niedziela, 31 maja 2015

Związki i inne stworzenia mityczne



Trzy miesiące wcześniej.

Był niezwykle ciepły i słoneczny, jak na tę porę roku, dzień i w dodatku w tak deszczowym miejscu, jak Londyn. Szłyśmy właśnie z Ginny i jej niespełna dwuletnim synem Jamesem w kierunku stadionu miejscowej drużyny Quidditcha. Wprawdzie koniec marca to jeszcze nie czas rozgrywek, ale dzisiaj miał się odbyć sparing pod wodzą nowego trenera, mojego najlepszego przyjaciela, a prywatnie męża Ginny — Harry’ego Pottera.
— Cześć, dziewczyny — przywitał się z nami czarnowłosy, kiedy przechodziłyśmy obok barierki odgradzającej boisko od trybun.
— Cześć, Harry. — Uśmiechnęłam się do niego. — Stresik jest?
— Nie — odpowiedział stanowczo. — Żałuję tylko, że dzisiaj nie mogę skorzystać ze wszystkich zawodników. Malfoy narzeka na ból pleców, a chciałem sprawdzić, czy nie wyszedł z wprawy przez te dwa lata.
— To Malfoy wrócił? — zdziwiłam się.
— Nie wiedziałaś? — zapytał, patrząc wymownie na swoją żonę.
— Miałam ci powiedzieć — powiedziała skruszona rudowłosa.
— Wybaczcie dziewczyny, ale muszę wracać do swoich obowiązków — pożegnał się i ruszył w kierunku ławki rezerwowych.
— Myślałam, że ci napisał, że wrócił — zaczęła Ginny, przerywając niezręczną ciszę, która powstała między nami.
— Nie pisał do mnie, odkąd związał się z tą całą Miriam — odpowiedziałam, próbując nie dać po sobie poznać, że jest mi z tego powodu w pewien sposób przykro.
— O wilku mowa. Zaraz wracam — rzuciła i odeszła na chwilę.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam go. Nic się nie zmienił przez te niespełna dwa lata. Wysoki, dobrze zbudowany, z tym samym czarującym uśmiechem na ustach, w którym zakochałam się kilka lat temu, kiedy skończyła się wojna, a my poznaliśmy się na nowo bez wcześniejszych uprzedzeń i wzajemnej nienawiści. On też mnie zauważył, nasze spojrzenia spotkały się tylko na ułamek sekundy, ale i tak poczułam jak moje nogi miękną, a serce zaczyna bić nieco szybciej. Opuściłam na chwilę wzrok, żeby się uspokoić, a gdy ponownie go podniosłam, Draco szedł już w moją stronę. Spanikowałam. Wzięłam na ręce małego Jamesa, który do tej pory siedział grzecznie w wózku i już chciałam odejść, kiedy za swoimi plecami usłyszałam tak dobrze znany mi głos.
— Witaj, Hermiono — powiedział. — Cześć, mały — dodał, wyciągając dłoń ku młodemu Potterowi.
— Cześć. — Uśmiechnęłam się, udając, że jego obecność nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia.
— Co słychać? — zapytał, opierając się o barierkę i wlepiając we mnie swoje stalowe spojrzenie.
— U mnie po staremu.
— Dlaczego już do mnie nie piszesz?
— Chyba doskonale wiesz dlaczego — dodałam, a on uśmiechnął się smutno.
Doskonale pamiętał, dlaczego przestaliśmy do siebie pisać. Momentalnie wróciły do mnie wspomnienia tamtego wieczoru. Leżeliśmy w moim łóżku owinięci kołdrą, uśmiechając się do siebie. On gładził moją rękę, a ja mierzwiłam jego włosy. Myślałam, że w końcu będziemy szczęśliwi — razem. Niestety, nic bardziej mylnego.
Jeszcze tego samego wieczoru powiedział mi, że niedawno poznał dziewczynę, są razem i nie chce jej zdradzać, a to co wydarzyło się przed chwilą, było naszym pożegnaniem. Posmutniałam na samo wspomnienie o tym.
— Pójdziesz do mnie? — zapytał, kierując ręce w kierunku James’a.
