiedziała stanowczo. – I wy też mu nie powiecie!
- Powinien wiedzieć, że… - zaczął.
- Ale się nie dowie! Zabraniam wam mówić o tym komukolwiek!
- Będziesz tego żałowała… - zaczęła ruda.
- Ale to moja decyzja. – zakończyła dyskusję. – I wybaczcie straciłam apetyt. – powiedziała, po czym nabrała trochę proszku i wróciła do domu.
Od tamtej sytuacji minęły dwa lata, w ciągu których Hermiona nigdy nie spotkała się z Draco, ani pomimo usilnych próśb przyjaciół nigdy nie poinformowała go o tym, że mają córkę. Leila była oczkiem w głowie mamy i swoich rodziców chrzestnych, którymi oczywiście zostali Ginny i Blaise, którzy sami tydzień temu zostali rodzicami ślicznej Vivian, a którą Hermiona i Leila miały dzisiaj poznać. Brązowowłosa postanowiła spakować kilka starych ubranek, które były już za małe na jej córeczkę, a które mogły bez wątpienia przydać się państwu Zabini. Panna Granger z torbą wypchaną ubrankami i z córką na rękach wyszła z domu i udała się w kierunku domu swoich przyjaciół. Kiedy znalazła się już pod drzwiami, postawiła córkę na ziemi i zapukała. Drzwi otworzył dumny tata.
- Hermiona? – zdziwił się. – Co ty tutaj robisz? – zapytał.
- Przyszłyśmy zobaczyć waszego malucha. – uśmiechnęła się promiennie.
- To nie jest najlepszy pomysł… - zaczął.
- Dlaczego? – zapytała zdziwiona.
- Bo…
- Kochanie, kto przyszedł? – zapytała Ginny podchodząc do drzwi. – Hermiona? Co ty tu robisz? – zapytała robiąc przestraszoną minę.
- Dobrze się czujecie? – popatrzyła podejrzliwie na przyjaciół, a w tej samej chwili Leila wbiegła do środka.
- O cholera. – podsumował Blaise. – Nie będziesz zadowolona – dodał i przepuścił ją w drzwiach.
Hermiona nie do końca wiedząc o co chodzi weszła do środka i znieruchomiała. W salonie stał właśnie Draco, który trzymał na rękach noworodka.
- Blaise, muszę Ci powiedzieć, że postarałeś się. – powiedział i podniósł wzrok, a wtedy ją zobaczył.
Stała zaledwie kilka metrów od niego.
- Cześć Granger, przyszłaś podziwiać ten cud natury? – zapytał kiwając głową w kierunku maleństwa, które spoczywało w jego ramionach.
- Nie, nie przyjdę później. – odpowiedziała i próbowała odnaleźć wzrokiem swoją córkę, która nagle wybiegła zza fotela wpadając na Draco.
Mężczyzna spojrzał w miejsce, gdzie właśnie upadła i zamarł.
- To my będziemy na górze. – powiedział Blaise podchodząc do przyjaciela i zabierając od niego swoją córkę.
Draco kucnął obok zanoszącej się płaczem małej dziewczynki o brązowych włosach i pogłaskał ją po głowie, a ona wlepiła w niego swoje zapłakane stalowe oczy, tak bardzo podobne do jego własnych i uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech.
- Cześć maluszku. – zwrócił się do niej.
- Zostaw moją córkę w spokoju Malfoy. – odezwała się brązowowłosa, a w tym samym momencie dziewczynka wyciągnęła do niego ręce domagając się, żeby wziął ją na ręce.
- Ile ona ma? – zapytał.
- Rok.
- Nawet nie potrafisz kłamać Granger. – odpowiedział podchodząc w jej kierunku. – Ile?
- Dwa lata. – odpowiedziała i utkwiła wzrok w podłodze.
- Dlaczego przez dwa cholerne lata nie powiedziałaś mi, że mamy córkę?
- To nie jest twoja córka.
- Patrz na mnie jak ze mną rozmawiasz Granger i proszę cię nie kłam. Zapytam jeszcze raz, dlaczego przez dwa lata…
- Bo nie chciałam burzyć twojego idealnie poukładanego życia. – przerwała mu.
- Idealnie poukładanego życia – zaśmiał się. – A co masz przez to na myśli, co? Nie wiesz? To ja ci powiem! Od tej nocy, którą spędziliśmy razem zastanawiam się, co zrobiłem źle, że uciekłaś bez słowa wyjaśnienia? – zapytał i postawił dziewczynkę na podłodze. – Możesz mi to wytłumaczyć? – zapytał łapiąc ją za podbródek i zmuszając do spojrzenia mu w oczy.
- Bałam się! – krzyknęła, a po jej policzkach popłynęły łzy.
- Czego?! – nie wytrzymał i również podniósł głos.
- Tego, że się w tobie zakochałam. – wyznała i złączyła swoje usta z jego.
Trzy lat później.

- Wujek! – krzyknęła Leila wbiegając do mieszkania.
- Cześć księżniczko! – Blaise uśmiechnął się do dziewczynki.
- Co tak długo? – zapytał Draco podnosząc się z kanapy.
- Musiałam jeszcze coś załatwić – odpowiedziała wymijająco brunetka.
- Tatusiu?
- Tak? – zapytał spoglądając na swoja pięcioletnią córkę.
- Kiedy ożenisz się z mamusią? – zapytała.
- Jak mamusia się w końcu zgodzi. – odpowiedział biorąc dziewczynkę na ręce. – A dlaczego pytasz?
- A bo słyszałam jak mamusia mówiła cioci, że będziecie mieć drugiego dzidziusia i teraz to się chyba już musi zgodzić, prawda?
- Co?! – zdziwił się, postawił córkę na ziemi i popatrzył wymownie na ukochaną. – Kochanie? – zapytał.
- Jeszcze nie zdążyłam ci powiedzieć. – kobieta utkwiła swój wzrok w podłodze.
Draco uradowany tym, co przed chwilą usłyszał podszedł do Hermiony i położył rękę na jej jeszcze płaskim brzuchu.
- Kocham cię. – zaczął. – I tym razem się nie wywiniesz. Zostaniesz panią Malfoy, czy tego chcesz czy nie. – dokończył i złączył ich usta w pocałunku.