niedziela, 31 maja 2015

Związki i inne stworzenia mityczne



Trzy miesiące wcześniej.

Był niezwykle ciepły i słoneczny, jak na tę porę roku, dzień i w dodatku w tak deszczowym miejscu, jak Londyn. Szłyśmy właśnie z Ginny i jej niespełna dwuletnim synem Jamesem w kierunku stadionu miejscowej drużyny Quidditcha. Wprawdzie koniec marca to jeszcze nie czas rozgrywek, ale dzisiaj miał się odbyć sparing pod wodzą nowego trenera, mojego najlepszego przyjaciela, a prywatnie męża Ginny — Harry’ego Pottera.
— Cześć, dziewczyny — przywitał się z nami czarnowłosy, kiedy przechodziłyśmy obok barierki odgradzającej boisko od trybun.
— Cześć, Harry. — Uśmiechnęłam się do niego. — Stresik jest?
— Nie — odpowiedział stanowczo. — Żałuję tylko, że dzisiaj nie mogę skorzystać ze wszystkich zawodników. Malfoy narzeka na ból pleców, a chciałem sprawdzić, czy nie wyszedł z wprawy przez te dwa lata.
— To Malfoy wrócił? — zdziwiłam się.
— Nie wiedziałaś? — zapytał, patrząc wymownie na swoją żonę.
— Miałam ci powiedzieć — powiedziała skruszona rudowłosa.
— Wybaczcie dziewczyny, ale muszę wracać do swoich obowiązków — pożegnał się i ruszył w kierunku ławki rezerwowych.
— Myślałam, że ci napisał, że wrócił — zaczęła Ginny, przerywając niezręczną ciszę, która powstała między nami.
— Nie pisał do mnie, odkąd związał się z tą całą Miriam — odpowiedziałam, próbując nie dać po sobie poznać, że jest mi z tego powodu w pewien sposób przykro.
— O wilku mowa. Zaraz wracam — rzuciła i odeszła na chwilę.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam go. Nic się nie zmienił przez te niespełna dwa lata. Wysoki, dobrze zbudowany, z tym samym czarującym uśmiechem na ustach, w którym zakochałam się kilka lat temu, kiedy skończyła się wojna, a my poznaliśmy się na nowo bez wcześniejszych uprzedzeń i wzajemnej nienawiści. On też mnie zauważył, nasze spojrzenia spotkały się tylko na ułamek sekundy, ale i tak poczułam jak moje nogi miękną, a serce zaczyna bić nieco szybciej. Opuściłam na chwilę wzrok, żeby się uspokoić, a gdy ponownie go podniosłam, Draco szedł już w moją stronę. Spanikowałam. Wzięłam na ręce małego Jamesa, który do tej pory siedział grzecznie w wózku i już chciałam odejść, kiedy za swoimi plecami usłyszałam tak dobrze znany mi głos.
— Witaj, Hermiono — powiedział. — Cześć, mały — dodał, wyciągając dłoń ku młodemu Potterowi.
— Cześć. — Uśmiechnęłam się, udając, że jego obecność nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia.
— Co słychać? — zapytał, opierając się o barierkę i wlepiając we mnie swoje stalowe spojrzenie.
— U mnie po staremu.
— Dlaczego już do mnie nie piszesz?
— Chyba doskonale wiesz dlaczego — dodałam, a on uśmiechnął się smutno.
Doskonale pamiętał, dlaczego przestaliśmy do siebie pisać. Momentalnie wróciły do mnie wspomnienia tamtego wieczoru. Leżeliśmy w moim łóżku owinięci kołdrą, uśmiechając się do siebie. On gładził moją rękę, a ja mierzwiłam jego włosy. Myślałam, że w końcu będziemy szczęśliwi — razem. Niestety, nic bardziej mylnego.
Jeszcze tego samego wieczoru powiedział mi, że niedawno poznał dziewczynę, są razem i nie chce jej zdradzać, a to co wydarzyło się przed chwilą, było naszym pożegnaniem. Posmutniałam na samo wspomnienie o tym.
— Pójdziesz do mnie? — zapytał, kierując ręce w kierunku James’a.
Chłopczyk uśmiechnął się promiennie i wyciągnął przed siebie swoje niewielkie rączki.
— Mały zdrajca — skomentowałam, udając, że złoszczę się tylko dla żartu.
— Dzieci mnie kochają — dodał, ponownie się uśmiechając.
— Widzę, że zaprzyjaźniłeś się z moim synem, Draco – powiedziała Ginny.
— Jest bardzo towarzyski.
— Niestety musisz nam wybaczyć, ale musimy już iść — dodała i wzięła od niego swojego syna.
— Rozumiem. Miło było was znowu spotkać — powiedział, udając się w kierunku ławki rezerwowych.
— Ciebie również.
Szłam przed siebie, nie zważając na Ginny.
— Hermiona, zaczekaj! — krzyknęła.
Stanęłam i odwróciłam się w jej stronę. Moja rudowłosa przyjaciółka została daleko w tyle. Z nadmiaru emocji nawet nie zauważyłam, kiedy wyrwałam do przodu.
— Co się dzieje? — zapytała, zrównawszy się ze mną. — To przez niego. Dalej coś do niego czujesz?
— Nie wiem — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. — Po prostu, wszystko nagle wróciło do mnie.
— Będzie dobrze. — Przyjaciółka objęła mnie ramieniem.
— Czuję, że znowu się zacznie, znowu będzie do mnie pisał i znowu namiesza mi w głowie.
— Może w końcu zmądrzał?
— Nie wydaje mi się.
— Pożyjemy, zobaczymy.
Chwilę później rozstałyśmy się i każda poszła w swoją stronę. Tej nocy jeszcze długo nie mogłam zasnąć, a kiedy sztuka ta w końcu udała mi się, to śniłam o hipnotyzujących stalowych oczach.

Tydzień później ponownie pojawiłyśmy się razem z moją rudowłosą przyjaciółką na meczu Quidditcha. Tym razem jak zdążyła mnie poinformować pani Potter, był to mecz ligowy. Przyglądałam się mu z zaciekawieniem. Odkąd zakończyłam swój „związek” z blondynem, przestałam chodzić na mecze i sama nie wiedziałam, że tak bardzo brakowało mi emocji z nimi związanych. Nie chciałam, ale musiałam to zrobić, żeby zapomnieć o najwspanialszym mężczyźnie w moim życiu, który był mi nie tylko kochankiem, ale także najlepszym przyjacielem. Zapomnieć oczywiście nie było łatwo, bo nie można wymazać tak po prostu sześciu lat ze swojego życia.
Oczywiście nie zawsze było kolorowo. W końcu znacie Dracona. Przystojny, młody i bogaty. Która dziewczyna mogłaby mu się oprzeć? No właśnie. Niestety, nawet ja. Rozsądna, przewidująca i wszystko wiedząca panna Granger, dałam się omotać w dodatku do tego stopnia, że wybaczałam mu w zasadzie wszystko. Nawet to, że zawsze traktował mnie bardziej jako kochankę niżeli dziewczynę, zawsze spotykał się z innymi oficjalnymi dziewczynami i zawsze zdradzał je właśnie ze mną, a ja głupia i zaślepiona, zgadzałam się na to. Jedynym pocieszeniem było to, że zapewniał mnie o mojej wyjątkowości. To oraz fakt, że zawsze do mnie wracał, wystarczyło, żeby omotał mnie w całości.