Chłopczyk uśmiechnął się promiennie i wyciągnął przed siebie swoje niewielkie rączki.
— Mały zdrajca — skomentowałam, udając, że złoszczę się tylko dla żartu.
— Dzieci mnie kochają — dodał, ponownie się uśmiechając.
— Widzę, że zaprzyjaźniłeś się z moim synem, Draco – powiedziała Ginny.
— Jest bardzo towarzyski.
— Niestety musisz nam wybaczyć, ale musimy już iść — dodała i wzięła od niego swojego syna.
— Rozumiem. Miło było was znowu spotkać — powiedział, udając się w kierunku ławki rezerwowych.
— Ciebie również.
Szłam przed siebie, nie zważając na Ginny.
— Hermiona, zaczekaj! — krzyknęła.
Stanęłam i odwróciłam się w jej stronę. Moja rudowłosa przyjaciółka została daleko w tyle. Z nadmiaru emocji nawet nie zauważyłam, kiedy wyrwałam do przodu.
— Co się dzieje? — zapytała, zrównawszy się ze mną. — To przez niego. Dalej coś do niego czujesz?
— Nie wiem — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. — Po prostu, wszystko nagle wróciło do mnie.
— Będzie dobrze. — Przyjaciółka objęła mnie ramieniem.
— Czuję, że znowu się zacznie, znowu będzie do mnie pisał i znowu namiesza mi w głowie.
— Może w końcu zmądrzał?
— Nie wydaje mi się.
— Pożyjemy, zobaczymy.
Chwilę później rozstałyśmy się i każda poszła w swoją stronę. Tej nocy jeszcze długo nie mogłam zasnąć, a kiedy sztuka ta w końcu udała mi się, to śniłam o hipnotyzujących stalowych oczach.

Tydzień później ponownie pojawiłyśmy się razem z moją rudowłosą przyjaciółką na meczu Quidditcha. Tym razem jak zdążyła mnie poinformować pani Potter, był to mecz ligowy. Przyglądałam się mu z zaciekawieniem. Odkąd zakończyłam swój „związek” z blondynem, przestałam chodzić na mecze i sama nie wiedziałam, że tak bardzo brakowało mi emocji z nimi związanych. Nie chciałam, ale musiałam to zrobić, żeby zapomnieć o najwspanialszym mężczyźnie w moim życiu, który był mi nie tylko kochankiem, ale także najlepszym przyjacielem. Zapomnieć oczywiście nie było łatwo, bo nie można wymazać tak po prostu sześciu lat ze swojego życia.
Oczywiście nie zawsze było kolorowo. W końcu znacie Dracona. Przystojny, młody i bogaty. Która dziewczyna mogłaby mu się oprzeć? No właśnie. Niestety, nawet ja. Rozsądna, przewidująca i wszystko wiedząca panna Granger, dałam się omotać w dodatku do tego stopnia, że wybaczałam mu w zasadzie wszystko. Nawet to, że zawsze traktował mnie bardziej jako kochankę niżeli dziewczynę, zawsze spotykał się z innymi oficjalnymi dziewczynami i zawsze zdradzał je właśnie ze mną, a ja głupia i zaślepiona, zgadzałam się na to. Jedynym pocieszeniem było to, że zapewniał mnie o mojej wyjątkowości. To oraz fakt, że zawsze do mnie wracał, wystarczyło, żeby omotał mnie w całości.

Następnego dnia, kiedy siedziałam nad stertą papierów, do gabinetu, który zajmowałam weszła moja asystentka — Karen, przynosząc mi codzienną pocztę. Zaczęłam ją przeglądać i nagle zamarłam. Wśród firmowej korespondencji znalazłam kopertę, która była zaadresowana tak bardzo znajomym mi pismem. Pospiesznie otworzyłam kopertę, w środku było tylko jedno zdanie.
Jak podobał się mecz?
Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Zaczyna się — pomyślałam. Postanowiłam nie odpisywać, jednak po chwili zmieniłam decyzję, ponieważ zupełnie nie mogłam skupić się na dotychczasowych zajęciach. Odpowiedziałam bardzo wyczerpująco, zapisując całą kartkę pergaminu, po czym stuknęłam w pergamin swoją różdżką i wysłałam list wprost na biurko Dracona. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Tym razem nie obyło się już bez podtekstów idealnie wplecionych w odpowiedź na mój rzeczowy opis meczu. Postanowiłam uciąć tę wymianę, zanim jeszcze na dobre się nie rozwinęła.
Brzmi kusząco, ale jakbyś zapomniał, to przypomnę Ci, że od niespełna dwóch lat masz dziewczynę, z którą mieszkasz pod jednym dachem, więc swoje niemoralne propozycje proponuję kierować w jej kierunku.
Niespełna minutę później otrzymałam odpowiedź:
Rozstaliśmy się.
W mgnieniu oka, ponownie zrobiło mi się gorąco. Rozstali się — te dwa słowa powtarzały się w mojej głowie jak mantra. Rozstali się. Jest szansa. Pod wpływem chwili postanowiłam zagrać w jego grę.
Wymienialiśmy korespondencję kilka razy dziennie. Pisaliśmy o zwykłych, codziennych sprawach, na nowo, tak jak dawniej — staliśmy się przyjaciółmi. Oczywiście w naszej korespondencji nie brakowało podtekstów, wręcz było ich aż nadto, ale tym razem postanowiłam obrać inną strategię. Będę kusić, nęcić, ale na razie nie będę się fizycznie angażować. Chociaż właściwie to może źle to ujęłam, chciałam, ale miałam przeczucie, żeby z tym jeszcze poczekać. Tym razem to ja rozdawałam karty, a przynajmniej tak mi się wydawało. Jak okazało się miesiąc później, przeczucie mnie nie zawiodło.

Tego samego dnia postanowiłam wrócić z pracy pieszo. Było wyjątkowo ciepło, więc zamierzałam skorzystać z tego w pełni.
— Witaj, Hermiono. — Usłyszałam głos za swoimi plecami i natychmiast się odwróciłam.
— Miło cię widzieć, Teodorze. — Uśmiechnęłam się na jego widok.
— Jak zawsze urocza. Co u ciebie słychać?
— A w zasadzie po staremu. Praca, praca, praca. A u ciebie?
— W sumie to nic się nie zmieniło. Dostałaś zaproszenie?
— Jakie zaproszenie? — Zdziwiłam się.
— To ty nic nie wiesz? — Teraz on wyglądał na zaskoczonego. — Znaczy, ja nie wiem na pewno, słyszałem tylko od Goyle’a; też nie dostałem zaproszenia.
— Mów — zażądałam, czując że w środku zaczynam się gotować.
— Dracon się żeni.
Ta informacja uderzyła we mnie jak grom z jasnego nieba.
— Co?! — próbowałam pokazać, że mnie to nie obchodzi, ale niestety moje próby zdały się na nic.
— Też jestem w szoku.
— Współczuję jej — zaczęłam, a Nott patrzył na mnie z niedowierzaniem. — Ten kretyn pisze do mnie od miesiąca, składając seksualne propozycje.
Teodor wyglądał, jakby zobaczył Bazyliszka.
— Rozumiem, że mnie nie zaprosił, widocznie chciał sobie zrobić ze mnie kochankę i pewnie liczył na to, że się nie dowiem. Dziwi mnie jednak, że ciebie nie zaprosił. Myślałam, że się przyjaźnicie.
— Też tak myślałem — odpowiedział smutno, a między nami zapanowała cisza.
— No nic, muszę już iść. Dziękuję, że mi powiedziałeś — podziękowałam mu i przytuliłam na pożegnanie.
— Trzymaj się.
— Ty również.
Szłam do domu, gotując się ze złości i układając w głowie plan, jak policzę się z tym oszustem. W połowie drogi zmieniłam zdanie i ruszyłam w kierunku domu Potterów. Musiałam koniecznie podzielić się z kimś rewelacjami, które usłyszałam.

Ginny wpadła w jeszcze większy szał, niż myślałam, że wpadnie. Gdyby nie fakt, że był z nami James, posunęłaby się aż do rękoczynów.
— Urwę gnojowi jaja — skwitowała, siadając na kanapie. Jej twarzy była purpurowa.
