wtorek, 6 stycznia 2015

Czterysta dwudziesty ósmy finał Mistrzostw Świata w Quidditchu





W gmachu Ministerstwa Magii jak zawsze panował zgiełk. Każdy gdzieś biegł, czegoś szukał. Pośród tych wszystkich osób była też ona. Niespełna dwudziestosześcioletnia brunetka o czekoladowych oczach biegła właśnie w stronę windy. Była już spóźniona trzy minuty, a przecież ona nigdy się nie spóźniała. Kiedy drzwi windy otworzyły się na odpowiednim piętrze kobieta zaczęła przeciskać się pomiędzy czarodziejami, którzy czekali w poczekalni na swoją kolej. Ukłoniła się kilku mijanym osobom. Była prawie przed drzwiami do departamentu, w którym pracowała, kiedy niespodziewanie zderzyłam się z kimś i wszystkie papiery, które trzymała w rękach rozsypały się po całej podłodze.
- Najmocniej panią przepraszam! – głos, który usłyszała wydawał jej się bardzo znajomy.
- Ależ nic się nie stało – podniosła wzrok, żeby zobaczyć na kogo wpadła i wtedy przeżyła szok. Staranował ją nie kto inny, a sam – Malfoy, co ty tu robisz do cholery?!
- Granger to, to, to ty?! – zapytał z niedowierzaniem.
- Zostaw to i zejdź mi z drogi! – wykrzyknęła na cały korytarz i wyrwała mu z rąk swoje dokumenty, które już zdążył pozbierać.
- Dobra, nie musisz tak wrzeszczeć, przecież nic ci nie zrobię Granger, wyluzuj!
- Żegnam – rzuciła z pogardą i pobiegła w stronę swojego gabinetu.
Gdy tylko znalazła się przy drzwiach, otworzyła je i zatrzasnęła za sobą jak najszybciej.
- Ktoś cię gonił? – usłyszałam głos naszej sekretarki.
- Duchy przeszłości – odpowiedziała. – Jakaś korespondencja do mnie? – zapytała.
- Dzisiaj nic, ale szef chce cię widzieć.
- Jest u siebie? – zapytała wskazując na drzwi.
- Tak, wchodź śmiało – czeka na ciebie.
Hermiona zapukała do drzwi gabinetu swojego szefa i weszła do środka.
- Dzień dobry panie dyrektorze. Chciał się pan ze mną widzieć.
- Aaaa panna Granger. Proszę usiąść..
- Hermiono. Mogę się tak do ciebie zwracać? – zapytał.
- Tak, tak oczywiście!
- A więc. Jestem już stary i nie ukrywam, że od dłuższego czasu zastanawiam się nad przejściem na emeryturę.
- Na emeryturę? – udała zaskoczoną.
- Tak na emeryturę. Nie udawaj, że nie liczyłaś na to od dłuższego czasu.
- Ja? Gdzież bym śmiała panie dyrektorze.
- Nie zaprzeczaj. Zdaję sobie sprawę, że od dłuższego czasu pełniłaś za mnie większość obowiązków, dlatego za miesiąc moje stanowisko zajmie ktoś inny.
- Kto? – zapytałam.
- Mam nadzieję, że ty, oczywiście jeżeli się zgodzisz.
- Ja? – pytała z niedowierzaniem. – Miałabym zostać szefem? Ale ja nie mam doświadczenia, nie dam sobie rady z tym… - panikowała.
- Nikt nie poradzi sobie lepiej na tym stanowisku niż ty. Zaufaj mi. Zresztą już zamówiłem dla ciebie nową tabliczkę. – uśmiechnął się.
- Ja nie… Nie wiem co powiedzieć.
- Wystarczy dziękuję.
- Dziękuję. – uśmiechnęła się niepewnie.
- Zostaniesz oficjalnie mianowana za miesiąc, ale twoje obowiązki zaczynają się już dzisiaj. Tu są wszystkie dokumenty, z którymi musisz się jak najszybciej zapoznać. – wskazał na dość pokaźny stos piętrzący się na jego biurku. – Dokumenty te dotyczą finału Mistrzostw Świata w Quidditchu, który jak wiesz ponownie w tym roku organizujemy. Prawie wszystko jest już gotowe. Został tylko wybór wyglądu stadionu finałowego i kilka drobnych spraw, z którymi na pewno sobie poradzisz. Jeszcze dzisiaj spotkamy się z szefem departamentu Magicznych Gier i Sportów. Do tego czasu zapoznaj się z dokumentacją.
- O której odbędzie się to spotkanie? – zapytała.
- O czternastej. Z mojej strony to już wszystko. Mam nadzieje, że mnie nie zawiedziesz.
- Nie zawiodę. – odpowiedziała, chociaż jej mina wskazywała na coś zupełnie innego.
Hermiona chwyciła stos dokumentów i wyszła.
- Stało się coś? – zapytała Megan, kiedy brązowowłosa ponownie pojawiła się w sekretariacie. – Wyglądasz na wściekłą.
- A weź przestań… Szef zawalił mnie robotą… Mam się z tym zapoznać do czternastej!
- Kretyn!
- Proszę zrób mi kawę i jakby ktoś pytał do czternastej jestem nieuchwytna. – samopiszące pióro blondynki prawie natychmiast zaczęło notować jej polecenie. – Nie poczekaj! W ogóle mnie dzisiaj nie ma. Potem mamy spotkanie z Macfarlan’em. – dodała i zniknęła za drzwiami swojego gabinetu.
Kobieta usiadła przy biurku i od razu wzięła się za czytanie. Wśród stosu, który przytargała były między innymi dokumenty dotyczące lokalizacji stadionu i sąsiadujących obszarów, magicznych zabezpieczeń widowiska, transportu i wreszcie plany wyglądu samego stadionu. Hermiona przeglądała stos kartka po kartce i nie mogła uwierzyć, że nad całym projektem pracuje od roku ponad pięćset osób.
- Jak zawsze dowiaduje się wszystkiego ostatnia. – powiedziała do siebie.
Brunetka wzięła do ręki projekty wyglądu stadionu i rozłożyła je na biurku, stoliku, kanapie i podłodze, tak aby mogła je wszystkie dokładnie widzieć jednocześnie, więc już po chwili jej gabinet zamienił się w swego rodzaju wystawę stadionów w wersji 3d. Dziewczyna przyglądała się każdemu projektowi dokładnie i starała się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Każdy ze stadionów był wyjątkowy i naprawdę bardzo trudno było wybrać jeden najlepszy.
- Hermiono, szef czeka na ciebie w sekretariacie. Masz zabrać ze sobą projekty stadionów. – powiedziała Megan wchodząc do jej gabinetu.
Brunetka popatrzyła na zegar wiszący nad drzwiami, dochodziła czternasta. Szybko pozbierała projekty i wyszła z gabinetu i udała się na umówione spotkanie. Na zebraniu obecni byli wszyscy szefowie departamentów oraz sam Minister Magii jej dobry znajomy Kingsley Shacklebolt. Na sali znajdowali się jeszcze dwaj znajomi czarodzieje. Nowy szef departamentu Transportu Magicznego – Percy Weasley i jej przyjaciel Harry Potter – szef Biura Aurorów, którym Hermiona posłała promienny uśmiech.
- Waren, Hermiono. Czekaliśmy na was. – odezwał się Kingsley. – Usiądźcie. Rozumiem, że wszyscy znają pannę Granger? – zapytał, a wszyscy pokiwali głowami. – Panna Granger obejmie stanowisko Warena, który odchodzi na zasłużoną emeryturę. Hermiona nie zna wszystkich, więc pozwolę sobie przedstawić. To jest Arnold Peaseood z departamentu Magicznych Wypadków i Katastrof. – wskazał na łysiejącego mężczyznę, który siedział po jego prawej stronie. – To Aron Carelwell z departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, Harmish Macfarlan z Magicznych Gier i Sportów, Saul Croaker z departamentu tajemnic i Mafalda Hopkirk z departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. – Hermiona popatrzyła na niską brunetkę, w którą zmieniła się pare lat temu po wypiciu eliksiru wieloskokowego. – Percego i Harrego znasz. – dodał.
- Bardzo mi miło państwa poznać.
- Czy przyniosła pani projekty? – zapytał Macfarlan.
- Tak. – Hermiona sięgnęła po stos dokumentów, który leżał przed nią. – Pozwoliłam sobie wybrać dziesięć najlepszych projektów. – powiedziała i zaczęła rozkładać je na środku długiego stołu przy którym siedzieli.
- Dobra robota. – pochwalił ją Carelwell.
Brązowowłosa skończywszy rozkładać dokumenty machnęła różdżką, a w miejsce placów pojawiły się miniatury boisk. Wszyscy byli zachwyceni widokiem wybranych obiektów, a każdy z obecnych wybrał projekt, który mu się najbardziej podobał. Niestety jedynie Harry i Hermiona byli podobnego zdania, co do najlepszych obiektów, reszta zebranych niestety miała własne zdanie.
- Uważam, że projekt numer dwa, jest najlepszy pod względem bezpieczeństwa, trybuny są rozmieszczone w sposób, który nie zagraża bezpieczeństwu oglądających. – zaczęła Mafalda.
- Tak, ale jest jednocześnie najmniejszy. Dodatkowo obawiam się, że nie pomieści tylu osób ile zakłada, ponieważ te filary. – Hermiona wskazała na filary podtrzymujące całą konstrukcję. – Ograniczają widoczność, więc możemy założyć wykluczenie miejsc, które znajdują się za nimi.
- To w takim razie numer cztery. – odezwał się Aron i wskazał na wybrany projekt. – Ma dobrze nachylone trybuny i nie posiada filarów, które uniemożliwiałyby oglądanie. Jest najlepszy!
- Obawiam się, że trybuny są umiejscowione zbyt blisko boiska, co w przypadku… - zaczęła.
- Ta kobieta widzi same problemy. – skwitował Saul.
- Hermiona ma rację. – dodał Harry. – Zgadzam się, że trybuny są zbyt blisko. Byłem zawodnikiem, więc pan wybaczy, ale mam trochę większe doświadczenie. W przypadku kiedy, któryś z zawodników dostałby tłuczkiem, prawdopodobieństwo, że spadnie na trybuny jest zbyt duże. Ta trybuna – wskazał na tę położoną najbliżej ziemi. – musiałaby zaczynać się w tym miejscu i być bardziej pionowa. – powiedział.
- W takim razie co proponujecie? – zapytał Percy.
- Myślę, że Hermiona się ze mną zgodzi, że najlepszym wyborem byłby projekt numer jeden, pięć, osiem i dziesięć. – Potter machnął różdżką, a na stole zostały tylko rzeczone projekty.
- Zgadzam się, te cztery projekty są najlepsze i spełniają wszystkie kryteria.
- W takim razie proponuje głosowanie. – odezwał się Arnold.
- Hymmm – Kingsley wstał i popatrzył na obiekty z bliska. – Harry, jakbyś był jeszcze zawodnikiem to na którym z tym obiektów chciałbyś zagrać?
- To jest myśl! – zachwycił się Waren. – Zapytajmy zawodników o zdanie!
- Genialne! – dodał Harmish. – Przecież nasza reprezentacja dostała się wczoraj do finału! Zapytajmy ich o zdanie! – Hermiona popatrzyła po zgromadzonych, wszyscy byli zachwyceni.
- Zajmiesz się tym Harry? – zapytał Kingsley.
- Nie mogę. Niestety od jutra zaczynamy szkolenie aurorów, którzy będą ochraniać finał. Muszę to nadzorować!
- Aha, rozumiem. To może ty Harmish?
- Niestety mam teraz wystarczająco dużo obowiązków, to by się wiązało z tygodniowym wyjazdem, plus nadzorowaniem budowy obiektu. Nie, zdecydowanie nie mam na to czasu. Mam z tym finałem już i tak wystarczająco dużo roboty. – Minister rozglądnął się po sali, wszyscy zebrani mieli już wystarczająco dużo swoich obowiązków.