Następnego dnia, kiedy siedziałam nad stertą papierów, do gabinetu, który zajmowałam weszła moja asystentka — Karen, przynosząc mi codzienną pocztę. Zaczęłam ją przeglądać i nagle zamarłam. Wśród firmowej korespondencji znalazłam kopertę, która była zaadresowana tak bardzo znajomym mi pismem. Pospiesznie otworzyłam kopertę, w środku było tylko jedno zdanie.
Jak podobał się mecz?
Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Zaczyna się — pomyślałam. Postanowiłam nie odpisywać, jednak po chwili zmieniłam decyzję, ponieważ zupełnie nie mogłam skupić się na dotychczasowych zajęciach. Odpowiedziałam bardzo wyczerpująco, zapisując całą kartkę pergaminu, po czym stuknęłam w pergamin swoją różdżką i wysłałam list wprost na biurko Dracona. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Tym razem nie obyło się już bez podtekstów idealnie wplecionych w odpowiedź na mój rzeczowy opis meczu. Postanowiłam uciąć tę wymianę, zanim jeszcze na dobre się nie rozwinęła.
Brzmi kusząco, ale jakbyś zapomniał, to przypomnę Ci, że od niespełna dwóch lat masz dziewczynę, z którą mieszkasz pod jednym dachem, więc swoje niemoralne propozycje proponuję kierować w jej kierunku.
Niespełna minutę później otrzymałam odpowiedź:
Rozstaliśmy się.
W mgnieniu oka, ponownie zrobiło mi się gorąco. Rozstali się — te dwa słowa powtarzały się w mojej głowie jak mantra. Rozstali się. Jest szansa. Pod wpływem chwili postanowiłam zagrać w jego grę.
Wymienialiśmy korespondencję kilka razy dziennie. Pisaliśmy o zwykłych, codziennych sprawach, na nowo, tak jak dawniej — staliśmy się przyjaciółmi. Oczywiście w naszej korespondencji nie brakowało podtekstów, wręcz było ich aż nadto, ale tym razem postanowiłam obrać inną strategię. Będę kusić, nęcić, ale na razie nie będę się fizycznie angażować. Chociaż właściwie to może źle to ujęłam, chciałam, ale miałam przeczucie, żeby z tym jeszcze poczekać. Tym razem to ja rozdawałam karty, a przynajmniej tak mi się wydawało. Jak okazało się miesiąc później, przeczucie mnie nie zawiodło.

Tego samego dnia postanowiłam wrócić z pracy pieszo. Było wyjątkowo ciepło, więc zamierzałam skorzystać z tego w pełni.
— Witaj, Hermiono. — Usłyszałam głos za swoimi plecami i natychmiast się odwróciłam.
— Miło cię widzieć, Teodorze. — Uśmiechnęłam się na jego widok.
— Jak zawsze urocza. Co u ciebie słychać?
— A w zasadzie po staremu. Praca, praca, praca. A u ciebie?
— W sumie to nic się nie zmieniło. Dostałaś zaproszenie?
— Jakie zaproszenie? — Zdziwiłam się.
— To ty nic nie wiesz? — Teraz on wyglądał na zaskoczonego. — Znaczy, ja nie wiem na pewno, słyszałem tylko od Goyle’a; też nie dostałem zaproszenia.
— Mów — zażądałam, czując że w środku zaczynam się gotować.
— Dracon się żeni.
Ta informacja uderzyła we mnie jak grom z jasnego nieba.
— Co?! — próbowałam pokazać, że mnie to nie obchodzi, ale niestety moje próby zdały się na nic.
— Też jestem w szoku.
— Współczuję jej — zaczęłam, a Nott patrzył na mnie z niedowierzaniem. — Ten kretyn pisze do mnie od miesiąca, składając seksualne propozycje.
Teodor wyglądał, jakby zobaczył Bazyliszka.
— Rozumiem, że mnie nie zaprosił, widocznie chciał sobie zrobić ze mnie kochankę i pewnie liczył na to, że się nie dowiem. Dziwi mnie jednak, że ciebie nie zaprosił. Myślałam, że się przyjaźnicie.
— Też tak myślałem — odpowiedział smutno, a między nami zapanowała cisza.
— No nic, muszę już iść. Dziękuję, że mi powiedziałeś — podziękowałam mu i przytuliłam na pożegnanie.
— Trzymaj się.
— Ty również.
Szłam do domu, gotując się ze złości i układając w głowie plan, jak policzę się z tym oszustem. W połowie drogi zmieniłam zdanie i ruszyłam w kierunku domu Potterów. Musiałam koniecznie podzielić się z kimś rewelacjami, które usłyszałam.

Ginny wpadła w jeszcze większy szał, niż myślałam, że wpadnie. Gdyby nie fakt, że był z nami James, posunęłaby się aż do rękoczynów.
— Urwę gnojowi jaja — skwitowała, siadając na kanapie. Jej twarzy była purpurowa.
— Ginny, spokojnie. — Próbowałam ją uspokoić.
— Spokojnie? Ale przecież ja jestem spokojna! Dziwie się, że ty jesteś! Na twoim miejscu zabiłabym gnoja!
— Nie byliśmy razem… — zaczęłam.
— Nie byliście razem… Panie Boże — widzisz, a nie grzmisz! Hermiona, do jasnej cholery! On cię chciał bezczelnie wykorzystać! Zaraz mu powiem, co o nim sądzę!
— Nie! — powiedziałam stanowczo. — Nic mu nie będziesz mówić. Sama to załatwię.
— Niby jak?!
— Wymyślę coś…
— Pokaż chłopakom jego listy…
— Co? — Zdziwiłam się.
— Zrób ksero i zostaw im w szatni, niech zobaczą, jaki on jest naprawdę. Albo mu wygarnij przy wszystkich!
— To brzmi o wiele lepiej!

Rozmowa z rudą poprawiła mi nieco humor. Byłam zdeterminowana i gotowa do działania. Postanowiłam, że pójdę na ich trening i powiem, co o nim myślę. W drodze do domu emocje jednak  trochę opadły i powoli zaczęłam wątpić w moje postanowienie. Postanowiłam napisać do niego.
Szkoda, że pośród tych wszystkich listów, które do tej pory wymieniliśmy, zapomniałeś mi wspomnieć, że się żenisz…
Wysłałam, a moja irytacja nabrała na sile. Wzięłam do ręki wazon i rozbiłam go o ścianę. Wcale mi nie ulżyło. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Pewnie sąsiadka — pomyślałam.
— Pani McMillan, najmocniej przepraszam za hałas… — zaczęłam, ale przerwałam w pół zdania, gdy zobaczyłam, kto stoi za drzwiami. — Czego chcesz?
— Musimy porozmawiać — powiedział, wchodząc bez zaproszenia.
— Nie będę z tobą rozmawiać! Natychmiast wyjdź z… — nie zdążyłam skończyć, bo wpił swoje usta w moje. Próbowałam się wyrwać, ale przycisnął mnie plecami do ściany. Po chwili jednak przerwał pocałunek opierając swoje czoło o moje.
— Brakowało mi tego. — Uśmiechnął się, wlepiając swoje oczy w moje.
— Możesz mnie puścić? — zapytałam, a on odsunął na tyle, żebym mogła się ruszyć.
— Już prawie zapomniałem, jak… — zaczął, ale nie skończył, ponieważ wymierzyłam mu siarczysty policzek.
— Należało mi się — odpowiedział, dotykając policzka. — Ale skoro już mi przywaliłaś, to chciałbym, abyś mnie wysłuchała.
— Nie, Draco. Psa, który nasikał na dywan, należałoby trzepnąć w ucho. Dziecku, które położyło się na ziemi i zaczęło ryczeć bez powodu, należałoby dać klapsa w tyłek. A tobie to należałoby odciąć twoją męskość i nakarmić cię nią. Nie chcę słuchać twoich kłamstw, Draco.
— Chcę ci wszystko wytłumaczyć. Zasługujesz na to.
— Masz pięć minut.
— Żałuję, że tak wyszło. Naprawdę.
— Jak masz zamiar opowiadać takie brednie, to proponuję, żebyś od razu wyszedł.
— Żałuję tego, jak cię wcześniej traktowałem. Wiem, że cię skrzywdziłem poprzednim razem. Byłem głupi, że ukrywałem związek z taką wspaniałą dziewczyną jak ty.
— Przypominam ci, że nie byliśmy razem.
— Tak wiem, to moja wina. Nie chciałem się zaangażować, bo bałem się cię skrzywdzić.
— Chyba ci nie wyszło.
— Zawsze będziesz najjaśniejszym promykiem w moim życiu. Zawsze będę o tobie pamiętał. Zawsze będziesz miała swoje specjalnie miejsce w moim sercu.
— Przestań — powiedziałam, a po moim policzku spłynęła łza.
— Zawsze będę dobrze nas wspominał. Po prostu jak cię zobaczyłem na tym sparingu, wszystko do mnie wróciło. Ze zdwojoną siłą. Jak już wiesz, za miesiąc biorę ślub.
— Po co ci ten ślub, skoro nie możesz się uporać z demonami przeszłości?
— Zmieniłem się. Jestem dojrzalszy i bardziej odpowiedzialny. Trochę mi się zmieniły cele i priorytety. Miriam to dobra dziewczyna, nie znajdę lepszej. Dba o mnie, a ja chcę mieć dzieci.
— Nie trzeba być po ślubie, żeby mieć dzieci — powiedziałam zdruzgotana tym, co przed chwilą usłyszałam.
— Mam nadzieję, że nie znienawidzisz mnie i będziesz o mnie pamiętać. Może nawet wspominać — dodał, podchodząc bliżej i przytulając się do mnie.
— Wyjdź — powiedziałam przez łzy.
— Mam nadzieję, że jeżeli się kiedyś rozwiodę, to będziesz o mnie pamiętać — powiedział, odsunął się i poszedł w kierunku drzwi.
— Jeżeli weźmiesz ten ślub, to wiedz, że z nami koniec. W każdym znaczeniu tego słowa. Nie będziemy utrzymywać żadnych kontaktów, poza zwykłym grzecznościowym „cześć” jeżeli spotkamy się gdzieś przypadkiem.
— Zawsze profesjonalna. Właśnie za to kocham cię najbardziej — rzekł i zniknął za drzwiami.
Wyszedł, a ja wpadłam w czarną rozpacz.