— Ginny, spokojnie. — Próbowałam ją uspokoić.
— Spokojnie? Ale przecież ja jestem spokojna! Dziwie się, że ty jesteś! Na twoim miejscu zabiłabym gnoja!
— Nie byliśmy razem… — zaczęłam.
— Nie byliście razem… Panie Boże — widzisz, a nie grzmisz! Hermiona, do jasnej cholery! On cię chciał bezczelnie wykorzystać! Zaraz mu powiem, co o nim sądzę!
— Nie! — powiedziałam stanowczo. — Nic mu nie będziesz mówić. Sama to załatwię.
— Niby jak?!
— Wymyślę coś…
— Pokaż chłopakom jego listy…
— Co? — Zdziwiłam się.
— Zrób ksero i zostaw im w szatni, niech zobaczą, jaki on jest naprawdę. Albo mu wygarnij przy wszystkich!
— To brzmi o wiele lepiej!

Rozmowa z rudą poprawiła mi nieco humor. Byłam zdeterminowana i gotowa do działania. Postanowiłam, że pójdę na ich trening i powiem, co o nim myślę. W drodze do domu emocje jednak  trochę opadły i powoli zaczęłam wątpić w moje postanowienie. Postanowiłam napisać do niego.
Szkoda, że pośród tych wszystkich listów, które do tej pory wymieniliśmy, zapomniałeś mi wspomnieć, że się żenisz…
Wysłałam, a moja irytacja nabrała na sile. Wzięłam do ręki wazon i rozbiłam go o ścianę. Wcale mi nie ulżyło. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Pewnie sąsiadka — pomyślałam.
— Pani McMillan, najmocniej przepraszam za hałas… — zaczęłam, ale przerwałam w pół zdania, gdy zobaczyłam, kto stoi za drzwiami. — Czego chcesz?
— Musimy porozmawiać — powiedział, wchodząc bez zaproszenia.
— Nie będę z tobą rozmawiać! Natychmiast wyjdź z… — nie zdążyłam skończyć, bo wpił swoje usta w moje. Próbowałam się wyrwać, ale przycisnął mnie plecami do ściany. Po chwili jednak przerwał pocałunek opierając swoje czoło o moje.
— Brakowało mi tego. — Uśmiechnął się, wlepiając swoje oczy w moje.
— Możesz mnie puścić? — zapytałam, a on odsunął na tyle, żebym mogła się ruszyć.
— Już prawie zapomniałem, jak… — zaczął, ale nie skończył, ponieważ wymierzyłam mu siarczysty policzek.
— Należało mi się — odpowiedział, dotykając policzka. — Ale skoro już mi przywaliłaś, to chciałbym, abyś mnie wysłuchała.
— Nie, Draco. Psa, który nasikał na dywan, należałoby trzepnąć w ucho. Dziecku, które położyło się na ziemi i zaczęło ryczeć bez powodu, należałoby dać klapsa w tyłek. A tobie to należałoby odciąć twoją męskość i nakarmić cię nią. Nie chcę słuchać twoich kłamstw, Draco.
— Chcę ci wszystko wytłumaczyć. Zasługujesz na to.
— Masz pięć minut.
— Żałuję, że tak wyszło. Naprawdę.
— Jak masz zamiar opowiadać takie brednie, to proponuję, żebyś od razu wyszedł.
— Żałuję tego, jak cię wcześniej traktowałem. Wiem, że cię skrzywdziłem poprzednim razem. Byłem głupi, że ukrywałem związek z taką wspaniałą dziewczyną jak ty.
— Przypominam ci, że nie byliśmy razem.
— Tak wiem, to moja wina. Nie chciałem się zaangażować, bo bałem się cię skrzywdzić.
— Chyba ci nie wyszło.
— Zawsze będziesz najjaśniejszym promykiem w moim życiu. Zawsze będę o tobie pamiętał. Zawsze będziesz miała swoje specjalnie miejsce w moim sercu.
— Przestań — powiedziałam, a po moim policzku spłynęła łza.