- Hermiona!
- Tak?
- Hermiona mogłaby się tym zająć. Obejmuje stanowisko dopiero za miesiąc, więc teoretycznie ma więcej czasu niż my wszyscy. Zgadzasz się Hermiono? – zapytał, a wszystkie twarze skierowały się w jej stronę.
- Ale ja się nie znam na quidditchu. Myślę, że ktoś inny powinien… - zaczęła.
- Przecież nie musisz się znać! – powiedział Harry. – Będziesz miała pod ręką naszą reprezentację plus sztab szkoleniowy, więc jeżeli będziesz potrzebowała pomocy na pewno wszystko ci wyjaśnią. Poza tym będzie tam Ginny, przecież jest najlepszą ścigającą w kraju. – usłyszawszy imię swojej przyjaciółki poczuła się znacznie lepiej. W prawdzie nie widziały się od trzech lat, ale pisały do siebie regularnie.
- Dobrze zgadzam się.
- Waren poradzisz sobie bez niej? – zapytał Kingsley, a szef Hermiony skinął twierdząco głową. – W takim razie załatwione. Udasz się do bazy treningowej jeszcze dziś wieczorem. Baza jest oddalona o pięć kilometrów od miejsca, w którym stanie finałowy stadion. Wyślę sowę do właścicieli, żeby przygotowali dla ciebie pokój i powiadomię trenera naszej reprezentacji o twoim przybyciu. Zostaniesz tam do finału, więc twoje zadania na najbliższy tydzień to :wybrać stadion i nadzorować jego budowę.
- Dobrze.
- Nie martw się każdy z nas od czasu do czasu będzie wpadał w okolice areny, więc w razie potrzeby ktoś ci pomoże. Zresztą na miejscu będziesz miała ekipę do pomocy. – uśmiechnął się do dziewczyny. – Jeżeli nikt nie chce już nic dodać to zamykam zebranie.
Wszyscy zgromadzeni wstali, a w międzyczasie minister napisał na kartce papieru adres bazy.
- Tu masz adres. Dzisiaj masz już wolne, spakuj się i przygotuj do wyjazdu.
Hermiona wyszła z sali razem z Harrym. Czarnowłosy też miał już dzisiaj wolne, więc zaproponował przyjaciółce kufel kremowego piwa w Dziurawym Kotle. Dziewczyna przystała na propozycję i oboje skierowali się w kierunku baru. Każdy zamówił sobie po kuflu i razem usiedli przy jednym ze stolików.
- Nie przejmuj się, świetnie dasz sobie radę. – odezwał się Harry, widząc zdenerwowanie przyjaciółki.
- Mam nadzieję. – uśmiechnęła się niepewnie. – Po prostu ja tam nikogo nie znam, oprócz Ginny.
- Nieprawda. W drużynie jest siedmiu podstawowych i czterech rezerwowych czyli jedenastu zawodników oraz trzech członków sztabu szkoleniowego czyli w sumie czternaście osób. Cztery kobiety i dziesięciu mężczyzn. Znasz pięć osób.
- Pięć? – zdziwiła się.
- No tak. Ginny, Olivera Wooda, Katie Bell, Zabiniego i Malfoya.
- Malfoya?! Co on robi w drużynie?! – wrzasnęła.
- Ciszej! – rozejrzał się po barze, prawie wszystkie twarze zwrócone były teraz w ich stronę. – Jest szukającym i tymczasowym kapitanem drużyny, od połowy mistrzostw zastępuje kontuzjowanego Jacka Evonsa.
- Cały tydzień z tą tlenioną fretką, no pięknie! Jeszcze tego mi brakowało. – zasmuciła się. – Znowu się zacznie, te wszystkie wyzwiska. – oczy jej się zaszkliły.
- Hermiona, hej. – złapał ją za dłoń, którą trzymała na stoliku. – Wszystko będzie w porządku. Ten palant nic ci nie zrobi.
Przyjaciele dopili kremowe piwo, pożegnali się i każde wróciło do swojego domu. Zaraz po powrocie Hermiona zjadła szybki posiłek i udała się do swojej sypialni. Wyciągnęła z garderoby walizkę, położyła otwartą na łóżku i zaczęła się pakować. Kiedy skończyła wzięła do ręki kartkę, którą dostała od Kingsleya, powtórzyła w myślach adres i teleportowała się z lekkim trzaskiem. Dziewczyna znalazła się wprost przed ośrodkiem treningowym, w którym miała mieszkać przez najbliższy tydzień. Przyglądała mu się przez chwile, po czym ruszyła w kierunku recepcji. W holu czekała już na nią Katie Bell.
- Witaj Hermiono!
- Katie! Jak miło cię widzieć. – dziewczyny przytuliły się przyjaźnie.
- Przyszłam się tylko przywitać. Zaraz mamy trening, a ja jestem asystentem trenera, więc sama rozumiesz muszę tam być. To jest rozkład naszych zajęć. – powiedziała podając brunetce kartkę z grafikiem. – Jeżeli będą jakieś zmiany ten plan automatycznie się zaktualizuje. – uśmiechnęła się. – To jest pierścień powiadomienia, jeżeli w rozkładzie coś się zmieni zacznie delikatnie wibrować. Noś go zawsze przy sobie.
- Dobrze. – pokiwała głową i włożyła pierścień na palec, a on sam dostosował rozmiar do jej palca.
- To jest Karl. – wskazała na mężczyznę stojącego za blatem recepcji. – Wskaże ci twój pokój. Jeżeli będziesz głodna to w twoim pokoju znajduje się menu, wybierz coś i wypowiedz na głos nazwę dania i wtedy pojawi się na twoim stole. Dzisiaj o dwudziestej mamy spotkanie. – wskazała palcem na zapis w grafiku. – W tamtej sali. – wskazała na niewielkie drzwi na prawo od głównego wejścia. – Wtedy poznasz resztę ekipy, a teraz przepraszam cię, ale muszę pędzić na trening. – powiedziała i zniknęła za automatycznie otwieranymi drzwiami.
Dziewczyna rozejrzała się po holu, zastanawiając się czy wszystko dobrze zapamiętała, kiedy podszedł do niej recepcjonista.
- Pani Hermiona Granger, tak?
- Zgadza się. – posłałam mu uśmiech. Był to wysoki, szczupły brunet o zielonych oczach.
- Proszę za mną, pokaże pani pokój i proszę zostawić tu swoje rzeczy, zostaną automatycznie przetransportowane na górę, zanim zdążymy tam dotrzeć – powiedział, uśmiechnął się promiennie i wskazał drogą do windy. Wjechaliśmy na ostatnie piętro, mężczyzna otworzył jej drzwi, pożegnał się i wrócił na dół. Brunetka otworzyła drzwi, weszła do swojego pokoju i  aż oniemiała z zachwytu. Pokój był bardzo duży i przestronny. Po lewej stronie stała kanapa z brązowej skóry, niewielki stolik do kawy i dwa pasujące do kanapy fotele. Na wprost kanapy stał wielki telewizor. W drugiej części pokoju, odgrodzonej od reszty ścianką stało wielkie łóżko, w którym spokojnie mogłyby spać cztery osoby, po obu stronach stały szafki nocne ze stojącymi na nich małymi lampkami. W głębi stała zakrywająca całą ścianę szafa. Kobieta podeszła do niej i otworzyła. W środku były już wszystkie jej rzeczy, więc przynajmniej rozpakowywanie miała już za sobą. Podeszła do wielkiego okna i wyjrzała przez nie i zobaczyła śmigające nad boiskiem postacie, bez wątpienia miała widok na boisko treningowe. Patrzyła na latające postacie jeszcze przez chwile. Spojrzała na zegarek była dziewiętnasta, więc miała jeszcze godzinę do spotkania. Postanowiła wziąć kąpiel. Wzięła niezbędne rzeczy i otworzyła drzwi do łazienki. To, co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania. W łazience znajdowały się dwie osobne umywalki, a nad nimi wisiało wielkie na całą ścianę lustro. W głębi po lewej stronie stał prysznic, a z drugiej strony ogromna wanna z czterema kurkami. Dziewczyna aż pisnęła z zachwytu, słyszała już o takiej zaczarowanej wannie, ale jeszcze nigdy nie miała okazji z niej skorzystać. Teraz nareszcie miała okazję. Ściągnęła z siebie wszystkie rzeczy i weszła do niej.
- W świetnym nastroju. – odezwał się głos jakby z wewnątrz kurków i wanna zaczęła natychmiast napełniać się wodą.
- Tak jak myślałam. – powiedziała do siebie. Miała rację, była to wanna, która rozpoznawała nastrój i dostosowywała wodę i olejki zapachowe w zależności od tego jak użytkownik się czuł, a ona czuła się cudownie.
Oparła głowę o brzeg wanny i rozkoszowała się zapachem olejków do kąpieli. Rozkoszowała się chwilą, kiedy drzwi do łazienki otworzyły się z impetem, a do środka wszedł nagi Malfoy.
- Kurwa Granger, co ty robisz w mojej łazience?!
- W twojej łazience?! Co ty robisz nagi w mojej łazience?! Zasłoń się! Odwróć się natychmiast! – zdenerwowana dziewczyna próbowała zasłonić się rękami.
- Ale po co? Możesz sobie popatrzyć na prawdziwego mężczyznę. – uśmiechnął się cynicznie i napiął mięśnie.
- Wynoś się stąd! NATYCHMIAST! – wrzeszczała.
- Nie drzyj się tak, nie to nie już wychodzę. – odwrócił się w stronę drzwi. – Swoją drogą masz niezłe cycki Granger. – dodał i zamknął za sobą drzwi.
Zdenerwowana dziewczyna niemal wyskoczyła z wanny, ubrała się i weszła do swojej sypialni trzaskając drzwiami. Ze wszystkich osób, które mieszkały w tym ośrodku ona akurat musiała dzielić łazienkę z Malfoyem.
- A miało być tak pięknie. – powiedziała sama do siebie.
Nie licząc incydentu w Ministerstwie to nie widzieli się od zakończenia szkoły. Brunetka już niemal zapomniała o nim i jego stosunku do niej, a teraz na nowo zaprzątał jej głowę. Musiała zgodzić się, że zmienił się od czasów szkolnych, przez tą krótką chwilę w łazience zdążyła mu się przyjrzeć. Zmężniał, wyrobił sobie mięśnie i cholernie wyprzystojniał.
- Uspokój się Granger. Przestań o nim myśleć. – skarciła się w myślach. – Choćby był chodzącym ideałem nie wolno ci o nim myśleć. Jesteś w pracy.
Dziewczyna wzięła kilka głębokich oddechów i popatrzyła na zegarek. Za piętnaście minut zaczynało się zebranie. Chwyciła teczkę z projektami i wyszła z pokoju.
- Tym razem ubrana Granger? – zapytał oparty o ścianę blondyn.
- Zamknij się Malfoy! Nie mam ochoty się z tobą przegadywać!
- A może ja lubię się z tobą przegadywać? – zapytał.
- Kretyn.
- Udam, że tego nie słyszałem. – skwitował. – Zapraszam do windy. – powiedział i gestem zaprosił ją do środka.
- Mam do ciebie jedną prośbę Malfoy. – zaczęła kiedy winda ruszyła. – Nie wchodźmy sobie w drogę przez ten tydzień.
- Będzie trudno. – powiedział jak dojechali na parter. – Liczyłem na powtórkę łazienkowej akcji. – dodał i wyszedł z windy.
Dziewczyna zacisnęła pięść ze złości i ruszyła za nim z zamiarem uderzenia go w twarz. Jednak gdy tylko opuściła windę rzuciła się na nią rozradowana Ginny.