Tydzień później los znowu postanowił sobie ze mnie zadrwić. Wracałam właśnie z uroczystej kolacji w Norze. Jak zwykle nie obyło się bez kremowego piwa i ognistej whisky. Przeważnie się nie upijam. Bzdura. Ja w ogóle się nie upijam. Wtedy było inaczej. W dalszym ciągu poruszona tym, co usłyszałam od Dracona, postanowiłam pić, ile wlezie. Wszyscy patrzyli na mnie zdziwieni, nie wierząc, że potrafię tyle wypić i powiem, że nawet udawało mi się trzymać fason. Dotarłam do domu bez większych problemów, może poza jednym wypadkiem, gdzie bliższe spotkanie z drzewem, wydało mi się bardzo przyjemne. Na schodach do mojego mieszkania siedział pewien, doskonale mi znany, blondyn. Z początku myślałam, że tylko mi się wydaje. Tak, właśnie. Nawet przeszłam obok niego, powtarzając na głos, że go tu nie ma. Niestety wcale nie był wytworem mojej wyobraźni, a namacalnym i jakże rzeczywistym Malfoyem.
— Mogę wejść? — zapytał.
— W jakim celu? — zapytałam, czkając.
— Upiłaś się — zauważył.
— A co cię to obchodzi? Myślałby kto, że cię to nagle obchodzi!
— Zawsze mnie będziesz obchodzić, Granger — powiedział i wziął mnie na ręce.
— Postaw mnie. — Próbowałam brzmieć poważnie, ale czkawka skutecznie mi to uniemożliwiała.
— Gdzie masz klucze? — zapytał, a ja podałam mu je.
Kiedy znaleźliśmy się w salonie, postawił mnie, zamknął za nami drzwi na klucz i prawie od razu się na mnie rzucił. Zaczął mnie całować najpierw po twarzy, a potem po szyi, żeby w następnej chwili odskoczyć ode mnie jak oparzony.
— Co się stało? — zapytałam zdziwiona.
— Jesteś pijana, nie chcę tego wykorzystywać — dodał.
Lekko chwiejnym krokiem podeszłam do barku i wyciągnęłam z jego wnętrza ognistą whisky.
— Otwórz buzię — powiedziałam, kiedy znalazłam się z powrotem obok niego. Posłusznie wykonał polecenie. — Pij — poleciłam.
Pociągnął dość długi łyk.
— Pij — ponagliłam go, a on powtórzył czynność, aż wypił prawie połowę butelki. — Widzisz, teraz ty też jesteś pijany — dodałam, następnie składając pocałunek na jego ustach.
Nie trzeba było długo czekać, aż odwzajemnił go. Potem znaleźliśmy się w sypialni. Ja pragnęłam jego, a on pragnął mnie. Alkohol tylko spotęgował to, co każde z nas od dawna wiedziało. Zawsze nas do siebie ciągnęło. Nie ważne, co się działo. Zasnęliśmy dopiero nad ranem, wtuleni w siebie i spełnieni.

Nie spaliśmy długo, zresztą nigdy żadne z nas nie potrzebowało zbyt wiele snu. Tacy już byliśmy. Obudziłam się jako pierwsza. Podniosłam się lekko na łokciach i rozejrzałam po pomieszczeniu. Nasze ubrania były rozwalone po całej sypialni. Spojrzałam na Dracona. Nie spał, zamiast tego wpatrywał się we mnie tymi swoimi pięknymi oczami.
— Wiedziałem, że to się źle skończy — powiedział, a czar prysł niczym bańka mydlana. — Co ja powiem w domu?
— Trzeba było się wczoraj nad tym zastanowić, zanim tutaj przylazłeś, Malfoy — wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
— Oboje tego chcieliśmy. — Przypomniał mi.
— Uznajmy, że to było nasze pożegnanie, a to mój prezent ślubny dla ciebie.
— Nie psujmy tego, Hermiono.
— Już za późno. Idę pod prysznic, a jak wrócę, ma cię tu nie być.
Wyszłam z łóżka i ruszyłam w kierunku łazienki, nie odwróciłam się do niego nawet na sekundę. Nie chciałam, żeby zobaczył, że płaczę. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji.
Kiedy wyszłam spod prysznica, jego już nie było, a na szafce przy biurku leżała biała koperta opatrzona moim nazwiskiem. Otworzyłam ją, w środku było zaproszenie na ślub. Jego ślub. Rzuciłam się na łóżko w rozpaczy, pościel w dalszym ciągu pachniała jego perfumami. Uwielbiałam ten zapach, sama je kiedyś wybrałam.

W przeddzień jego ślubu nie czułam się najlepiej. Kręciło mi się w głowie, chciało mi się wymiotować. Wszystko z powodu tego cholernego stresu. Chcąc chwycić się ostatniej deski ratunku, postanowiłam do niego napisać. Ten ostatni raz. Wzięłam kartkę papieru i zapisałam kilka zdań:
Wiem, że wieczór przed Twoim ślubem to nie najlepsza pora na ten list, ale jeżeli bym go nie napisała, to nie mogłabym spojrzeć na swoje odbicie w lustrze do końca życia. Chcę, żebyś wiedział, że zawsze będziesz największą miłością mojego życia i w każdym innym mężczyźnie będę szukać właśnie Ciebie. Przyjdę na Twój ślub, ale nie będę czekać do składania życzeń, więc zrobię to już dzisiaj. Nie będę pisać banałów, które w jakiś sposób są niezgodne z tym, co myślę i czuję. Także po prostu, bez przedłużania mam tylko nadzieję, że będziesz szczęśliwy i spełnisz swoje marzenie o byciu tatą, bo w to, że będziesz w tym wspaniały, nie mam najmniejszych wątpliwości.
Stuknęłam w list różdżką i wysłałam go, nim doszłam do wniosku, że to nie był najlepszy pomysł.