— Zawsze będę dobrze nas wspominał. Po prostu jak cię zobaczyłem na tym sparingu, wszystko do mnie wróciło. Ze zdwojoną siłą. Jak już wiesz, za miesiąc biorę ślub.
— Po co ci ten ślub, skoro nie możesz się uporać z demonami przeszłości?
— Zmieniłem się. Jestem dojrzalszy i bardziej odpowiedzialny. Trochę mi się zmieniły cele i priorytety. Miriam to dobra dziewczyna, nie znajdę lepszej. Dba o mnie, a ja chcę mieć dzieci.
— Nie trzeba być po ślubie, żeby mieć dzieci — powiedziałam zdruzgotana tym, co przed chwilą usłyszałam.
— Mam nadzieję, że nie znienawidzisz mnie i będziesz o mnie pamiętać. Może nawet wspominać — dodał, podchodząc bliżej i przytulając się do mnie.
— Wyjdź — powiedziałam przez łzy.
— Mam nadzieję, że jeżeli się kiedyś rozwiodę, to będziesz o mnie pamiętać — powiedział, odsunął się i poszedł w kierunku drzwi.
— Jeżeli weźmiesz ten ślub, to wiedz, że z nami koniec. W każdym znaczeniu tego słowa. Nie będziemy utrzymywać żadnych kontaktów, poza zwykłym grzecznościowym „cześć” jeżeli spotkamy się gdzieś przypadkiem.
— Zawsze profesjonalna. Właśnie za to kocham cię najbardziej — rzekł i zniknął za drzwiami.
Wyszedł, a ja wpadłam w czarną rozpacz.

Tydzień później los znowu postanowił sobie ze mnie zadrwić. Wracałam właśnie z uroczystej kolacji w Norze. Jak zwykle nie obyło się bez kremowego piwa i ognistej whisky. Przeważnie się nie upijam. Bzdura. Ja w ogóle się nie upijam. Wtedy było inaczej. W dalszym ciągu poruszona tym, co usłyszałam od Dracona, postanowiłam pić, ile wlezie. Wszyscy patrzyli na mnie zdziwieni, nie wierząc, że potrafię tyle wypić i powiem, że nawet udawało mi się trzymać fason. Dotarłam do domu bez większych problemów, może poza jednym wypadkiem, gdzie bliższe spotkanie z drzewem, wydało mi się bardzo przyjemne. Na schodach do mojego mieszkania siedział pewien, doskonale mi znany, blondyn. Z początku myślałam, że tylko mi się wydaje. Tak, właśnie. Nawet przeszłam obok niego, powtarzając na głos, że go tu nie ma. Niestety wcale nie był wytworem mojej wyobraźni, a namacalnym i jakże rzeczywistym Malfoyem.
— Mogę wejść? — zapytał.
— W jakim celu? — zapytałam, czkając.
— Upiłaś się — zauważył.
— A co cię to obchodzi? Myślałby kto, że cię to nagle obchodzi!
— Zawsze mnie będziesz obchodzić, Granger — powiedział i wziął mnie na ręce.
— Postaw mnie. — Próbowałam brzmieć poważnie, ale czkawka skutecznie mi to uniemożliwiała.
— Gdzie masz klucze? — zapytał, a ja podałam mu je.
Kiedy znaleźliśmy się w salonie, postawił mnie, zamknął za nami drzwi na klucz i prawie od razu się na mnie rzucił. Zaczął mnie całować najpierw po twarzy, a potem po szyi, żeby w następnej chwili odskoczyć ode mnie jak oparzony.
— Co się stało? — zapytałam zdziwiona.
— Jesteś pijana, nie chcę tego wykorzystywać — dodał.
Lekko chwiejnym krokiem podeszłam do barku i wyciągnęłam z jego wnętrza ognistą whisky.
— Otwórz buzię — powiedziałam, kiedy znalazłam się z powrotem obok niego. Posłusznie wykonał polecenie. — Pij — poleciłam.
Pociągnął dość długi łyk.
— Pij — ponagliłam go, a on powtórzył czynność, aż wypił prawie połowę butelki. — Widzisz, teraz ty też jesteś pijany — dodałam, następnie składając pocałunek na jego ustach.