- Hermiona tak się cieszę! Tęskniłam za tobą! – ściskała przyjaciółkę z całych sił.
- Ja też się cieszę, ale zaraz mnie zgnieciesz!
- Przepraszam. – powiedziała i puściła dziewczynę. – Mam nadzieję, że Draco ci nie dokuczał. – popatrzyła na blondyna pytająco.
- Ależ gdzież bym śmiał. Byłem grzeczny jak nigdy. – ukłonił się teatralnie.
- Taa jasne. – dodała brunetka.
- Chodź poznasz wszystkich! – powiedziała ruda i pociągnęła przyjaciółkę za sobą.
Weszły razem do sali konferencyjnej, na środku której stał ogromny okrągły stół, a dookoła stało dokładnie piętnaście krzeseł. Gdy tylko znalazły się w środku wszyscy odwrócili się w ich stronę. Jako pierwszy podszedł do nich Oliver Wood.
- Jak miło cię znowu widzieć Hermiono. – przywitał się i uścisnął brunetkę.
- Ciebie również. – odpowiedziała.
- Widzę, że wszyscy już są, więc proszę usiądźcie. – powiedział mężczyzna wchodzący do pomieszczenia.
Wszyscy zebrani zajęli miejsce Hermiona usiadła obok Ginny i miała nadzieję, że z drugiej strony usiądzie Oliver, ale niestety został wyprzedzony przez Malfoya. Hermiona posłała mu mordercze spojrzenie.
– Nazywam się Liam Harnson i jestem pierwszym trenerem. – przybyły mężczyzna wyciągnął rękę i przywitał się z dziewczyną.
- Hermiona Granger.
- Moją asystentkę Katie chyba już znasz?
- Tak znamy się. – odpowiedziała. – Znam jeszcze Ginny, Olivera, Blaise’a i Malfoya.
- W takim razie przejdźmy dalej. To jest nasz fizjoterapeuta Jeff Higgins. – wskazał na mężczyznę siedzącego po prawej stronie Katie, który pomachał do niej. Dalej siedzą nasi ścigający Roger Denverer, Andrew Markens i Megan Quinn. – cała trójka uśmiechnęła się do niej. – Pałkarze Steven Grrared, Lexie Forkerd i Rafael Newlin i nasz drugi szukający Jack Evons.
- Bardzo mi miło. – kiwnęła głową w stronę nowych znajomych.
- Skoro już wszyscy się znamy to myślę, że możesz nam przedstawić główny cel swojej wizyty. – powiedział i usiadł na ostatnim wolnym miejscu.
-  Jak już wspominałam nazywam się Hermiona Granger i jestem starszym asystentem szefa departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. – zaczęła.
- Nie bądź taka skromna Granger. Słyszałem, że za miesiąc zostaniesz szefem. Ałaaa - popatrzył z wyrzutem w kierunku rudowłosej. – A to za co?
- Nie interesuje mnie co słyszałeś Malfoy. Zamknij się i słuchaj.
- Ostra sztuka, Draco w końcu masz godnego przeciwnika. – zaśmiał się Steven.
- Może pozwolicie pannie Granger dokończyć? – wtrącił się Liam.
- Jestem odpowiedzialna za arenę finału mistrzostw, a co za tym idzie mam wybrać projekt stadionu i dopilnować jego budowę. Wraz z innymi szefami departamentów i samym ministrem doszliśmy do wniosku, że nikt nie wybierze lepiej niż sami zawodnicy, więc to jest celem mojej wizyty tutaj. Za chwilę przedstawię wam cztery projekty, które spełniają wszystkie wytyczne. Wybór ostateczny należy do was. Prosiłabym jeszcze, oczywiście jeżeli nie będzie to kolidowało z waszymi treningami i innymi zajęciami, nie chciałabym zakłócać waszych przygotowań do finału – popatrzyła wymownie na trenera. – To prosiłabym o możliwą pomoc przy realizacji tego projektu. Nigdy nie grałam w quidditcha, a całą wiedzę na ten temat posiadam jedynie z książek, więc…
- Załatwione. – podsumował Liam.
- A jednak panna „Wiem to wszystko” czegoś nie wie, ciekawe.
- Draco mógłbyś? – trener popatrzył na blondyna z dezaprobatą.
- Czy to wszystko? – zapytał z ciekawością Zabini.
- Tak w zasadzie tak. – odpowiedziała.
- No to dawaj te projekty! – krzyknął czarnoskóry.
Hermiona otworzyła teczkę i położyła cztery kartki papieru na podłodze w dość dużych odległościach od siebie. Zgromadzeni wpatrywali się w nie z ciekawością. Dziewczyna machnęła różyczką i wtedy ukazały się przed nimi modele stadionów. Niektórzy z obecnych jęknęli z zachwytu.
- Możecie poruszać się swobodnie między nimi. Jeżeli dotkniecie którejś części, przykładowo trybun – zademonstrowała. - Model automatycznie się powiększy.
Wszyscy zawodnicy pospiesznie wstali z miejsc i zaczęli oglądać projekty pod każdym możliwym względem, żywo dyskutując między sobą. Po niespełna dwóch godzinach udało im się w końcu dojść do porozumienia i wybrać jeden projekt, który zresztą najbardziej podobał się również Hermionie. Następnie wszyscy zgromadzeni pożegnali się i udali w kierunku swoich pokoi.
- Mam nadzieje, że znajdziesz jutro dla mnie chwile czasu, tak długo się nie widziałyśmy, pojutrze mamy dzień wolny, więc mogłybyśmy posiedzieć do późna. – powiedziała rudowłosa.
- Ginny, rezerwuję dla ciebie cały jutrzejszy wieczór. – uśmiechnęła się brązowowłosa.
- To nasze piętro. – zauważył Blaise, kiedy widna się zatrzymała. – Miłej nocy i do zobaczenia jutro. – uśmiechnął się i pociągnął Ginny za sobą, a drzwi ponownie się zamknęły.
- Czy oni…? – zapytałam niepewnie.
- Tak, są razem. – odpowiedział Oliver. – Tu wysiadam, dobranoc. – dodał i opuścił windę.
W windzie zostali już tylko oni.
- To jak zakończymy ten miło rozpoczęty wieczór Granger? – zagaił.
- Nie interesuje mnie, co ty będziesz robił Malfoy! Ja idę spać. – odpowiedziała i gdy tylko drzwi ponownie się otworzyły ruszyła szybkim krokiem w kierunku swojego pokoju.
- Nie udawaj takiej niedostępnej! – krzyknął w jej kierunku, ale w tym samym momencie zniknęła za drzwiami. – I tak dobrze wiemy, że mi ulegniesz. – powiedział do siebie i zniknął w swoim pokoju.
Hermiona obudziła się wczesnym rankiem, rozciągnęła się leżąc na łóżku i popatrzyła na zegarek. Dochodziła siódma, więc miała jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia budowy. Postanowiła udać się do łazienki i wziąć kąpiel. Dziewczyna podeszła do szafy i wybrała ubrania na dzisiejszy dzień, chwyciła za ręcznik i ruszyła w stronę łazienki. Kiedy otworzyła drzwi okazało się, że w łazience znajduje się już Malfoy. Mężczyzna wyglądał jakby dopiero wyszedł spod prysznica, z jego włosów kapały kropelki wody, a na wysokości bioder miał opleciony luźno ręcznik, stał tak przy jednej z umywalek i kończył myć zęby.
- Malfoy, mógłbyś się chociaż ubrać. – podsumowała brunetka i odwróciła wzrok.
- Jakbyś nie zauważyła Granger, dopiero wyszedłem spod prysznica.
- Długo tu jeszcze będziesz siedział? Chciałabym się wykąpać!
- Nie przeszkadzaj sobie. – odpowiedział.
- Nie będę się kąpać przy tobie! Zapomnij!
- Dlaczego? Wczoraj było całkiem miło. – uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Spadaj stąd ty tleniona fretko! – krzyknęła i rzuciła w niego ręcznikiem celując w głowę. Niestety nie trafił tam gdzie pierwotnie założyła, a jej ręcznik odbił się dokładnie w miejscu gdzie kończył się jego ręcznik, który po uderzeniu zsunął się na podłogę. Blondyn popatrzył na podłogę, po czym podniósł wzrok i zwrócił się do dziewczyny.
- No, no Granger nie spodziewałem się, że już drugiego dnia będziesz mnie rozbierać, ale skoro lubisz takie szybkie tempo to nie mogę narzekać. – arystokrata stał teraz twarzą do niej, a ona zakrywała swoją twarz dłońmi.
- Malfoy, ubierz się natychmiast! -  krzyknęła.
- Peszy cię widok nagiego mężczyzny Granger? – szepnął jej do ucha, nawet nie wiedziała kiedy znalazł się tak blisko.
- Chrzań się Malfoy! – krzyknęła i próbowała uderzyć chłopaka, ale ten okazał się szybszy i złapał jej rękę.
- Napatrz się dobrze, bo pewnie nigdy nie widziałaś mężczyzny z takim ciałem jak moje. – powiedział to patrząc jej głęboko w oczy, a ona aż zadrżała. – Tak myślałem. – dokończył, odwrócił się i skierował w stronę swojego pokoju, zostawiając ją samą. Dziewczyna jeszcze chwilę stała jak sparaliżowana. Musiała przyznać przed samą sobą, że Malfoy choć był tym kim był, miał naprawdę wspaniałe ciało. Kiedy już otrząsnęła się szoku, zamknęła drzwi od środka, wzięła szybki prysznic, zjadła śniadanie i udała się na miejsce budowy.
Miejsce, które zostało przeznaczone na finałową arenę znajdowało się w środku lasu położnego w górskiej dolinie. Zostało wybrane niemal idealnie, ponieważ prawdopodobieństwo, że mugole dotrą tu przypadkiem było znikome. Hermiona rozejrzała się dookoła. Teren ogrodzony był złotym murem, który wydzielał swego rodzaju strefy. Nim zdążyła się zastanowić nad tym co mogłyby wydzielać podszedł do niej łysy mężczyzna w średnim wieku.
- Witam. Nazywam się Dirk Rosner i jestem kierownikiem budowy. Czy pani Hermiona Gragner?
- Granger. – poprawiła go. – Tak to ja.
- Świetnie. – powiedział bez entuzjazmu. – Ma pani projekt? – zapytał.
Dziewczyna otworzyła swoją torbę i zaczęła ją nerwowo przeszukiwać.
- Cholera! Zostawiłam w hotelu. – powiedziała zakłopotana.
Twarz mężczyzny w ciągu sekundy stała się purpurowa.
- Wiedziałem, że z babami to same problemy! – wykrzyczał. – Do finału został tydzień! Jak można zapomnieć najważniejszej rzeczy jaką jest projekt cholernego stadionu! Kretynka! Jak można być takim debilem, żeby zapomnieć o jednej rzeczy?! – teraz mężczyzna darł się na całą okolicę, a z minuty na minutę wymyślał coraz to gorsze wyzwiska.
- Może już wystarczy. – odezwał się Draco, który pojawił się nagle obok nich.
- Pan Malfoy, dzień dobry. – Rosner ukłonił się nisko. – Pan wybaczy, ale to skretyniałe babsko zapomniało…
- Powiedziałem wystarczy! – wtrącił się. – Jak jeszcze raz usłyszę, że obrażasz tą panią, będziesz miał ze mną do czynienia. – zagroził. - Zapomniałaś wczoraj zabrać z zebrania. – tym razem zwrócił się w kierunku brunetki i podał jej teczkę z dokumentami.
- Dzięki. – dziewczyna prędko wyciągnęła z teczki rzeczony projekt i podała Rosnerowi.
- No i teraz to ja mogę pracować! – ukłonił się ponownie i poszedł w stronę swoich pracowników.
- Dzięki Malfoy. – westchnęła.