W dniu jego ślubu dolegliwości z dnia poprzedniego tylko przybrały na sile. Zebrałam się jednak w sobie. Zrobiłam doskonały makijaż, ubrałam najseksowniejszą sukienkę, jaką miałam w szafie, a całość dopełniłam szpilkami. Na pół godziny przed piętnastą zjawiłam się pod kościołem, gdzie czekali już na mnie Ginny i Harry, którzy postanowili mi towarzyszyć podczas uroczystości. Po chwili zjawił się także Blaise ze swoją dziewczyną, Amber, oraz reszta gości, wśród których było kilka osób z naszego roku. Kiedy tak staliśmy przed kościołem, jako pierwszy odezwał się Dean.
— A w ogóle ktoś zna pannę młodą? — Odpowiedziała mu cisza. — A ktoś ją w ogóle widział?
— Ja… Raz — odpowiedział Blaise.
— Aż tak się ukrywał? — zapytał Harry.
— Jeszcze wczoraj mu mówiłem, żeby nie brał tego ślubu — powiedział Zabini, patrząc wymownie w moją stronę. — O wilku mowa — dodał.
Odwróciłam się i zobaczyłam go. Stał razem z Goyle’em kawałek od nas, witając się z innymi gośćmi. Zmierzył mnie z góry na dół, wypowiedział bezgłośne „wow” i spojrzał prosto w moje oczy. Naprawdę był pod wrażeniem, widziałam to w jego oczach. Wtedy miałam jeszcze nadzieję. Nadzieję, że skończy z tą całą farsą, rzuci wszystko, porwie mnie w swoje ramiona i uciekniemy. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Zamiast tego zniknął gdzieś ze swoim świadkiem.
— Hermiona, dobrze się czujesz? — zapytał Blaise, podchodząc do mnie.
— Tak, tak. — Uśmiechnęłam się delikatnie.
— Chodź. Już najwyższy czas zająć miejsca — powiedział i wziął mnie pod rękę.
Weszliśmy do kościoła i zajęliśmy ławkę nieco dalej od ołtarza. Po chwili dołączyła do nas reszta naszych przyjaciół. Kiedy zegar wybił godzinę piętnastą, Draco pojawił się przed ołtarzem, a wszystkie osoby skierowały się w przeciwną stronę.
Muzyka zaczęła grać, a drobna, rudowłosa kobieta ubrana w suknię ślubną przypominającą pociętą firankę i z dziwnym kawałkiem siatki na głowie, szła powoli ku ołtarzowi wspierana na ramieniu mężczyzny, który zapewne był jej ojcem.
Wyglądała naprawdę strasznie. Nie chodzi o to, że byłam zazdrosna, nie. Ona naprawdę wyglądała okropnie i nie było to tylko moje zdanie, sądząc po szeptach i parsknięciach śmiechu ludzi zgromadzonych obok mnie. Kiedy kobieta doszła do ołtarza, zaczęła się ceremonia. Z początku myślałam, że będę przeżywać. Złościć się, płakać lub nawet wyjdę z kościoła w połowie ceremonii, ale, szczerze powiedziawszy, w życiu się lepiej nie ubawiłam.
Pan młody przez całą uroczystość rozglądał się po kościele, a przysięgi obojga małżonków brzmiały jak zawarcie kontraktu, a nie jak wyznanie bezgranicznej, prawdziwej i wiecznej miłości dwojga ludzi niewidzących poza sobą świata. Rozbawienie potęgował jeszcze najlepszy przyjaciel pana młodego — Blaise Zabini, który co chwile wymyślał lepsze anegdotki i zakłady na temat Malfoya. Najpierw pod ławką zakładał się z Nottem, za ile jego najlepszy przyjaciel będzie się rozwodził, albo za ile zacznie zdradzać swoją żonę. Jednak najbardziej zabawny był moment, w którym szeptem nawoływał Dracona do spierdzielania sprzed ołtarza. Myślę, że to dzięki niemu udało mi się w jakiś sposób przetrwać tę, pożal się Boże, uroczystość. Rozbawiona niemal do granic możliwości postanowiłam jednak poczekać i złożyć Malfoyowi życzenia. Kiedy już po wszystkim stali przed kościołem, podeszłam do nich jako jedna z pierwszych i powiedziałam:
— Draco, życzę ci, żebyś wytrwał w tej swojej przysiędze małżeńskiej.
— Postaram się — odpowiedział i przyciągnął mnie do siebie, składając pocałunek na moim policzku, ale bardzo blisko kącika moich ust.
Kiedy już miałam odchodzić, szepnął mi jeszcze na ucho:
— Boże, Hermiono, jak ty pięknie wyglądasz.
Mina mi zrzedła i w przypływie emocji wyciągnęłam dłoń ku pannie młodej.
— Gratulacje — powiedziałam, a ona uśmiechnęła się do mnie promiennie, natomiast ja przeszłam obok niej i szłam przed siebie ile sił w nogach.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Draco pozostawił mi po sobie wyjątkową pamiątkę…