Nie trzeba było długo czekać, aż odwzajemnił go. Potem znaleźliśmy się w sypialni. Ja pragnęłam jego, a on pragnął mnie. Alkohol tylko spotęgował to, co każde z nas od dawna wiedziało. Zawsze nas do siebie ciągnęło. Nie ważne, co się działo. Zasnęliśmy dopiero nad ranem, wtuleni w siebie i spełnieni.

Nie spaliśmy długo, zresztą nigdy żadne z nas nie potrzebowało zbyt wiele snu. Tacy już byliśmy. Obudziłam się jako pierwsza. Podniosłam się lekko na łokciach i rozejrzałam po pomieszczeniu. Nasze ubrania były rozwalone po całej sypialni. Spojrzałam na Dracona. Nie spał, zamiast tego wpatrywał się we mnie tymi swoimi pięknymi oczami.
— Wiedziałem, że to się źle skończy — powiedział, a czar prysł niczym bańka mydlana. — Co ja powiem w domu?
— Trzeba było się wczoraj nad tym zastanowić, zanim tutaj przylazłeś, Malfoy — wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
— Oboje tego chcieliśmy. — Przypomniał mi.
— Uznajmy, że to było nasze pożegnanie, a to mój prezent ślubny dla ciebie.
— Nie psujmy tego, Hermiono.
— Już za późno. Idę pod prysznic, a jak wrócę, ma cię tu nie być.
Wyszłam z łóżka i ruszyłam w kierunku łazienki, nie odwróciłam się do niego nawet na sekundę. Nie chciałam, żeby zobaczył, że płaczę. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji.
Kiedy wyszłam spod prysznica, jego już nie było, a na szafce przy biurku leżała biała koperta opatrzona moim nazwiskiem. Otworzyłam ją, w środku było zaproszenie na ślub. Jego ślub. Rzuciłam się na łóżko w rozpaczy, pościel w dalszym ciągu pachniała jego perfumami. Uwielbiałam ten zapach, sama je kiedyś wybrałam.

W przeddzień jego ślubu nie czułam się najlepiej. Kręciło mi się w głowie, chciało mi się wymiotować. Wszystko z powodu tego cholernego stresu. Chcąc chwycić się ostatniej deski ratunku, postanowiłam do niego napisać. Ten ostatni raz. Wzięłam kartkę papieru i zapisałam kilka zdań:
Wiem, że wieczór przed Twoim ślubem to nie najlepsza pora na ten list, ale jeżeli bym go nie napisała, to nie mogłabym spojrzeć na swoje odbicie w lustrze do końca życia. Chcę, żebyś wiedział, że zawsze będziesz największą miłością mojego życia i w każdym innym mężczyźnie będę szukać właśnie Ciebie. Przyjdę na Twój ślub, ale nie będę czekać do składania życzeń, więc zrobię to już dzisiaj. Nie będę pisać banałów, które w jakiś sposób są niezgodne z tym, co myślę i czuję. Także po prostu, bez przedłużania mam tylko nadzieję, że będziesz szczęśliwy i spełnisz swoje marzenie o byciu tatą, bo w to, że będziesz w tym wspaniały, nie mam najmniejszych wątpliwości.
Stuknęłam w list różdżką i wysłałam go, nim doszłam do wniosku, że to nie był najlepszy pomysł.

W dniu jego ślubu dolegliwości z dnia poprzedniego tylko przybrały na sile. Zebrałam się jednak w sobie. Zrobiłam doskonały makijaż, ubrałam najseksowniejszą sukienkę, jaką miałam w szafie, a całość dopełniłam szpilkami. Na pół godziny przed piętnastą zjawiłam się pod kościołem, gdzie czekali już na mnie Ginny i Harry, którzy postanowili mi towarzyszyć podczas uroczystości. Po chwili zjawił się także Blaise ze swoją dziewczyną, Amber, oraz reszta gości, wśród których było kilka osób z naszego roku. Kiedy tak staliśmy przed kościołem, jako pierwszy odezwał się Dean.
— A w ogóle ktoś zna pannę młodą? — Odpowiedziała mu cisza. — A ktoś ją w ogóle widział?
— Ja… Raz — odpowiedział Blaise.