- Tylko tyle za uratowanie twojego ślicznego tyłka? – zapytał.
- Jak ja cię zaraz… - odwróciła się w jego stronę, a on złapał ją wpół i ponownie popatrzył głęboko w jej czekoladowe oczy.
- Teraz jesteś moją dłużniczką Granger, więc nie podskakuj. Jesteś mi winna kolację.
- Chyba śnisz! Nie pójdę z…
- Jutro. – przerwał jej. – I czekam na nagrodę. – szepnął jej do ucha.
- Jaką znowu nagrodę?! – próbowała oswobodzić się z jego uścisku.
- Przez ciebie spóźniłem się na trening Granger. Jesteś mi winna kolację i nagrodę. – puścił ją. – Kolacja jutro. Nagrodę odbiorę po wygranym finale.
- Najpierw musielibyście wygrać.
- O to się nie martw Granger. To mój problem.
- Pójdę z tobą na kolację, ale po moim trupie!
- Nie obiecuj! – skwitował jej odpowiedź i zniknął z lekkim trzaskiem.
- Pieprzony, arystokratyczny dupek. – podsumowała i ruszyła za Rosnerem.
Wieczorem kiedy wróciła do hotelu zdała sobie sprawę, że nie jadła dzisiaj nic oprócz śniadania, a na samą myśl zaburczało jej w brzuchu.
- Tu jesteś! – krzyknęła ruda wychodząc z windy. – Wszędzie cię szukałam! Już myślałam, że zapomniałaś o naszym dzisiejszym spotkaniu.
- Dopiero wróciłam.
- Jak idzie budowa? – zapytała.
- Pomimo początkowych trudności ruszyła pełną parą. – uśmiechnęła się.
- W takim razie chodź do nas, powspominamy stare czasy. Blaise zamówił tonę jedzenia, a znając ciebie pewnie nic od rana nie jadłaś. – kobiety wsiadły do windy i po chwili znalazły się w pokoju Weasley i Zabiniego.
Pomieszczenie różniło się od jej pokoju na górze, składało się z dwóch pomieszczeń, a obok sypialni była jeszcze niewielka garderoba.
- Robi wrażenie! – zachwyciła się Hermiona. – Mój pokój nie wygląda tak wspaniale.
- To kwestia chęci. – uśmiechnął się Blaise.
- Chęci? – zapytała zdziwiona.
- No tak. – zaczął. – Zapomniałem, że jesteś tu dopiero od wczoraj. – uśmiechnął się. – Ten pokój wyglądał zupełnie tak samo jak ten twój na górze. Mieszkaliśmy tak jak ty i Draco. Ja miałem swój pokój, Ginny miała swój, dzieliliśmy wspólną łazienkę.
- Kiedy zdecydowaliśmy się zostać parą, nasze pokoje jakby się połączyły i teraz wyglądają tak jak widać. – dodała rudowłosa.
- Jak ja kocham magię… - rozmarzyła się brunetka i cała trójka zaczęła się śmiać.
Przez dalszą część wieczoru dobry humor ich nie opuszczał. Rozmawiali dosłownie o wszystkim, co działo się z nimi od czasu kiedy się ostatnio widzieli. Ruda opowiedziała Hermionie ze szczegółami o rozstaniu z Harrym i o jej związku z Blaisem, który przez cały wieczór raczył je procentowymi trunkami.
- Naaa pewwwno trafisz na górę? – zapytała ruda starając się powstrzymać czkawkę.
- Kochanie, nie martw się odprowadzę ją. Idź się już połóż. – powiedział czarnoskóry i ucałował Ginny w czoło.
- Yyyjakie to Roman-tycz-ne! – skwitowała brunetka.
- Chodź odstawię cię na górę. – zaśmiał się Blaise. – Ale wy macie słabą głowę.
- Dam sobie radę! – Hermiona wystawiła przed siebie wskazujący palec. – Jaaaa wcale nieee jestem pijana! – teraz i ona miała czkawkę.
- Jak chcesz! Do jutra. – powiedział i nacisnął przycisk z numerem jej piętra. – Tylko nie pomyl pokoi!
Kiedy drzwi windy otworzyły się brunetka zachwiała się i zatoczyła na ścianę, która była naprzeciw windy. Dziewczynie zakręciło się w głowie, którą oparła się o ścianę.
- Dobra już niedaleko! – powiedziała sama do siebie i złapała za klamkę drzwi, które znajdowały się najbliżej. Drzwi otworzyły się, a ona weszła do środka. Ściągnęła z siebie rzeczy, w których była i zostając w samej bieliźnie położyła się do łóżka. Nie była świadoma tylko jednego. Stało się to przed czym przestrzegał ją Blaise. Faktycznie pomyliła pokoje. Kiedy tylko przytuliła głowę do poduszki natychmiast zasnęła.
Malfoy przyglądał się całej sytuacji z lekkim uśmiechem na twarzy. Śmieszyło go to, że kobieta nie zauważyła, że kładzie się do łóżka, w którym już ktoś jest.
- Ale się rano zdziwi. – pomyślał i zamknął oczy. – Jutro będzie ciężki dzień.
Kiedy pierwsze promienie słoneczne padły na twarz brunetki, ona sama poczuła przyjemne ciepło, ale nie na samej twarzy. Owe ciepło czuła również na swoim brzuchu, który przylegał do czegoś ciepłego. Coś było nie tak. Dziewczyna otworzyła powoli oczy i spojrzała w kierunku skąd pochodziło ciepło.
- Malfoy, co ty robisz w moim pokoju?! – kobieta wyskoczyła pospiesznie z łóżka jak oparzona i prawie natychmiast zakręciło jej się w głowie.
- Jezu Granger, musisz się tak drzeć z samego rana? – zapytał niewzruszony.
- Wynoś się natychmiast z mojego łóżka!
- Tak dla ścisłości to jest moje łóżko, a ty jesteś w moim pokoju, więc jeżeli już ktoś miałby się stąd wynosić to ty. – dodał i obrócił się twarzą do brunetki. – No, no Granger fajna bielizna. – uśmiechnął się. – Nie przestajesz mnie zaskakiwać.
- Co? – zdziwiła się i popatrzyła po sobie, a następnie rozejrzała się dookoła.
Kiedy zorientowała się, że nie jest w swoim pokoju i nie ma na sobie nic oprócz koronkowej bielizny ruszyła biegiem do drzwi i biegnąc przez ich wspólną łazienkę znalazła się u siebie. W dalszym ciągu kręciło jej się w głowie, więc czym prędzej położyła się do łóżka, próbowała ponownie zasnąć, ale ból głowy i emocje nie pozwalały jej na to. Chwilę później usłyszała pukanie, które dochodziło od strony łazienki.
- Idź stąd. – krzyknęła, ale Draco nic sobie nie zrobił z jej słów i wszedł do środka.
- Nie rozumiesz kretynie, że nie chcę cię oglądać? – blondyn popatrzył na nią z troską.
- Oj Granger, Granger. Masz strasznie słabą głowę.
- Nie musisz krzyczeć. – warknęła.
- Ależ ja nie krzyczę. – zaśmiał się. – Masz wypij to. – podał jej małą buteleczkę z fioletową substancją.
- Co to jest?!
- Spokojnie, przecież nie chcę cię otruć. To cudowne lekarstwo na kaca. Wypij, poczujesz się lepiej.
- Dzięki. – otworzyła buteleczkę i wypiła jej zawartość duszkiem.
- Przypominam, że jesz dzisiaj ze mną kolację, ubierz się ładnie. – dodał i zniknął za drzwiami.
Dziewczyna westchnęła głęboko, ostatnie na co miała ochotę to spotkanie sam na sam z arystokratą. Przed południem wstała z łóżka i ubrała się, dzięki eliksirowi czuła się naprawdę dobrze, więc postanowiła teleportować się na budowę i zobaczyć jak idą prace.
- Pani tutaj? – zdziwił się Rosner.
- A co w tym dziwnego? Nadzoruje budowę.
- Ale pan Malfoy już wszystko sprawdził i mówił, że pani dzisiaj nie będzie.
- Doprawdy? – na jej twarzy malowało się zdenerwowanie.
- No tak. Mówił, że macie dzisiaj jakieś ważne spotkanie i musi się pani do niego przygotować. – puścił dziewczynie oko.
- A tak. – odpowiedziała. – W takim razie będę jutro.
- Jutro stadion powinien być gotowy. – dodał.
Dziewczyna pożegnała się z nim i wróciła do hotelu, gdy tylko znalazła się na swoim piętrze z impetem wpadła do pokoju Malfoya!
- Coś ty do cholery nagadał temu facetowi na budowie? – krzyczała.
- Dzień dobry. – odezwała się szczupła blondynka siedząca na kanapie.
- Cześć Granger miło, że wpadłaś. – zaśmiał się blondyn.
- Dzień dobry, ja przepraszam. - odpowiedziała zmieszana. – Przyjdę później. – dodała i zniknęła za drzwiami, jej policzki zaczerwieniły się ze wstydu.
- Wyładniała. – skomentowała Narcyza, a Draco tylko uśmiechnął się potwierdzając jej słowa.
- Czy ja zawsze muszę się skompromitować? – Hermiona zapytała samą siebie, kiedy już znalazła się w swoim pokoju. Postanowiła, że już dzisiaj nigdy nie wyjdzie. Niestety przypomniała sobie, że wieczorem wychodzi z Malfoyem i skrzywiła się. Nawet nie miała w co się ubrać. Wstała pospiesznie i udała się do pokoju Ginny i Blaise’a. Ruda jak zwykle służyła pomocą i pożyczyła jej chyba najlepszą ze swoich sukienek, dając przy tym do zrozumienia brunetce, że nie spodziewała się, że ta umówi się na randkę z Malfoyem.
- To nie jest randka! – denerwowała się.
- Jak nie, jak tak!
- Nieprawda!
- Blaise chodź tutaj! – zawołała swojego chłopaka.
- Tak? – zapytał wchodząc do garderoby.
- Draco zaprosił Hermionę na kolację i kazał jej się „ładnie ubrać”, czy tym samym zaprosił ją na randkę? – zapytała.
- Zdecydowanie! – zaśmiał się i przytulił rudą.
- Jesteście okropni. – skwitowała brunetka, chwyciła sukienkę i ruszyła w stronę wyjścia.
- Bawcie się dobrze i czekam na relację! – rzuciła Ginny zanim Hermiona zdążyła zamknąć za sobą drzwi.
Dziewczyna wróciła do siebie i zaczęła  przygotowania do wieczornego wyjścia, wykąpała się, ubrała, włosy związała w luźny kok i delikatnie podkreśliła swoją urodę makijażem. Wyglądała olśniewająco w dopasowanej czarnej sukience przed kolano, która uwydatniała wszystkie jej atuty. Przed godziną dwudziestą w jej pokoju pojawił się Draco, który wyglądał równie dobrze. Ubrany był w szarą koszulę, która podkreślała kolor jego oczu i w skrojonych na miarę czarnych spodniach od garnituru. Wyglądał naprawdę świetnie. Złapał dziewczynę pod rękę i teleportował ich do ciemnej uliczki. Kobieta początkowo nie wiedziała, gdzie są, ale gdy tylko doszli do głównej uliczki od razu poznała to miejsce. Niewątpliwie byli teraz w jej ukochanym Paryżu. Jej oczy zaszkliły się z wrażenia. Udali się do pobliskiej restauracji, w której arystokrata zrobił wcześniej rezerwację. Była pod wrażeniem jak płynnie mówi on po francusku. Zupełnie nieświadomy tego, że ona również dobrze mówi w tym języku, przez cały wieczór tłumaczył jej nazwy dań i pytania kelnera. Kiedy zamawiali deser dziewczyna nie wytrzymała i ujawniła swoje umiejętności.
- Mogłaś mi powiedzieć, nie robiłbym z siebie durnia. – powiedział nachylając się nad stolikiem.