poniedziałek, 23 lutego 2015

People fall in love in mysterious ways





Tego dnia w budynku Magicznego Pośrednictwa Pracy panował wyjątkowy spokój. Na długim i wąskim korytarzu, który prowadził do głównego biura znajdowała się tylko jedna osoba. Brązowowłosa dwudziestodwuletnia kobieta stała właśnie przy oknie i patrzyła na przechodniów, którzy pod kolorowymi parasolami próbowali się ukryć przed padającym deszczem.
- Panna Granger? – zapytał niski łysiejący mężczyzna.
- Tak. – odpowiedziała odwracając się do przybysza.
- Zapraszam. – powiedział i wskazał na drzwi biura. – Proszę usiąść. – dodał kiedy znaleźli się już w środku, a sam zajął miejsce za biurkiem. – Co panią do mnie sprowadza? – zapytał.
- Szukam pracy. – powiedziała spokojnie i podała mężczyźnie teczkę z dokumentami, które zaczął pospiesznie przeglądać.
- Panno Granger muszę przyznać, że wyniki są imponujące. – zachwycił się. – Co robiła pani po zakończeniu Hogwartu? – zapytał.
- Przebywałam w Australii. – odpowiedziała. – Prywatnie. – dodała uprzedzając jego następne pytanie.
- Rozumiem. – odpowiedział. – Niestety nie mam dla pani dobrych wiadomości. Nie dysponujemy w tym momencie ofertą pracy, która odpowiadałaby pani kwalifikacjom.
- Podejmę się każdej pracy.
- Jedyną pracą jaką mogę pani zaproponować jest stanowisko opiekunki do dziecka, ale uważam, że…
- Biorę. – przerwała mu.
- Dobrze. – odpowiedział bez entuzjazmu. – Uprzedzam jednak, że pracodawca nie należy do uprzejmych osób i przed podjęciem pracy musi się jeszcze pani stawić na rozmowie kwalifikacyjnej w jego domu. – dodał, a kiedy kobieta kiwnęła twierdząco głową zaczął przygotowywać dokumenty, które później kazał jej podpisać.
- Tu jest adres. – podał jej małą karteczkę. – Proszę się stawić na rozmowę dzisiaj o osiemnastej.
- To wszystko? – zapytała.
- Tak. – odpowiedział. – Życzę powodzenia. – dodał, po czym pożegnał się z dziewczyną, a ona opuściła jego gabinet.
Kilka godzin później, tuż przed umówioną godziną udała się pod wskazany adres. Dziewczynie, aż zaparło dech w piersiach. Stała przed nowoczesnym jednopiętrowym białym domem, z grafitowymi wnękami i kolumnami. Dom prezentował się naprawdę pięknie. Całość dopełniały okna, drzwi i okiennice wykonane z jasnego drewna. Dom i przynależący do niego wielki ogród otaczał żelazny płot, a od furtki do drzwi wejściowych prowadziła ścieżka wyłożona kamieniami. Dom wyróżniał się pośród innych, w tej dzielnicy, dlatego Hermionie od razu przyszło do głowy, że musiał mieszkać tu ktoś naprawdę bogaty. Dziewczyna przełknęła ślinę, podeszła do furtki i nacisnęła przycisk znajdujący się na niej. Bramka otworzyła się niemal natychmiast, a panna Granger ruszyła kamienną ścieżką w kierunku wejścia do domu. Kiedy znalazła się pod drzwiami od razu zapukała w nie, a po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich tak dobrze znany jej blondyn. Przez chwilę patrzyli na siebie lustrując się wzrokiem. Oboje zdawali się być w lekkim szoku. On spodziewał się zobaczyć kolejną pustą dziewczynę, która bardziej niż jego dzieckiem będzie interesowała się jego majątkiem, a tymczasem zobaczył znienawidzoną przez tyle lat szlamę Granger, we własnej osobie. Ona natomiast niemal pewna, że ujrzy nieco zaniedbanego mężczyznę w średnim wieku, stała właśnie przed nim. Młodym, przystojnym i znienawidzonym Dracon’em Malfoy’em. Oboje przez chwilę jeszcze patrzyli na siebie, po czym jako pierwszy odezwał się blondyn.
- Wejdź Granger. – powiedział i przesunął się na tyle, żeby mogła przejść.
Dziewczyna stała jeszcze przez chwilę nieruchomo, jakby niepewna tego, co przed chwilą usłyszała.
- Nie rozumiesz czegoś w słowie wejdź, Granger? – zapytał z cynicznym uśmieszkiem na twarzy.
- Widzę, że nic się nie zmieniłeś Malfoy. – powiedziała i weszła do środka, a on zamknął za nią drzwi.
- Siadaj. – powiedział wskazując na jasną sofę stojącą przed kominkiem. – Więc dlaczego chcesz u mnie pracować? – zapytał siadając na fotelu.
- Ja… - zaczęła.
- Śmiało Granger, nie mam całego dnia! – zirytował się.
- Nie wiedziałam, że to ty.
- Że co ja? – zdziwił się.
- Że to u ciebie będę miała pracować. Wtedy nigdy bym tu nie przyszła.
- Co robiłaś po Hogwarcie? – zapytał ignorując jej poprzednią wypowiedź.
- Byłam w Australii.
- Co tam robiłaś?
- A co cię to obchodzi Malf… - nie dokończyła, bo przerwał jej płacz dziecka dobiegający z piętra.
Draco wstał z miejsca i natychmiast ruszył w kierunku schodów zostawiając dziewczynę samą. Hermiona zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Wszystkie ściany były pomalowane na beżowo, kominek był wyłożony kamieniem, a obok kominka znajdowała się wnęka z wypełnionymi po brzegi książkami. Po lewej stronie kominka przy trzech dużych oknach wychodzących na ogród stał stół z sześcioma krzesłami, a zaraz za nim było widać kuchenne szafki. Hermiona wstała z miejsca, które zajmowała i podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Jej oczom ukazał się piękny ogród, w którym były różnego rodzaju kwiaty i kolorowe krzewy.
- Robi wrażenie prawda? – zapytał.
- Jest naprawdę piękny. – odpowiedziała, odwracając się w stronę Malfoy’a.
Mężczyzna stał obok sofy i trzymał na rękach małego chłopczyka, który wyglądem przypominał jego małą kopię. Chłopczyk wlepił w dziewczynę swoje stalowe oczy i bacznie ją obserwował.
- To jest mój syn Scorpius. – powiedział i podszedł do niej.
- Cześć maluchu. – uśmiechnęła się do dziecka i wyciągnęła swoją dłoń w kierunku jego malutkiej rączki.
Chłopczyk obserwował uważnie, co robi, a po chwili podniósł swoją rączkę i zaczął dotykać jej twarzy.
- Chyba cię polubił Granger.
- Ile ma? – zapytała.
- Półtora roku.
- Gdzie jest jego matka?
- Nie powinno cię to obchodzić Granger. – syknął. – Jeżeli chcesz tu pracować, nie powinno cię interesować nic oprócz opieki nad moim synem.
- Chcesz zatrudnić szlamę? – zdziwiła się.
- Jak widać. – skwitował.
- Dlaczego? – zainteresowała się.
- Bo mam pewność, że nie przyszłaś tu po to, żeby dobrać się do mojego majątku. – zaczął. – I na pewno nie będziesz mi chciała wskoczyć do łóżka.
- Nigdy w życiu. – powiedziała z obrzydzeniem.
- Świetnie. Pracujesz od poniedziałku do piątku od ósmej do siedemnastej. Masz się opiekować moim synem najlepiej jak potrafisz. Napiszę ci wszystkie wytyczne. Masz tu być jutro punktualnie o ósmej, masz się nie spóźnić! – powiedział stanowczo odwracając się w kierunku schodów. – Mam nadzieję, że trafisz do wyjścia. – dodał i ponownie ruszył na piętro.
Dziewczyna stała jeszcze chwilę w miejscu odprowadzając go wzrokiem, po czym opuściła jego dom.
Zaraz po powrocie do siebie panna Granger postanowiła zrobić listę za i przeciw pracy u znienawidzonego jeszcze z czasów szkolnych arystokraty. Pomimo iż lista argumentów przeciw była zdecydowanie dłuższa, dziewczyna postanowiła zaryzykować. Wprawdzie nie darzyła blondyna nawet najmniejszymi pozytywnymi uczuciami zdecydowała, że przyjmie tą pracę, której bardzo potrzebowała. Następnego dnia tuż przed umówioną godziną ponownie znalazła się przed rezydencją Malfoy’a. Wzięła dwa głębokie oddechy i nacisnęła przycisk na furtce, a ona jak za dotknięciem różdżki natychmiast się otworzyła, a dziewczyna pomaszerowała w kierunku drzwi wejściowych. Kiedy znalazła się już przed nimi otworzyły się, a w drzwiach stanął Malfoy. Hermiona mimowolnie zlustrowała go wzrokiem. Jego platynowe włosy były w lekkim nieładzie. Był ubrany w brązowy, z pewnością szyty na miarę garnitur i czarną koszulę. Całość dopełniał czarny lekko poluzowany krawat z białymi zdobieniami. Dopiero kiedy podeszła bliżej zobaczyła, że są to niewielkie herby z wplecioną w nie literą M.