— Aż tak się ukrywał? — zapytał Harry.
— Jeszcze wczoraj mu mówiłem, żeby nie brał tego ślubu — powiedział Zabini, patrząc wymownie w moją stronę. — O wilku mowa — dodał.
Odwróciłam się i zobaczyłam go. Stał razem z Goyle’em kawałek od nas, witając się z innymi gośćmi. Zmierzył mnie z góry na dół, wypowiedział bezgłośne „wow” i spojrzał prosto w moje oczy. Naprawdę był pod wrażeniem, widziałam to w jego oczach. Wtedy miałam jeszcze nadzieję. Nadzieję, że skończy z tą całą farsą, rzuci wszystko, porwie mnie w swoje ramiona i uciekniemy. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Zamiast tego zniknął gdzieś ze swoim świadkiem.
— Hermiona, dobrze się czujesz? — zapytał Blaise, podchodząc do mnie.
— Tak, tak. — Uśmiechnęłam się delikatnie.
— Chodź. Już najwyższy czas zająć miejsca — powiedział i wziął mnie pod rękę.
Weszliśmy do kościoła i zajęliśmy ławkę nieco dalej od ołtarza. Po chwili dołączyła do nas reszta naszych przyjaciół. Kiedy zegar wybił godzinę piętnastą, Draco pojawił się przed ołtarzem, a wszystkie osoby skierowały się w przeciwną stronę.
Muzyka zaczęła grać, a drobna, rudowłosa kobieta ubrana w suknię ślubną przypominającą pociętą firankę i z dziwnym kawałkiem siatki na głowie, szła powoli ku ołtarzowi wspierana na ramieniu mężczyzny, który zapewne był jej ojcem.
Wyglądała naprawdę strasznie. Nie chodzi o to, że byłam zazdrosna, nie. Ona naprawdę wyglądała okropnie i nie było to tylko moje zdanie, sądząc po szeptach i parsknięciach śmiechu ludzi zgromadzonych obok mnie. Kiedy kobieta doszła do ołtarza, zaczęła się ceremonia. Z początku myślałam, że będę przeżywać. Złościć się, płakać lub nawet wyjdę z kościoła w połowie ceremonii, ale, szczerze powiedziawszy, w życiu się lepiej nie ubawiłam.
Pan młody przez całą uroczystość rozglądał się po kościele, a przysięgi obojga małżonków brzmiały jak zawarcie kontraktu, a nie jak wyznanie bezgranicznej, prawdziwej i wiecznej miłości dwojga ludzi niewidzących poza sobą świata. Rozbawienie potęgował jeszcze najlepszy przyjaciel pana młodego — Blaise Zabini, który co chwile wymyślał lepsze anegdotki i zakłady na temat Malfoya. Najpierw pod ławką zakładał się z Nottem, za ile jego najlepszy przyjaciel będzie się rozwodził, albo za ile zacznie zdradzać swoją żonę. Jednak najbardziej zabawny był moment, w którym szeptem nawoływał Dracona do spierdzielania sprzed ołtarza. Myślę, że to dzięki niemu udało mi się w jakiś sposób przetrwać tę, pożal się Boże, uroczystość. Rozbawiona niemal do granic możliwości postanowiłam jednak poczekać i złożyć Malfoyowi życzenia. Kiedy już po wszystkim stali przed kościołem, podeszłam do nich jako jedna z pierwszych i powiedziałam:
— Draco, życzę ci, żebyś wytrwał w tej swojej przysiędze małżeńskiej.
— Postaram się — odpowiedział i przyciągnął mnie do siebie, składając pocałunek na moim policzku, ale bardzo blisko kącika moich ust.
Kiedy już miałam odchodzić, szepnął mi jeszcze na ucho:
— Boże, Hermiono, jak ty pięknie wyglądasz.
Mina mi zrzedła i w przypływie emocji wyciągnęłam dłoń ku pannie młodej.
— Gratulacje — powiedziałam, a ona uśmiechnęła się do mnie promiennie, natomiast ja przeszłam obok niej i szłam przed siebie ile sił w nogach.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Draco pozostawił mi po sobie wyjątkową pamiątkę…