- Ależ to było urocze. – uśmiechnęła się promiennie.
Reszta wieczoru minęła im w fantastycznej atmosferze, a kiedy żegnali się przed drzwiami jej pokoju, arystokrata podziękował jej za miły wieczór, ucałował jej dłoń i każde wróciło do siebie.

Nazajutrz Hermiona opowiedziała rudej wszystko ze szczegółami i od tej pory każdego wieczoru spotykali się we czwórkę w pokoju pary, a każdego dnia Malfoy żegnał się z nią tak samo. Musiała przyznać, że w pewnym sensie zaczęło jej na nim zależeć, ale starała się tego nie okazywać. Dni mijały, a pracy przy organizacji finału przybywało, więc Hermiona całymi dniami przebywała w okolicach areny. Kilka razy zdarzyło się, że blondyn zupełnie przypadkiem przynosił jej jedzenie lub po prostu towarzyszył i podpowiadał w niektórych kwestiach, czym jeszcze bardziej urzekał brunetkę. W końcu po całym tygodniu nadszedł ten wyczekiwany przez wszystkich dzień. Dzień finału Mistrzostw Świata w Quidditchu. Hermiona już bladym świtem zjawiła się na stadionie i pilnowała, aby wszystko odbywało się zgodnie z harmonogramem. W miarę upływu czasu na stadionie i w okolicach pojawiało się coraz więcej osób. Około dziesiątej pojawił się również Harry ze swoją ekipą, której przekazał ostatnie uwagi, a następnie włączył się w pomoc brunetce. Kiedy wszystko było już gotowe, a stadion wypełnił się do ostatniego miejsca, dwójka przyjaciół udała się do loży honorowej, z której mieli obserwować spotkanie. Na swoich miejscach siedzieli już minister magii, szefowie departamentów ze swoimi rodzinami oraz rodziny zawodników angielskiej drużyny. Hermiona i Harry przywitali się ze wszystkimi po czym zajęli swoje miejsca. Niespełna dziesięć minut później usłyszeli głos za swoimi plecami:
- Wszyscy są gotowi? – zapytał Harmish Macfarlan wchodząc do loży. – Możemy zaczynać? – zwrócił się kierunku ministra.
- Jeżeli ty jesteś gotowy to nie widzę przeszkód. – odparł Shacklebolt.
Harmish wyciągnął różczkę, wycelował nią we własne gardło i powiedział. – Sonorus. – jego głos potoczył się głośnym echem po całym stadionie. – Panie i panowie witam serdecznie na finałowym meczu czterysta dwudziestych ósmych Mistrzostw Świata w Quidditchu! – zagrzmiały krzyki kibiców, a na tablicy wyników pojawiły się nazwy państw grających w finale. - A teraz przywitajmy narodową reprezentację Argentyny w quidditchu! A oto Rago, Messito, Lavazzinio – postacie zaczęły jedna po drugiej wylatywać na swych miotłach przez bramę umiejscowioną na środku boiska. – Palocio, Alvarez, Fernandez iiiii Kabaletta! – kibice drużyny Argentyny zawyli z zachwytu, a wymienieni zawodnicy zrobili rundkę wokół płyty boiska. – A teraz powitajmy narodową reprezentację Anglii! Oto oni: Weasley, Denverer, Zabini, Grrared, Forkerd, Wood iiiii Malfoy! – siedmioro zawodników gospodarzy wyleciało z bramy, a stadion rozbrzmiał hymnem narodowym. Kiedy kibice skończyli śpiewać  Macfarlan ponownie zabrał głos.
- Powitajmy sędziego tego spotkania, pana Lianga Zanga z dalekich Chin! – mężczyzna dosiadł miotły i poleciał na środek boiska, gdzie stała drewniana skrzynka i otworzył ją. W powietrze wystrzeliły trzy piłki: dwa czarne tłuczki i złoty znicz. Liang wziął pod pachę szkarłatnego kafla i wystrzelił w górę, gdzie ustawiły się już obie drużyny. Mężczyzna zagwizdał i wyrzucił kafla w powietrze.
- Zaczęli! Rago podaje do Levazzinio, która podaje w ciemno do nadlatującego Messito! Messito decyduje się na strzał…! Znakomita obrona Wooda! – Hermiona, aż podskoczyła na swoim miejscu.
- Też już myślałem, że będzie dziesięć – zero dla Argentyny. – szepnął do niej Harry.
- Denverer do Zabiniego! Zabini, Zabini długie podanie do Weasley! Weasley wychodzi sam na sam! O nie! Alvarez odbija w jej stronę tłuczka! Nie mogę na to patrzeć! Forkerd w ostatniej chwili ratuję koleżankę z opresji!
- O mój boże! – krzyknęła pani Weasley. – Tak niewiele brakowało!
- Argentyna ponownie przejmuje kafla. Messito podaje do Rago! Niestety Rago mija się z piłką, która ląduje w rękach Zabiniego. Zabini do Denverera, Denverer do Weasley iiiiii goooooool! – krzyknął Macfarlan, a na całym stadionie podniosła się wrzawa. – Dziesięć do zera dla reprezentacji Angli!
Hermiona rozglądnęła się po loży. Pani Weasley płakała w chusteczkę, a pan Weasley właśnie przybijał piątkę z ojcem Rogera. Dwa rzędy dalej na samym końcu loży siedziała Narcyza Malfoy i nerwowo obgryzała paznokcie u rąk. Dziewczyna natychmiast pomyślała o Draco i próbowała odszukać go przez swoje omnikulary. Zanim go odnalazła minęło dobre dziesięć minut, latał nerwowo wokół boiska rozglądając się na wszystkie strony. Z minuty na minutę gra stawała się coraz bardziej emocjonująca. Podczas kolejnych trzydziestu minut Argentyńczycy strzelili sześć bramek, żeby po kolejnych dwudziestu stracić trzy. Wszystkie gole strzeliła panna Weasley.
- Ginny jest naprawdę dobra. – skomentowała Hermiona.
- Zawsze była, a teraz kiedy jest z Zabinim tworzą naprawdę zgrany duet. – brązowowłosa spojrzała lekko zdziwiona na przyjaciela. – No, co? – zapytał. – Myślałaś, że nie wiem, że są razem? Rozstaliśmy się cztery lata temu. Ma prawo układać sobie życie, z kimś innym. – dokończył i ponownie zajął się śledzeniem meczu.
- Weasley znowu przy piłce, podaje do Zabiniego, który przelatuje tuż nad jej głową! Piękne zagranie! Zabini do Denverera iiii! – stadion zamarł. Denverer zamachnął się, żeby oddać strzał i w tym momencie dostał tłuczkiem prosto w brzuch. Spadł z miotły i spadał na ziemię z ogromnej wysokości. W ostatniej chwili Ginny i Blaise zdołali go złapać, gdyby nie oni roztrzaskałby się o ziemię.
- O boże! – krzyknęła matka Rogera i poderwała się z miejsca.
- Spokojnie pani Denverer, nic mu nie jest. – uspokoił ją Harry.
- Całe szczęście, że tylko tak to się skończyło! Gdyby nie Weasley i Zabini mogłoby być znacznie gorzej – zabrzmiał głos Macfarlana. – Wracamy do gry! Rago podaje do Levazzinio, która mknie wprost na bramkę Wooda. Ale co to? Malfoy chyba dostrzegł znicza! – krzyknął.
Hermiona wyostrzyła swoje omnikulary i teraz obserwowała arystokratę, który mknął za złotą piłeczką. Już prawie udało mu się ją złapać, kiedy nagle podleciał do niego Kabaletta i prawie strącił go zmiotły. Brązowowłosa tak się zdenerwowała, że aż wpiła paznokcie w rękę Harrego.
- Hermiono to boli! – krzyknął.
- Przepraszam. – odpowiedziała, a na jej twarzy pojawiły się rumieńce.
- Malfoy i Kabaletta idą łeb w łeb! Zaraz się rozbiją! – Hermiona i pani Malfoy niemal jednocześnie wstały z miejsc i nachyliły się nad barierką. Dwóch szukających pędziło wprost na jedną z trybun. – Nie mogę na to patrzeć! – krzyknął Macfarlan i wtedy blondyn złapał znicz w ostatniej chwili unikając zderzenia z trybuną, czego niestety nie zdołał zrobić Kabaletta, który z impetem wpadł w tłum swoich fanów. Niemal natychmiast w ich kierunku pomknęli magomedycy.
- Malfoy złapał znicz! Anglia wygrywa 190 do 60!
Kibice gospodarzy ryknęli z zachwytu, a na stadionie rozbrzmiał hymn narodowy. W loży honorowej także wybuchła euforia. Wszyscy obecni zaczęli przytulać sąsiadujące z nimi osoby, a następnie każdy chciał uścisnąć dłoń Narcyzy Malfoy, która nadal wydawała się być w lekkim szoku. Hermiona popatrzyła ponownie na boisko, zwycięska drużyna robiła właśnie pętlę honorową. Spojrzała na Draco, był naprawdę szczęśliwy. Kiedy przelatywał obok ich loży spojrzał na nią, a oczy na sekundę się spotkały.
- Hermiono, możemy cię prosić? – zapytał Kingsley, a dziewczyna nagle oprzytomniała.
- Tak oczywiście. – odwróciła się w jego stronę i dopiero wtedy zauważyła, że do loży został wniesiony wielki złoty puchar.
- Będziecie z Harrym wręczać medale.
Dziewczyna kiwnęła twierdząco głową i podeszła bliżej ministra. Obok pucharu leżały dwie tace srebrna i złota, a na nich leżały odpowiadające kolorem medale. Nagle barierka odgradzająca lożę rozsunęła się n boki, a w jej miejscu pojawiło się kwadratowe podium, na którym wylądowała przegrana drużyna wraz ze sztabem szkoleniowym.
- Gratulacje dla Argentyńczyków, którzy zdobywają srebrne medale! – krzyknął Macfarlan.
Hermiona i Harry ruszyli w ich kierunku i zaczęli wieszać medale na szyjach pokonanych, gratulując im przy tym szczerze. Kiedy już wszyscy byli udekorowani, odwrócili się w kierunku kibiców i klaszcząc nad swoimi głowami podziękowali kibicom za doping, a następnie ustąpili miejsca zwycięzcom.
- A teraz czas na naszych mistrzów! – krzyknął Macfarlan i zaczął wykrzykiwać ich nazwiska zgodnie z kolejnością, w której zostawali nagradzani medalami.
Na samym końcu stał Malfoy, który w dalszym ciągu ściskał w ręce znicza. Hermiona zawiesiła na jego szyi złoty medal i uścisnęła jego dłoń. Kiedy ich ręce się spotkały przez ciała obojga przeszedł przyjemny dreszcz. Dziewczyna zignorowała to i stanęła obok pucharu.
- A teraz kapitan drużyny Draco Malfoy podniesie puchar świata! – dodał Macfarlan podnieconym głosem.
Arystokrata wyszedł na środek i podszedł do ministra, który trzymał w rękach rzeczony puchar, wręczył go Malfoyowi, a ten odwracając się w stronę kibiców podniósł go w górę, a cały stadion ryknął ogłuszającym rykiem zachwytu.
- Ginny! – krzyknął nagle blondyn. – Przestań całować Zabiniego i chodź tutaj!
- Czego? – zapytała odrywając swoje usta od ust Blaise’a, który był wyraźnie z tego niezadowolony.
- Trzymaj! – krzyknął i podał jej puchar. – Ja muszę coś załatwić! – powiedział i odwrócił się w kierunku brunetki. Ginny i Blaise popatrzyli po sobie zdezorientowani. Zabini szturchnął stojącego obok siebie Wooda i wskazał na Malfoya, który stał teraz przed Hermioną. Oliver poszedł w ślady czarnoskórego i po sekundzie cała drużyna zwrócona była w ich stronę.