- Przynajmniej jedna wie, co to znaczy punktualność. – powiedział na powitanie i odsunął się na tyle, żeby mogła przejść.
Kiedy oboje znaleźli się w salonie blondyn ponownie się odezwał.
- Scorpius śpi na górze w swoim pokoju. Nie budź go dopóki sam nie wstanie, nie spał prawie cała noc. Na blacie w kuchni jest lista rzeczy, które jada i instrukcja jak je przygotować. Możesz wyjść z małym do ogrodu, ale najpierw odpowiednio go ubierz! – warknął.
- Wiem, jak należy się zajmować dzieckiem Malfoy. – syknęła.
- Wszystkie twoje poprzedniczki tak mówiły, a potem zazwyczaj lądowałem z synem w Świętym Mungu. – dodał opierając się o framugę drzwi. - Wychodzę do pracy, będę przed siedemnastą. Twój komplet kluczy jest w kuchni. – dodał kierując się w stronę drzwi wyjściowych. – Moja matka lubi czasami wpadać bez zapowiedzi. – krzyknął jeszcze z przedpokoju i wyszedł.
Hermiona stała jeszcze przez chwilę w salonie jakby nie mogła uwierzyć, że zaufał jej na tyle, żeby zostawić jej pod opieką swojego syna. Kiedy dziewczyna otrząsnęła się już z szoku ruszyła w kierunku schodów prowadzących na górę. Na piętrze znajdowały się cztery pomieszczenia oddzielone od korytarza czterema grafitowymi drzwiami. Jedne drzwi były uchylone, więc dziewczyna od razu pomyślała, że to pokoik małego Scorpius’a, więc bez zastanowienia niemal bezszelestnie weszła do środka. Jej oczom ukazało się przytulnie urządzone pomieszczenie. Na ścianach w kolorze grafitowym wyklejone były białe brzozy, na których siedziały niebieskie ptaszki. Po prawej stronie od wejścia stała średniej wielkości biała szafa, a obok pasująca do niej komoda, na której stała lampa z błękitnym kloszem i kilka zabawek. Na wprost wejścia w sąsiedztwie wielkiego okna, które było przysłonięte żaluzją, stał niebieski bujany fotel, na którym leżała beżowa poduszka. Po lewej stronie od wejścia z daleka od okna stało białe, drewniane łóżeczko z niebieską pościelą, a w łóżeczku stał właśnie malutki blondynek, który wpatrywał się w dziewczynę badawczym wzrokiem. Kiedy Hermiona spojrzała na malucha, on niemal natychmiast wyciągnął w jej kierunku swoje malutkie rączki domagając się wzięcia na ręce. Brunetka podniosła malucha, a on jakby w podziękowaniu zaczął gaworzyć w tylko sobie znanym języku.
- Dzień dobry. – powiedziała do niego. – Dobrze się spało? – zapytała chociaż wiedziała, że malec jej nie odpowie. – Na pewno jesteś głodny. – powiedziała, a chłopczyk uśmiechnął się do niej promiennie. – Ale najpierw kolego zmienimy pieluszkę. – Hermiona złapała się za nos i próbowała udawać, że coś strasznie śmierdzi, na co chłopczyk odpowiedział jej głośnym śmiechem.
Kiedy dziewczynie udało się już przewinąć i przebrać w ubranko, które leżało na komodzie, wzięła małego na ręce i udała się z nim do kuchni. Gdy przekroczyła próg pomieszczenia, w oczy rzuciła jej się od razu kartka pozostawiona przez Malfoy’a. Wzięła ją do ręki i zaczęła pospiesznie czytać pozostawione instrukcje. Kiedy skończyła odłożyła ją z powrotem na miejsce, a małego odstawiła na podłogę.
- Tatuś kazał ci dużo chodzić. – powiedziała widząc niezadowolenie malca. – Teraz zjemy sobie śniadanko. – dodała i wzięła się za przygotowywanie posiłku. – Dwieście dwadzieścia mililitrów mleka i dwie miarki kaszy. – odczytała z kartki. – Podgrzewać różdżką przez dziesięć sekund. – Hermiona tylko przewróciła oczami. – Można się było tego spodziewać.
Kiedy posiłek był już gotowy, dziewczyna nakarmiła malca, umyła starannie butelkę i zajęła się dzieckiem. Cały dzień minął im na wesołych zabawach, układaniu klocków, rysowaniu i zabawach na dworze. Kiedy około szesnastej trzydzieści Draco wrócił do domu, kobieta siedziała ze Scorpius’em na dywanie w salonie i układała wieżę z klocków.
- Możesz już iść Granger. – powiedział kiedy tylko przekroczył próg. Chłopczyk na dźwięk jego głosu podniósł główkę do góry i posłał mu promienny uśmiech.
- Ta-ta, ta-ta. – wstał niezgrabnie i powędrował w jego kierunku, a Draco uśmiechnął się i wyciągnął ręce.
Hermiona przyglądała się scenie z lekkim uśmiechem, wtedy pierwszy raz w życiu widziała Malfoy’a, który uśmiecha się naprawdę szczerze.
- Mówiłem, że możesz już iść. – odezwał się ponownie biorąc syna na ręce. – Posprzątam. – dodał widząc, że zabrała się za zbieranie klocków.
- W lodówce masz obiad. – dodała kierując się w kierunku drzwi.
- Zrobiłaś obiad? – zdziwił się. – Przecież nie kazałem…
- Smacznego. – rzuciła. – Do jutra. – dodała i otworzyła drzwi wejściowe, za którymi stała Narcyza.
Hermiona, aż podskoczyła.
- Ale mnie pani wystraszyła. – zaczęła. – Dzień dobry.
- Dzień dobry. – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. – I chyba do widzenia.
- Tak, tak. Do widzenia. – powiedziała i zniknęła za drzwiami.
Kiedy tylko drzwi się zamknęły pani Malfoy ponownie się odezwała.
- Obserwowałam ją cały dzień.
- Jakoś wcale mnie to nie dziwi.
- W każdym razie. – kontynuowała. – Uważam, że jest najlepsza z tych wszystkich, które tu do tej pory pracowały.
- Skoro tak mówisz. – powiedział bez entuzjazmu i ruszył w kierunku kuchni.
- Draco, naprawdę uważam, że nie znajdziesz lepszej opiekunki.
- Wiem. – dodał chłodno.
Dni mijały, a panna Granger czuła się w domu swojego odwiecznego wroga, coraz swobodniej. Po kilku miesiącach pracy kobieta zauważyła, że ich stosunki nieco się ociepliły. Mur, który zbudowali między sobą lata temu z dnia na dzień jakby nieco się zmniejszał, a sam Draco nie wydawał się już taki cyniczny i wrogo nastawiony jak kiedyś. Drugą znaczącą zmianą było ocieplenie stosunków z matką Dracona – Narcyzą, która od jakiegoś czasu była częstym gościem w domu syna. Kobiety często rozmawiały, dzięki czemu naprawdę się polubiły. Czego sam Draco starał się nie zauważać. Pewnego jesiennego dnia, kiedy Hermiona przekroczyła próg domu usłyszała podniesione głosy dobiegające z salonu. Zaskoczona szybko udała się w tamtym kierunku.
- Chce się z nim widywać i zabierać go do siebie! – krzyczała blondynka.
- Nigdzie go nie zabierzesz Greengrass. – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Nie po twoim ostatnim wybryku.
- Gdyby jego matka żyła inaczej byś śpiewał!
- Ale nie żyje, a ty nie masz do mojego syna żadnych praw! A teraz wynoś się stąd! – wrzasnął, a blondynka odwróciła się w stronę drzwi i wtedy zobaczyła brunetkę.
- Co ona tu robi?! – jej twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora. – Teraz prowadzasz się ze szlamami Malfoy?! Moja siostra…
- Twoja siostra nie żyje Greengrass i przyjmij to w końcu do wiadomości! A moje życie prywatne to nie twoja sprawa! Wynoś się stąd! – krzyknął tak głośno, że obudził śpiącego na górze chłopca.
- Ja pójdę. – odezwała się brunetka i ruszyła na górę.
- Jaka posłuszna. – zaśmiała się blondynka.
- Wyjdziesz stąd sama czy mam cię wyrzucić?
- Sama wyjdę, ale jeszcze tu wrócę! – odpowiedziała i wyszła trzaskając drzwiami.
Kiedy Hermiona ponownie znalazła się na parterze, Draco stał oparty o blat w kuchni i głęboko oddychał.
- Wszystko w porządku? – zapytała z troską.
- Tak. – odpowiedział po chwili. – Możesz dzisiaj zostać dłużej? Mam ważne spotkanie, a moja matka jest dzisiaj zajęta. – zapytał.
- Nie ma sprawy. – odpowiedziała uśmiechając się do niego, a on odwzajemnił uśmiech.
Cały dzień minął Hermionie i małemu Scorpiusowi na zabawie. Kiedy wieczorem kładła malca spać, na dworze rozpętała się burza. Hermiona już w dzieciństwie bała się burzy, dlatego mimowolnie pisnęła słysząc grzmot tuż nad domem. Za pomocą czarów wyciszyła pokój malca, żeby szalejący na dworze wiatr i grzmoty go nie obudziły, a obok łóżeczka postawiła wyczarowaną, działającą na baterię elektryczną nianię. Cicho, żeby go nie obudzić wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Udała się do kuchni i żeby odciągnąć swoje myśli od pogody panującej za oknem zaczęła przygotowywać kolację, kiedy miała już wykładać przygotowane spaghetti na talerz w całym domu zgasły światła.
- Pięknie. – zdenerwowała się. – Gdzie ja położyłam różdżkę? – zapytała samą siebie i zaczęła po omacku szukać swojego magicznego przedmiotu. Pech chciał, że niechcący dotknęła gorącej patelni.
- Kurwa! – wysyczała, a wtedy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. – Draco, to ty? – zapytała, ale nie usłyszała odpowiedzi.
Po chwili jednak usłyszała kroki, a niespełna minutę później zobaczyła postać rozświetloną przez przecinającą niebo błyskawicę. Dziewczyna wrzasnęła przeraźliwie.
- Lumos. – powiedział tak doskonale jej znany głos, a z koniec jego różdżki rozjarzył się. – Granger czyś ty do reszty zwariowała? – zapytał z wyrzutem. – Czemu do diabła siedzisz po ciemku i wrzeszczysz w niebogłosy! Obudziłabyś umarłego i aż dziw, że Scorpius się nie obudził!
- Wystraszyłeś mnie! – podniosła głos. – Czemu się nie odezwałeś jak pytałam czy to ty? – zapytała.
- Nie słyszałem. Czemu siedzisz po ciemku? – zapytał.
- Nie mogłam znaleźć różdżki geniuszu. – powiedziała, odnalazła wzrokiem swój magiczny przedmiot i wycelowała w stojący na stole świecznik. – Incendio.
Całe pomieszczenie rozświetliło się.
- Nox. – Draco zgasił swoją różdżkę i odłożył ją na stół.
- Jesteś cały mokry. – zauważyła.
- Jakbyś jeszcze nie zauważyła na dworze leje. – odpowiedział z ironią.
- Przebierz się. Przygotowałam kolację. – dodała i wróciła do nakładania spaghetti.
- Scorpius śpi? – zapytał zdziwiony.
- Tak, wyciszyłam jego pokój. Będziemy wiedzieć jak się obudzi. – powiedziała wskazując na stojące na blacie urządzenie.
Draco kiwnął tylko głową i ruszył na piętro. Wrócił po chwili ubrany w jasne jeansy i jasnobrązowy sweter, a po drodze wycierał mokre włosy ręcznikiem. Hermiona spojrzała w jego kierunku i westchnęła cicho. Musiała przyznać, że Malfoy wyglądał naprawdę dobrze. Dwudniowy zarost, lekko zmierzwione włosy i ten szczery, goszczący na jego ustach od niedawna uśmiech.
- No co? – zapytał widząc, jak dziewczyna lustruje go wzrokiem, a ona na dźwięk jego głosu natychmiast oprzytomniała.
- Zapraszam do stołu.
- Napijesz się ze mną? – zapytał.
- Chętnie. – odpowiedziała, a on podszedł do barku.
- Kremowe piwo, ognista whisky czy może wino?
- Zdecydowanie wino! – powiedziała z uśmiechem.
Draco wziął do ręki dwa kieliszki do czerwonego wina, a butelkę wsadził sobie pod pachę. Kiedy postawił kieliszki na stole sprawnym ruchem odkorkował butelkę i napełnił kieliszki trunkiem, po czym zajął miejsce naprzeciwko Hermiony.
- Wyśmienite. – zachwycił się blondyn spróbowawszy potrawy. – Naprawdę dobrze gotujesz. – pochwalił ją.
- Dzięki. – zarumieniła się.
Resztę kolacji spędzili na luźnych rozmowach, popijając wino. Przez cały ten czas Scorpius obudził się tylko raz, co stanowiło krótki przerywnik w ich uroczym wieczorze. W międzyczasie kiedy Draco karmił małego i kładł go ponownie spać, Hermiona pozmywała po kolacji, a kiedy blondyn ponownie znalazł się na dole, pomieszczenie rozświetliło się światłem.
- Prąd wrócił, więc chyba powinnam wracać do domu. – zaczęła.
- Napijesz się jeszcze? – zapytał ignorując jej poprzednią wypowiedź.
- Chyba powinnam już iść.
- Jeszcze wcześnie. – powiedział podając jej kieliszek, który ponownie napełnił. – Mogę cię o coś zapytać? – zaczął.
- Jasne. – odpowiedziała siadając na kanapie w salonie.
- Dlaczego pracujesz jako opiekunka? Z twoim wykształceniem powinnaś raczej zajmować wysokie stanowisko w Ministerstwie Magii.
- Potrzebowałam pracy. Wszystkie oszczędności przeznaczyłam na poszukiwanie rodziców. – powiedziała. Sama nie wiedziała, czy otworzyła się przed nim dlatego, że tego chciała, czy jednak były to skutki wypitego wina.
- Poszukiwanie rodziców? – zdziwił się.
- Przed wojną. – jej głos załamał się. – Chciałam ich chronić. Wymazałam im pamięć i wysłałam do Australii. – w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Hej, hej. – zaczął i odruchowo złapał ją za rękę. – Znajdziesz ich. – dokończył.
- Szukałam ich cztery lata. – spojrzała prosto w jego stalowe tęczówki.
- Znajdziesz ich. Obiecuję. – odpowiedział bez zastanowienia, a po chwili puścił jej rękę i wyprostował się.
Nie chciał jej niczego obiecywać, to był po prostu odruch.
- Czy ja też mogę o coś zapytać? – zapytała, a Draco popatrzył na nią badawczo.
- Wiem, o co chcesz zapytać. – zaczął. – Chcesz wiedzieć, dlaczego Astoria nie żyje, bo to że ona jest matką Scorpiusa już się raczej domyśliłaś, po tym porannym zamieszaniu. – Hermiona kiwnęła twierdząco głową, a Draco głośno westchnął.
- W mojej rodzinie od pokoleń rodzice wybierają swoim dzieciom życiowych partnerów, którzy zawsze muszą pochodzić z czystokrwistej rodziny. Mój ojciec dogadał się z Greengrassami i tak pół roku po wojnie Astoria została moją żoną. – zaczął i opróżnił swój kieliszek. – Oczywiście Astoria była z tego powodu bardzo szczęśliwa. Ja nie. Była chyba jedyną dziewczyną ze Slytherinu, której w szkole nie tolerowałem. Po ślubie zamieszkaliśmy tutaj. Przez dwa lata naszego małżeństwa żyliśmy obok siebie. Zajmowaliśmy nawet osobne sypialnie. Ona oczywiście cały czas zapewniała, mnie o swojej miłości, ale ja nigdy jej nie pokochałem. Któregoś dnia po naszej drugiej rocznicy ślubu, jej rodzice zaprosili nas do siebie. Nie chciałem tam iść, ale zmusił mnie do tego mój ojciec. Podczas kolacji kazali mi złożyć wieczystą przysięgę. Warunkiem było spłodzenie potomka w ciągu roku. Nie miałem wyjścia i musiałem mimowolnie się do niej zbliżyć. Kiedy kilka miesięcy później zaszła w ciąże to z początku czułem tylko ulgę, że spełniłem warunki przysięgi, ale z czasem zacząłem cieszyć się tym, że będziemy mieli dziecko. Kiedy pierwszy raz wziąłem Scorpiusa na ręce, pierwszy raz w życiu poczułem, co to znaczy kogoś kochać. – powiedział i spojrzał na Hermionę, która słuchała jego opowieści, było widać, że jest poruszona tym, co usłyszała.
- A potem. – kontynuował. – Wystąpiły komplikacje. Okazało się, że Astoria miała tętniaka, który pękł podczas porodu. Nie dało się nic zrobić.
Przez krótką chwilę po tym jak skończył opowiadać siedzieli w ciszy, a następnie jako pierwsza odezwała się Hermiona.
- A ta sprawa z Dafne?
- Po pogrzebie Astorii, jej rodzice chcieli, żeby Dafne zajęła jej miejsce. Żeby została moją drugą żoną. – zaczął. – Ale nie zgodziłem się na taki układ. Miałem dość ingerowania w moje życie. Jednak pozwoliłem na jej spotkania z siostrzeńcem. Pewnego dnia, kiedy nie odprowadziła go na czas, zacząłem się denerwować. Teleportowałem się do ich posiadłości i zastałem spakowane walizki. Chcieli wywieźć mojego syna bez mojej zgody. – dodał. – Dobra. Może porozmawiamy o czymś przyjemniejszym?- zapytał uśmiechając się do dziewczyny, a ona odwzajemniła uśmiech.
Przez kolejne kilka godzin rozmawiali swobodnie na różne tematy, śmiejąc się przy tym radośnie, aż w końcu nie wiedząc kiedy oboje zasnęli na kanapie.