- Malfoy, co ty do cholery robisz? – zapytała zdziwiona Hermiona.
- Odbieram swoją nagrodę! – odpowiedział i wpił się w jej usta, a ona odwzajemniła pocałunek.
Cała drużyna jęknęła z zachwytu.
- Gorzko, gorzko, gorzko. – skandowali.
Malfoy oderwał swoje usta od ust brunetki i odwrócił się w ich stronę.
- Państwu już dziękujemy – machnął na nich ręką i ponownie złączył jej usta ze swoimi.

piątek, 2 stycznia 2015

"Czasem z dnia na dzień zmienia się wszystko"





Było piękne sierpniowe popołudnie. Brązowowłosa kobieta siedziała na tarasie swojego małego domku na obrzeżach Londynu popijając kawę. Przed nią na niewielkim stoliczku leżał stos zdjęć, na których postacie poruszały się uśmiechając się lub żywo gestykulując. Był to jeden z tych dni, które mogła spędzić w domowym zaciszu nie musząc spieszyć się do pracy, a była to po prostu niedziela. Hermiona już dawno chciała uporządkować stos, który piętrzył się w szafie od ostatniego roku ich nauki w szkole, który zaliczyli równo rok po tym, jak Harremu udało się pokonać Voldemorta, a magiczny świat w końcu odetchnął z ulgą. Ale od tamtej pory, gdy dobro zwyciężyło nad złem minęło już sześć długich lat, a przez ten okres zmieniło się prawie całe jej dotychczasowe życie. Zaraz po ukończeniu Hogwartu brązowowłosa zdecydowała się na spełnienie swoich dziecięcych marzeń o projektowaniu ubrań, więc zdała na mugolską akademię i po pięciu latach ukończyła ja z wyróżnieniem. Niedawno otworzyła też własną galerię, w której urządziła swoją niewielką pracownie i ruszyła ze swoja pierwszą kolekcją, co niestety nie spodobało się jej dotychczasowemu partnerowi, który uważał, że powinna zająć się czymś związanym z magią i najlepiej, żeby posada była dobrze płatna. Tak zdecydowanie Ron zawsze był materialistą – teraz to wiedziała. Dobrze, że chociaż Harry okazał się wyrozumiałym i kochającym mężczyzną, który wspierał Ginny we wszystkim, co jej wpadło do głowy. Rudowłosa również postawiła na mugolski zawód i teraz była najbardziej rozchwytywaną modelką w kraju, a jej kariera sięgała daleko poza granice Wielkiej Brytanii. Jednak dla niej zawsze pozostawała jej kochana przyjaciółką, z którą teraz miała okazję pracować, bo ta sama z siebie zaproponowała, że będzie twarzą nowej kolekcji brunetki. Dzięki swoim znajomością udało jej się zachęcić do współpracy również jedną ze wschodzących gwiazd wśród fotografów, którą miała okazję poznać podczas jednej z licznych sesji w Paryżu. Dziewczyny szybko przypadły sobie do gusty i stały się wręcz nierozłączne. A czas, który ze sobą spędzały nie ograniczał się wyłącznie do pracy, ale również do wszelkich spotkań na gruncie towarzyskim. Wszystko starały się robić razem.
~*~
Równo za miesiąc miał obyć się ślub Harrego i Ginny. Dziewczyny już nie mogły się doczekać tego wspaniałego wydarzenia, a po drodze szykowała się jeszcze jedna wyjątkowa impreza. Już jutro miał odbyć się coroczny bal organizowany przez naczelnego Proroka Codziennego, na który zapraszał znane osobowości świata czarodziejów oraz swoich współpracowników. Hermiona i Ginny, jako bliskie osoby z otoczenia Harrego Pottera dostawały zaproszenie rokrocznie, ale dla Amandy, która pracowała w proroku, jako fotograf od pół roku, był to pierwszy raz i to właśnie wtedy miała przedstawić przyjaciółkom swojego nowego faceta.
Około dwudziestej następnego dnia Hermiona czekała gotowa w salonie na swoich przyjaciół. Dziewczyna była ubrana w dwuwarstwowa czarną sukienkę bez rękawów , która sięgała przed kolano. Z tyłu była wycięta w kształcie litery V odsłaniająca jej piękne plecy. Z przodu odcięta pod biustem i rozszerzona ku dołowi, zakończona złotym haftem. Wyglądała zjawiskowo. Niespełna dziesięć minut później w salonie pojawili się Harry, Ginny i Amanda, a następnie cała czwórka teleportowała się do miejsca, w którym miał odbywać się bal. W tym roku sala była przystrojona okazalej niż przez ostatnie lata. Wszędzie znajdowały się fontanny tryskające wodą, która przybierała przeróżne kształty, stoliki były przygotowane po osiem osób każdy. Na środku znajdował się okazały parkiet i przepiękna duża scena. Harry i Ginny przeprosili koleżanki, Potter chciał przedstawić swoją narzeczoną kilku osobom. Natomiast Hermiona i Amanda ruszyły w stronę stolika numer osiem, który miały zajmować wraz z przyjaciółmi i dwoma nieznajomymi jej mężczyznami. Kiedy zbliżały się do miejsca Amanda odezwała się.
- To tam – wskazała ręka na stolik zajmowany przez czarnowłosego mężczyznę. – Mam nadzieję, że się polubicie – uśmiechnęła się promiennie i ruszyła w dalszą drogę.
Hermiona z każdym krokiem miała nieodparte wrażenie, że skądś zna tego mężczyznę, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć skąd. Kiedy znalazły się przy stoliku Amanda przywitała się z chłopakiem, a Hermiona nie wierzyła własnym oczom.
- Hermiono to jest mój chłopak B… – zaczęła.
- Zabini?! – krzyknęła, a osoby siedzące przy sąsiednim stoliku popatrzyły na nią z dezaprobatą.
- Blaise Zabini miło mi – uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę.
Hermiona popatrzyła na przyjaciółkę, która przyglądała się jej z niewesołą miną. Brązowowłosa odetchnęła głęboko i powiedziała:
- Hermiona Granger miło mi – po tych słowach mina mężczyzny również zrzedła.
- Granger?! To ty?!
- Znacie się? – dziwiła się Amanda.
- Tak. Chodziliśmy razem do szkoły i raczej nie przepadaliśmy za sobą – skomentowała brązowowłosa.
- Malfoy, nie uwierzy jak to zobaczy – zaśmiał się Blaise.
- To on też tu jest?! - zdziwiła się i zaczęła się nerwowo rozglądać.
- Pewnie, to przecież mój najlepszy przyjaciel, za nic nie przepuściłby takiej imprezy! – powiedział. – Właśnie tu idzie – wskazał miejsce skąd szedł w ich kierunku bardzo przystojny blondyn.
Hermiona odwróciła się w stronę nadchodzącego mężczyzny. Zdecydowanie był ostatnią osobą, którą chciała teraz oglądać. Mimo, że nie widzieli się od czasu zakończenia szkoły, a dziewczyna wiedziała tylko, że został szukającym Nietoperzy z Ballycastle. Momentalnie przed oczami przeleciały jej obrazy z przeszłości, w których niemal na każdym kroku była przez niego upokarzana. W tym czasie Draco zdążył już dojść do ich stolika i zlustrować Herminę swoim stalowym wzrokiem. Kobieta wyglądała jak jego ideał. Duże czekoladowe oczy, pełne malinowe usta, nieskazitelna lekko podkreślona uroda i delikatnie opadające na ramiona brązowe falowane włosy. Malfoy wziął głęboki oddech i trochę uspokoić swoje szybko bijące serce – nie poznał jej. Przez myśl przeszło mu nawet, że niewiasta, która przed nim stała byłaby idealną panią Malfoy.
- Nareszcie jesteś stary. – Zabini uśmiechnął się wyciągając rękę do blondyna. – Już myślałem, że nie przyjdziesz!
- Miło cię widzieć Blaise – odwzajemnił uśmiech. – Przecież nie mogło mnie tu zabraknąć. Milo cię widzieć Amando – podszedł do dziewczyny przyjaciela i kłaniając się ucałował jej dłoń.
- Ciebie również –zaczerwieniła się.
- Witam również twoją przepiękną koleżankę – powiedział odwróciwszy się do niej i również pocałował jej dłoń.  – Dracon Malfoy, dla przyjaciół Smok.
Dziewczyna otworzyła usta, żeby się przedstawić, ale została zagłuszona przez pierwsze takty muzyki i głos wodzireja zapraszającego do tańca. Blondyn bez namysłu zaproponował nieznajomej taniec i pociągnął ją za rękę na parkiet. Jak na arystokratę przystało był świetnym tancerzem, ale ona również tańczyła wyśmienicie. Przez chwilę zastanawiał się, dlaczego dziewczyna ma taką niewesołą minę, ale uznał, że to z powodu szoku i tempa, jakie narzucił, przecież w końcu nie każda kobieta była śmiała, więc mogła czuć lekkie zakłopotanie.
- Chyba cię nie uraziłem swoją zbytnią śmiałością? – zapytał.
- Ależ nie, oczywiście, że nie – odpowiedziała.
Jej głos brzmiał dla Draco dziwnie znajomo, ale nie przypominał sobie, żeby ją znał, przecież gdyby znali się wcześniej to na pewno by pamiętał. Muzyka zmieniła się z szybkiego kawałka na wolniejszy. Chłopak chwycił swoja partnerkę i delikatnie przysunął do siebie. Przez ciało dziewczyny przeszedł dreszcz. Zarumieniła się i popatrzyła w jego stalowe tęczówki, takie znajome, a zarazem takie inne, takie radosne i pełne ciepła. Oderwała wzrok od jego oczu i skarciła się w myślach, to był Malfoy – ten sam zły i perfidny Malfoy.
- Przepraszam, ale muszę iść do toalety – powiedziała gdy tylko kawałek się skończył.
Dziewczyna wyswobodziła się z uścisku arystokraty i oddaliła się w kierunku toalety. Chłopak był niemal pewien, że ujrzał na jej policzku łzę, tylko nie wiedział, dlaczego płakała, przecież nic jej nie zrobił. Zdezorientowany postanowił wrócić do stolika, przy którym siedział jego przyjaciel. Gdy tylko usiadł, Blaise nalał mu do szklanki ognistej i zaczął dziwną rozmowę:
- Smoku, muszę przyznać, że nie spodziewałem się tego po tobie – zaczął.
- Czego się nie spodziewałeś? – zapytał zdziwiony blondyn.
- Tego, że ty i ona. Tańce i te sprawy, jakiś taki miły jesteś. Nie poznaję cię stary, rozumiem, że jest piękna, ale to jednak…
- Nie rozumiem, co w tym dziwnego, że tańczę z piękną dziewczyną. Nie rozumiem dlaczego nie miałbym być miły? – odparł zdenerwowany.
- I co tak nagle przestała ci przeszkadzać? – pytał zdziwiony.
- Wiesz, co Diable, może nie pij już dzisiaj więcej, bo gadasz głupoty. Widocznie wyszedłeś z wprawy odkąd się wyprowadziłem do Irlandii. Ta dziewczyna nigdy mi nie przeszkadzała i nie będzie przeszkadzać. – popatrzył na niego ze złością. – A teraz, jeżeli pozwolisz zatańczę z twoją uroczą dziewczyną. – powiedziałem patrząc na jedną z kobiet, które właśnie wróciły do stolika.
- Jasne.
Chwycił, więc Amandę pod rękę i udał się z nią na parkiet. Przetańczyli w ciszy dwa utwory, dziewczyna Blaise’a nie była tak dobrą tancerką jak jej urocza koleżanka, ale nie można było jej również uznać za totalne beztalencie w tej dziedzinie. Draco przez cały czas kątem oka zerkał na ich stolik, widział rudą Weasley i Pottera, którzy usiedli pomiędzy brązowowłosą, a Blaise’m, jeszcze ich tam brakowało. Wiedział, że Amanda i Weasley pracują razem, ale to chyba nie powód, żeby siedzieć razem przy stoliku. Przez chwile zastanawiał się nawet gdzie ich przyjaciółka Granger, ale po chwili stwierdził, że widocznie takich jak ona nie zapraszają na tak elitarne przyjęcia.
- O czym myślisz Draco? – zapytała Amanda wyrywając blondyna z rozmyślań.
- A ogólnie o życiu – próbował ją zbyć, jednak nie było to takie łatwe jak się wydawało.
- Uważaj, bo ci uwierzę. Przyznaj się lepiej, że myślisz o niej – niemal niezauważalnie wskazała na brązowowłosą. – Przyznaj się, spodobała ci się!
- Może tak, może nie – odpowiedział wymijająco.
Skwitowała jego odpowiedź jedynie uśmiechem.
- Mogę ci coś zasugerować? – zapytała, kiedy wracali do stolika.
- Jasne –odpowiedział.
- Odprowadź ją do domu, dziewczyny to doceniają – puściła do niego oko i usiadła obok Blaise’a.
Tego wieczoru Draco jeszcze kilkukrotnie bywał na parkiecie z różnorodnymi partnerkami, ale tylko z jedną czuł się jak ryba w wodzie i chociaż nie znał jej imienia to czuł, że znalazł już tę jedyną. Od czasu jego wyjazdu do Irlandii zmieniłem trochę swoje podejście do kobiet. Przestał traktować je przedmiotowo. Chociaż jako zawodnik quidditcha spotykał w swoim życiu wiele kobiet, które liczyły na jednonocną przygodę to pomimo tego, że jako młodzieniec tak właśnie obchodził się z dziewczynami w szkole to teraz był przeciwnikiem tego typu propozycji. Kiedy impreza dobiegła końca, zważając na sugestię Amandy zaproponował nieznajomej, że będzie jej towarzyszył w drodze do domu. Była wyraźnie zaskoczona, ale po chwili przystała na jego propozycję. Idąc słabo oświetloną boczną uliczką Draco przyglądał się ukradkiem, jak jej piękne kasztanowe włosy rozwiewa wiatr. Hermiona spojrzała na niego swoimi czekoladowymi oczami, a jemu wydawało się, że zna je od lat, pomimo, że znają się dopiero od paru godzin.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz Malfoy? – spytała zaciekawiona.
- Nie mogę? – odpowiedział pytająco, uśmiechając się lekko.
- Możesz, tylko zastanawiam się, dlaczego nagle nie przeszkadza ci moje towarzystwo.
- Nie wiem, o czym mówisz – zdziwiły go jej słowa. – Przecież w ogóle mi nie przeszkadzało.
Dziewczyna roześmiała się, przez co wydawała się jeszcze piękniejsza. Popatrzył na nią zdezorientowany.
- Teraz rozumiem, nie poznałeś mnie – patrzyła wyczekując na odpowiedź.
- Nie poznałem? To my się znaliśmy wcześniej? Nie pamiętam, żebym znał takiego anioła. – zaśmiał się.
- Malfoy, zastanów się. Nie przypominam ci kogoś z Hogwartu? – zapytała i wtedy chłopak doznał olśnienia. Przed oczami stanął mu obraz z przeszłości, a w nim te właśnie oczy, z tą różnicą, że były zapłakane. – Nie to niemożliwe. Nie, ty nie jesteś… – zawahał się.
- Jakie to zabawne, dwoje największych szkolnych wrogów, stoi sobie w środku nocy na ulicy i rozmawia jakby nigdy nic. Arystokrata, Draco Malfoy odprowadza do domu szlamę Hermionę Granger, cóż za ironia losu.
Chłopak skrzywił się na dźwięk jej nazwiska.
- Granger to naprawdę ty?!
- A kogo się spodziewałeś Malfoy? Może Parkinson, która nagle wyładniała? Wiedziałam, że nie mogłeś się aż tak zmienić. W dalszym ciągu jesteś żałosny – powiedziała, odwróciła się i zniknęła z lekkim trzaskiem towarzyszącym teleportacji.
Został sam ze swoim rozczarowaniem.
~*~
Niespełna miesiąc później nadeszła tak długo wyczekiwana chwila. Ślub Ginny i Harrego. Wszystko było zapięte na ostatni guzik, goście siedzieli już na białych krzesłach po dwóch stronach rozciągniętego czerwonego dywanu, który prowadził do weselnego łuku udekorowanego czerwonymi różami. Przy łuku stał już lekko zdenerwowany Potter w towarzystwie Rona.
- Dziewczyny możemy zaczynać? – zapytał Blaise zaglądając przez drzwi do Nory.
- Dobrze, że jesteś! – wykrzyknęła brązowowłosa. – Możesz zabrać stąd mamę Ginny, zanim się całkiem rozklei?
- Jasne – uśmiechnął się i wszedł do środka. – Pani Weasley zapraszam na miejsce – powiedział. -  Służę ramieniem.
- Och dziękuję ci Blaise – powiedziała i otarła łzy chusteczką. – Moja córeczka wychodzi za mąż, już nie będzie moją małą córeczką. Dzisiaj stracę swoją córeczkę – jej oczy ponownie się zaszkliły.
- Zależy jak na to patrzeć. Raczej powiedziałbym, że nie traci pani córki, a zyskuje syna – twarz pani Weasley rozpromieniła się momentalnie.
- Dzięki Blaise. Zawsze wiesz co powiedzieć – podziękowała mu brązowowłosa.
- Nie ma za co. Powiem wszystkim, że już zaczynamy.
- Blaise! – krzyknęła.
- Tak? – ciemnoskóry ponownie wychylił się zza drzwi.
- Sprawdź proszę, czy Ron na pewno ma obrączki.
- Ma. Już to sprawdziłem – odpowiedział i ponownie zniknął za drzwiami i odprowadził panią Weasley na miejsce.
Hermiona podeszła do Ginny, podała jej bukiet czerwonych róż, poprawiła welon i ustawiła się przed nią tuż za Amandą, która wychodziła jako pierwsza. Ojciec Ginny wziął ją pod rękę i dał znak, że mogą ruszać. Blondynka wychyliła się przez drzwi i dała znać orkiestrze, że mogą zacząć grać. Gdy tylko usłyszeli muzykę ruszyli w stronę ołtarza. Hermiona obserwowała chłopaków, gdy tylko zobaczyli rudowłosą w sukni jej projektu, cała trójka oniemiała z zachwytu. Gdy dziewczyny dotarły do ołtarza, Hermiona i Amanda stanęły po lewej stronie, brązowowłosa wzięła bukiet od panny młodej i wszyscy odwrócili się w stronę księdza, który rozpoczął ceremonię. W miarę upływu czasu panna Granger miała wrażenie, że ktoś się jej przygląda, ale szybko przestała zaprzątać sobie tym głowę. Przecież była pierwszą druhną, stała przy samym ołtarzu, była niemal w centrum zainteresowania. Stała tam w kobaltowej sukni, która podkreślała jej wszystkie atuty. Nie zdawała sobie sprawy, że pewien spóźniony blondyn, nie śledzi uroczystości, patrzy tylko na nią.
- Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą – Hermiona wsłuchiwała się w słowa hymnu o miłości i zaczęła zastanawiać się jakby wyglądał jej ślub.
Zaczęła sobie wyobrażać siebie w białej sukni i jego. Stałaby na miejscu Ginny, w samym centrum zainteresowania, a on zająłby miejsce Harrego. Ubrany w szary garnitur podkreślający jego stalowe oczy, jego blond włosy lekko rozwiewane przez wiatr.
- Ziemia do Hermiony. – poczuła lekkie szturchnięcie z łokcia i szept Amandy.
Brązowowłosa otrząsnęła się i rozejrzała się po ogrodzie, wszystkie twarze zwrócone były w stronę ołtarza, kiedy miała ponownie odwrócić się w stronę młodej pary zamarła. Jej oczy napotkały stalowe tęczówki Draco. Chłopak uśmiechnął się do niej niepewnie, a ona zarumieniła się i natychmiast odwróciła.
- Co on tu do cholery robi? – szepnęła do Anandy.
Dziewczyna rozglądnęła się po sali i promiennie uśmiechnęła do blondyna.
- Harry go zaprosił.
Zaraz po tym jak państwo młodzi przypieczętowali zawarcie związku małżeńskiego pocałunkiem, Hermiona, Amanda, Ron i Blaise zabrali się do roboty. Za pomocą czarów przekształcili ogród państwa Weasley w przepiękną salę weselną, a następnie zaprosili wszystkich do zajęcia miejsc przy stolikach. Jako pierwsi na parkiet wyszli oczywiście Ginny i Harry i zaprezentowali swój pierwszy taniec jako państwo Potter. Gdy skończyli wszyscy zgromadzeni zaczęli klaskać. Następnie na parkiet ruszyły inne pary. Kilka tańców później Hermionie udało się w końcu zatańczyć z panem młodym.
- Dziękuję za pomoc w organizacji. – Harry uśmiechnął się promiennie do brunetki.
- Nie ma za co Harry! Jesteście moimi przyjaciółmi, zrobiłabym dla was wszystko – odpowiedziała.
- Jeżeli o tym mowa to jest coś co mogłabyś dla mnie zrobić, a właściwie to dla siebie.
- Co takiego? – Hermiona patrzyła na przyjaciela z zaciekawieniem. Potter kiwnął głową w kierunku swojej żony, która po chwili znalazła się obok nich.
- Odbijany!
- Co? – brunetka nie zdążyła zareagować, a już była w objęciach Malfoya. – Puść mnie, nie będę z tobą tańczyć tleniona fretko! – krzyknęła, a kilka osób które tańczyło najbliżej popatrzyło na nią z dezaprobatą.
- Nie wrzeszcz tak Granger, nie jesteś tu sama.
- Nie chce z tobą tańczyć. – wycedziła przez zęby.
- Ależ wiem, że chcesz. O niczym innym nie marzysz Granger, no może oprócz tego, żeby stanąć ze mną na ślubnym kobiercu – wyszeptał jej do ucha, a po jej ciele przeszedł dreszcz.
- Chodź – powiedziała i pociągnęła chłopaka ze sobą do Nory.
Gdy tylko zamknął za nimi drzwi, dziewczyna odwróciła się w jego stronę i wymierzyła mu siarczysty policzek.
- Jak śmiałeś włazić do mojej głowy! – krzyczała. – Ty plugawa, arogancka, arystokratyczna fretko! Zrób to jeszcze raz, a nie ręczę za siebie.
Blondyn popatrzył na nią. Była wściekła, chodziła od ściany do ściany rzucając w jego kierunku coraz to gorsze wyzwiska. Przez chwilę obserwował ją, a gdy ponownie znalazła się w zasięgu jego rąk, złapał ją w pasie i przywarł jej plecami do ściany, tak żeby nie mogła się ruszyć. Zamarła.
- I co teraz powiesz Granger? – patrzył prosto w jej czekoladowe tęczówki, widział jak gniew z jej oczu odpływa, a jego miejsce zajmuje strach. – Teraz już nie jesteś taka odważna, co?
- Puść mnie ty… - nie zdążyła odpowiedzieć, bo w tej samej chwili wpił się w jej malinowe usta.