Rano jako pierwsza obudziła się brązowowłosa. Czując ciepło bijące od jej pleców, otworzyła oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Co do cholery? – mruknęła pod nosem, kiedy zorientowała się, gdzie się znajduje.
Leżała właśnie w salonie blondyna wtulona w jego tors i opleciona jego ramionami. Dziewczyna pomału, żeby nie obudzić śpiącego blondyna wstała wyswobadzając się z jego ramion i od razu ruszyła do pokoju Scorpiusa. Chłopczyk w dalszym ciągu spał uśmiechając się przez sen. Hermiona oparła głowę o jego łóżeczko i wpatrywała się w śpiącego malca. Po kilku minutach blondynek otworzył oczy i napotkawszy wzrok brunetki uśmiechnął się promiennie.
- Dzień dobry maluszku. – powiedziała, a chłopczyk słysząc jej głos wyciągnął w jej stronę swoje malutkie rączki, a ona wzięła go na ręce.
Po chwili do pokoju wszedł Draco.
- Dzień dobry. – powiedział uśmiechając się do obojga.
- Ta-ta-ta, tata. – powiedział radośnie Scorpius i wyciągnął ku niemu swoje rączki, a już po chwili był w ramionach swojego ojca.
- Zapraszam na dół. Zrobiłem śniadanie. – powiedział i gestem wskazał na drzwi.
Kiedy cała trójka znalazła się już na dole do domu weszła niespodziewanie Narcyza i widząc całą trójkę razem, w sobotę, lekko się zdziwiła.
- Widzę, że nie możesz się z nimi rozstać, skoro jesteś tu nawet w swój wolny dzień. – uśmiechnęła się znacząco.
- To nie tak jak pani myśli. – zaczęła. – Po prostu zasnęłam na kanapie.
- Ależ dziecko, nie musisz mi się tłumaczyć.
- Zapraszam do stołu. – powiedział rozbawiony całą sytuacją.
- Chyba powinnam już wrócić do siebie. – powiedziała chłodno brunetka.
- Nie zjesz z nami? – zdziwił się.
- Może innym razem. – dodała, zabrała swoje rzeczy i opuściła jego dom.
- Czy ja o czymś nie wiem synu? – zapytała podejrzliwie Narcyza.
- Co masz na myśli?
- Czy wy coś razem? – zapytała bez ogródek.
- Nic z tych rzeczy. – odpowiedział i zabrał się za swój posiłek.
Przez następne kilka tygodni Hermiona nieco speszona ich nowymi stosunkami, starała się ograniczyć kontakty z Draconem do minimum. Blondyn zdziwiony jej zachowaniem, kilkukrotnie próbował dowiedzieć się co jest powodem jej zachowania, jednak sztuka ta mu się nie udała. Znudzony oczekiwaniem na poprawę ich wzajemnych stosunków postanowił uknuć małą intrygę, którą miał zamiar wcielić w życie w najbliższy piątek. Dochodziła godzina siedemnasta, kiedy do domu blondyna weszła jego matka z wielkim pudłem ozdobionym czerwoną kokardą.
- Ktoś ma urodziny? – zapytała brunetka.
- To dla ciebie. – kobieta uśmiechnęła się do dziewczyny i podała jej prezent.
- Ale ja nie mogę tego przyjąć.
- Nie przyjmuję zwrotów.
Hermiona postawiła pudełko na stole w jadalni i rozwiązała kokardę. W pudełku była zapakowana krwistoczerwona sukienka, a na niej leżała kartka. Dziewczyna od razu rozpoznała pismo Dracona: Mam nadzieję, że będzie pasować. Zapraszam cię na kolację. Dzisiaj o dwudziestej. 
- Ale ja nie rozumiem. – powiedziała zdziwiona, wyciągając sukienkę z pudełka.
- Tu nie ma nic do rozumienia. – zaśmiała się. – Draco zaprasza cię na kolację. Wracaj do domu i przygotuj się. Ja się zajmę małym.
- Ale…
- Żadnego ale! Uciekaj!
Hermiona stała jeszcze przez chwilę zdezorientowana, ale napotkawszy krytyczny wzrok Narcyzy, wróciła do domu. Parę minut przed godziną dwudziestą była już gotowa do wyjścia. Sukienka pasowała na nią idealnie, przy okazji podkreślając wszystkie jej atuty. Po chwili usłyszała dzwonek do drzwi. Przejrzała się jeszcze ostatni raz w lustrze, chwyciła torebkę i otworzyła drzwi.
- Wyglądasz pięknie. – powiedział lustrując ją wzrokiem.
- Ty również. – odpowiedziała rumieniąc się lekko. – Dokąd idziemy?
- Niespodzianka. Służę ramieniem. – powiedział wyciągając w jej kierunku zgiętą w łokciu rękę.
Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, chwyciła blondyna pod rękę i po chwili teleportowali się.
- Jesteśmy w Hogsmeade? – zapytała kiedy znaleźli się już na miejscu.
- Zgadza się. – uśmiechnął się promiennie. – Otworzyli tu niedawno całkiem fajną restaurację. Panie przodem. – powiedział przepuszczając ją w drzwiach.
Kiedy weszli do środka Hermiona, aż zaniemówiła z wrażenia. Wnętrze było naprawdę zjawiskowe. Ściany pokrywała fototapeta, na której przedstawione były włoskie winnice. Stoły i krzesła były wykonane z ratanu, a okna przysłaniały bambusowe żaluzje.
- Ale tu pięknie. – zachwyciła się.
Po chwili znalazł się koło nich kelner, który wskazał im zarezerwowane miejsca. Wieczór minął im w miłej i przyjaznej atmosferze. Tuż przed północą lekko wstawieni znaleźli się ponownie pod domem brunetki.
- To był naprawdę uroczy wieczór. – zaczęła.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to powtórzymy. – powiedział, a ona zarumieniła się lekko.
- Też mam taką nadzieję. – odpowiedziała posyłając mu promienny uśmiech.
Draco chwycił kosmyk jej włosów, który opadł jej na twarz i założył jej go za ucho. Dziewczyna lekko zadrżała, kiedy jego dłoń musnęła jej policzek, co sprawiło, że poczerwieniała jeszcze bardziej. Blondyn potraktował to jako zaproszenie, ujął ją delikatnie za podbródek i wpił się w jej malinowe usta. Dziewczyna przez chwilę stała nieruchomo, ale po chwili oddała pocałunek.
- Dobranoc. – szepnął Draco, kiedy zakończyli pocałunek, po czym teleportował się do domu.
Hermiona wpatrywała się jeszcze przez chwilę w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał, a następnie zniknęła za drzwiami swojego domu. Po nieprzespanej nocy, która spędziła na rozmyślaniach o wczorajszych wydarzeniach, dziewczyna spakowała sukienkę, którą dostała od blondyna i teleportowała się pod jego dom. Pomimo, że miała klucze, postanowiła tym razem zadzwonić do drzwi, w których po chwili stanął blondyn.
- Hermiona? Coś się stało? – zdziwił się.
- Mogę wejść? – zapytała.
- Jasne. – powiedział i przepuścił ją w drzwiach. – Coś się stało? – zapytał ponownie.
- Muszę ci to oddać. – powiedziała wręczając mu pudełko.
- Nie przyjmę tego. To prezent. – odpowiedział zdezorientowany całą sytuacją. – Jeżeli czymś cię wczoraj uraziłem to…
- Nie mogę już tu pracować Draco. – powiedziała chłodno, a w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Ale dlaczego?
- Po prostu nie mogę. – dodała i spuściła wzrok. – Mogę się pożegnać z małym? – zapytała niepewnie.
- Znasz drogę. – odpowiedział chłodno i odprowadził dziewczynę wzrokiem.
Brunetka od razu udała się do pokoju Scorpiusa. Malec bawił się misiem w swoim łóżeczku, a gdy usłyszał, że ktoś wchodzi do pokoju od razu podniósł wzrok. Kiedy zorientował się, kto przyszedł rozpromienił się i od razu wyciągnął ku niej swoje rączki.
- Cześć maluchu. – powiedziała. – Przyszłam się z tobą pożegnać. – dodała, a po jej policzku popłynęły łzy.
Musiała przyznać przed samą sobą, że pokochała to dziecko jak własne, a teraz mimo bólu jaki jej to sprawiało, musiała się z nim pożegnać. W międzyczasie niemal bezszelestnie, do pokoju wszedł Draco i stał teraz oparty o framugę.
- Będę za tobą tęsknić, wiesz? – zapytała nie licząc na odpowiedź.
Scorpius wpatrywał się w nią przez chwilę, gładząc swoją rączką po jej twarzy.
- Ma-ma, ma-ma. – powiedział, a Hermiona na dobre się rozpłakała.
- Nie jestem twoją mamą.
Draco poruszony sceną, którą zobaczył, podszedł do dziewczyny i objął ją ramieniem, zmuszając ją do spojrzenia na niego.
- Co ty robisz? – zapytała przez łzy.
- Mój syn wybrał już sobie nową mamę, a tata popiera wybór syna. – powiedział uśmiechając się do niej promiennie.
- Ale… - zaczęła.
- Żadnego ale Granger. – powiedział i złączył ich usta w namiętnym pocałunku.