Nie protestowała, rozchyliła lekko usta, pozwalając aby jego język wdarł się do środka. Draco odsunął się lekko od niej, żeby mogła oswobodzić ręce, które teraz oplotła wokół jego szyi, a palce zatopiła w jego blond czuprynie. On natomiast jedną rękę przesuwał wzdłuż jej pleców, a drugą ścisnął jej pierś przez sukienkę. Jęknęła cicho i otworzyła oczy. Malfoy zatopił swój wzrok w jej tęczówkach, teraz nie było w nich widać strachu, a pożądanie. Podniósł ją lekko do góry, tak aby mogła opleść swoje nogi wokół jego bioder, po czym ponownie wpił się w jej usta, a jego ręka powędrowała w kierunku zamka jej sukienki. Złapał za zapięcie i nagle drzwi wejściowe się otworzyły, a w progu stanęli państwo Potter oraz Blaise z Amandą.
- Ups chyba przeszkodziliśmy – zaczął Blaise. – Myślałem, że się pozabijali, a tymczasem oni się doskonale bawią – zaśmiał się.
- Wychodzimy – powiedziała lekko zmieszana Ginny i wyprosiła towarzystwo na zewnątrz zamykając za sobą drzwi.
- Chyba poszli się napić z wrażenia – zakpił Malfoy. – To na czym skończyliśmy? – zapytał i ponownie chciał ją pocałować.
Dziewczyna wykorzystała chwilę nieuwagi blondyna i wyswobodziła się z jego ramion.
- Nigdy więcej tego nie rób – skwitowała i zniknęła za drzwiami.
Zdziwiło go jej zachowanie, ale jedno wiedział na pewno.
- Już mi nie uciekniesz Granger – powiedział w stronę zamkniętych drzwi, poprawił swoją koszulę i wyszedł za dziewczyną.
Hermiona szybko dotarła do stolika, który zajmowała z przyjaciółmi i usiadła na swoim miejscu.
- Już koniec zabawy? – zapytał Blaise, po czym pocałował swoją dziewczynę.
- Zamknij się Blaise! – warknęła.
- Nie tak ostro kochanie – powiedział blondyn zajmując miejsce obok niej i obejmując ją ramieniem.
- Jesteście razem? – zdziwiła się Amanda. – Super!
- Nie, nie jesteśmy i nigdy nie będziemy! – krzyknęła i gwałtownie wstała. – Blaise natychmiast zamień się ze mną miejscami!
Czarnoskóry wstał pospiesznie, i oddał swoje miejsce Hermionie. Jeszcze nigdy nie widział kobiety w takim stanie.
- Stary coś ty jej zrobił? – zapytał Blaise przyjaciela.
- Jeszcze nic – odpowiedział i posłał w stronę Hermiony swój najlepszy uśmiech.
Kiedy o świcie prawie wszyscy goście opuścili już wesele Hermiona, Amanda, Blaise i Draco sprzątali ogród, a kiedy skończyli czarnoskóry i jego dziewczyna pożegnali się i teleportowali do domu. W ogrodzie zostali tylko oni. Draco zrobił dwa kroki w stronę brunetki, ale ta niemal natychmiast zaprotestowała.
- Nie zbliżaj się.
- Nic ci nie zrobię Granger – zbliżył się jeszcze o krok.
- Cofnij się – zrobiła kilka kroków do tyłu i potknęła się o wystający korzeń starego drzewa i upadła.
Prawie natychmiast znalazł się koło niej i chwycił ją za rękę i pomógł wstać.
- Nic ci nie jest? – zapytał z troską.
- Nie i puść mnie – wyszarpała swoją dłoń z jego uścisku.
- Jak chcesz – spojrzał jej głęboko w oczy. – Dzisiaj po południu wracam do Irlandii.
- A co mnie to obchodzi?
- Wiem, że cię obchodzi, nie udawaj – szepnął jej do ucha.
Zadrżała, a on po raz ostatni zasmakował jej ust i zniknął.
~*~
- Spakowałaś jej walizkę? – zapytała Ginny.
- Tak, chyba o niczym nie zapomniałam.
- Gdzie oni są do cholery? – denerwowała się.
- Nie denerwuj się i usiądź, w twoim stanie…
- Ty mnie denerwujesz tymi swoimi gadkami. Jesteś taka sama jak Harry. „Kochanie usiądź, nie denerwuj się. Nie noś tego. Nie rób tego” Już nie mogę tego słuchać! - Ruda usiadła zdenerwowana na kanapie. To, że była w ósmym miesiącu ciąży nie znaczyło, że stała się ubezwłasnowolniona. – Ciąża to nie choroba!
Po chwili było słychać trzask towarzyszący teleportacji, a w pokoju pojawili się Harry i Blaise.
- Wszystko sprawdziliśmy.
- To dobrze, idziemy do Hermiony – zadecydowała Ginny i ruszyła w kierunku pracowni brązowowłosej.
Dziewczyna siedziała w swoim gabinecie i wyglądała przez okno. Na ulicy przed jej galerią był plac zabaw na którym dzieci bawiły się ze swoimi rodzicami. Hermiona od trzydziestu minut wpatrywała się ze smutkiem w pewnego blondyna, który siedział na ławce i przytulał swoją żonę nie spuszczając przy tym oczu z bawiącej się w piaskownicy rezolutnej dziewczynki. Po jej policzku spłynęła jedna samotna łza. Cholernie tęskniła za tym arystokratycznym dupkiem. W tym momencie drzwi do jej gabinetu otworzyły się, a w drzwiach stanęła czwórka jej przyjaciół. Dziewczyna starła łzę z policzka i uśmiechnęła się do przybyłych. Jej usta się śmiały, ale oczy były puste i tak było od dnia, kiedy powiedział, że wyjeżdża.
- Znowu płakałaś – podsumował Harry.
- Nie, gdzie tam. Wydaje Ci się – odpowiedziała pospiesznie.
- Przestań kłamać Hermiono – odezwał się Blaise. – Znamy cię zbyt dobrze. Koniec z tym. Mamy dość patrzenia jak cierpisz. Cholera to już trzy lata! Rozumiem, że w dalszym ciągu nie chcesz się przyznać do tego co czujesz? – zapytał.
- Możecie wreszcie skończyć ten temat?! – zdenerwowała się. – Ta sama śpiewka od trzech lat. Nie kocham go! Nie chce mieć z nim nic wspólnego!
- Doprawdy? – Amanda uniosła jedną brew i z politowaniem popatrzyła na przyjaciółkę. Podeszła do okna i spojrzała przez okno. – Tak jak myślałam – powiedziała i wskazała na parę, której Hermiona wcześniej się przyglądała.
Przyjaciele podeszli do okna i spojrzeli w miejsce, które wskazała blondynka.
- Do cholery Hermiona! Dosyć tego!
- Ginny nie możesz się denerwować… - zaczęła brunetka.
- Proszę cię zamknij się i słuchaj! - zarządziła ruda i usiadła na fotelu. – To jest twoja walizka.
- Ale…
- Zamknij się do cholery! Nie wiesz, że nie wolno denerwować kobiet w ciąży?! - brązowowłosa popatrzyła na przyjaciółkę spod byka. – Blaise napisał ci adres. Masz tam pojechać i powiedzieć mu to, co my wszyscy doskonale wiemy. I nie proszę cię o to jako przyjaciółka, tylko jako kobieta w ciąży, a kobietom w ciąży się nie odmawia.
Hermiona popatrzyła na przyjaciół. Wiedziała, że mają rację, powinna było to zrobić już dawno, ale bała się odtrącenia.
- On już na pewno sobie kogoś znalazł.
- Cholera jasna Granger! Znam Draco od szóstego roku życia. Od tego czasu napisał do mnie może sześć listów – przez całe życie napisał sześć pieprzonych listów. Do ciebie pisał przez rok! Codziennie przez cały rok! 365 pieprzonych listów! Czy dociera to do twojego mózgu? Wiesz ile to jest?
- Wiem… - dziewczyna opuściła wzrok i usiadła na swoim krześle. Pisał do niej przez cały rok od ślubu Ginny i Harrego, a ona nie odpisała na żaden. Żadnego nawet nie przeczytała. Teraz to do niej dotarło, on ją kochał. Wstała gwałtownie, a krzesło na którym siedziała przewróciło się z hukiem. – Gdzie jest ten adres?
Przyjaciele uśmiechnęli się promiennie, a Blaise podał dziewczynie kartkę z adresem. Hermiona chwyciła rączkę walizki i zniknęła z lekkim trzaskiem.
Jej oczom ukazał się przytulny jednorodzinny domek. Zachwyciła się jego widokiem, zawsze o takim marzyła. Kobieta odetchnęła głęboko, podeszła do drzwi i zastukała w nie. Po chwili drzwi uchyliły się, a za nimi stała mała blondyneczka o zielonych oczach. Hermiona zamarła.
- Maaaaaamoooo! Psysła piękna pani! – dziewczynka uśmiechnęła się promiennie i ustąpiła miejsca swojej matce. Hermiona popatrzyła na kobietę. Była mniej więcej jej wzrostu, długie do pasa czarne włosy i zielone oczy.
- Dzień dobry. Pani pewnie do Draco, proszę wejść – powiedziała i przesunęła się na tyle, żeby dziewczyna mogła przejść.
- Yyyyee nie, przepraszam ja się pomyliłam – odpowiedziała w szoku, odwróciła się i powoli oddaliła od domu. Po jej policzkach płynęły łzy.
Margaret wpatrywała się w nią mając wrażenie, że gdzieś już ją widziała. Zamknęła drzwi i wróciła do salonu, gdzie siedzieli jej mąż i Draco.
- Kto to był? – zapytał blondyn.
- Jakaś dziewczyna, dałabym głowę, że gdzieś już ją widziałam – usiadła obok swojego męża Jack'a i nagle doznała olśnienia. Wskazała palcem na fotografię stojącą nad kominkiem i powiedziała: - To ona.
Draco nie musiał spoglądać na fotografię. Doskonale wiedział, czyje zdjęcie tam stoi. Jego serce zabiło mocniej. Wstał i wybiegł z salonu. Otworzył z impetem drzwi wejściowe i wtedy ją zobaczył. Szła powoli z walizką w stronę głównej drogi, poznał ją od razu i doskonale wiedział, że płacze.
- Hermiona! – krzyknął i zaczął biec w jej stronę. Stanęła jak sparaliżowana, doskonale wiedziała czyj to głos, po sekundzie oprzytomniała i zaczęła biec przed siebie, gubiąc walizkę.
Zmaterializował się tuż przed jej nosem, a ona z impetem w niego uderzyła, powalając go na ziemię, a sama upadła na niego. Ich usta dzieliły zaledwie minimetry.
- Puść mnie – krzyknęła.
- Nie puszczę – odpowiedział stanowczo. – Już nigdy cię nie puszczę – popatrzył wprost w jej smutne i mokre od łez oczy. Pozwolił jej wstać, ale w dalszym ciągu trzymał jej rękę, żeby mu nie uciekła.
- Puszczaj mnie Malfoy i wracaj do swojej rodziny! – wykrzyczała z wyrzutem. – Co ja sobie myślałam, że przez te trzy lata z nikim się nie zwiążesz?!  Jaka ja byłam głupia!
- Ciiii. – uciszył ją kładąc swój palec wskazujący na jej ustach. – Teraz pozwól, że ja coś wyjaśnię. Ta mała dziewczynka, która ci otworzyła to Ella. Córka Margaret i..
- Twoja – dokończyła za niego i ponownie się rozpłakała.


- Chociaż raz w życiu Granger zamknij się i daj mi dokończyć! – zdenerwował się. – Ella to córka Margaret i Jack'a, mojego kolegi z drużyny, który aktualnie siedzi ze SWOJĄ rodziną w MOIM salonie – wycedził. – Mała jest wspaniała i nie ukrywam, że chciałbym mieć taką córkę, ale tylko wtedy, kiedy ty byłabyś jej matką – dodał, a na twarzy dziewczyny pojawił się promienny uśmiech. – A teraz wybacz Granger, ale marzyłem o tym od trzech lat. – powiedział i złączył jej usta ze swoimi. Doskonale pamiętał ich smak, przez te trzy lata nic się nie zmieniły.