Trzy miesiące wcześniej.
Był niezwykle ciepły i
słoneczny, jak na tę porę roku, dzień i w dodatku w tak deszczowym miejscu, jak
Londyn. Szłyśmy właśnie z Ginny i jej niespełna dwuletnim synem Jamesem w
kierunku stadionu miejscowej drużyny Quidditcha. Wprawdzie koniec marca to
jeszcze nie czas rozgrywek, ale dzisiaj miał się odbyć sparing pod wodzą nowego
trenera, mojego najlepszego przyjaciela, a prywatnie męża Ginny — Harry’ego
Pottera.
— Cześć, dziewczyny —
przywitał się z nami czarnowłosy, kiedy przechodziłyśmy obok barierki odgradzającej
boisko od trybun.
— Cześć, Harry. — Uśmiechnęłam
się do niego. — Stresik jest?
— Nie — odpowiedział
stanowczo. — Żałuję tylko, że dzisiaj nie mogę skorzystać ze wszystkich
zawodników. Malfoy narzeka na ból pleców, a chciałem sprawdzić, czy nie wyszedł
z wprawy przez te dwa lata.
— To Malfoy wrócił? —
zdziwiłam się.
— Nie wiedziałaś? — zapytał,
patrząc wymownie na swoją żonę.
— Miałam ci powiedzieć — powiedziała
skruszona rudowłosa.
— Wybaczcie dziewczyny, ale
muszę wracać do swoich obowiązków — pożegnał się i ruszył w kierunku ławki
rezerwowych.
— Myślałam, że ci napisał,
że wrócił — zaczęła Ginny, przerywając niezręczną ciszę, która powstała między
nami.
— Nie pisał do mnie, odkąd
związał się z tą całą Miriam — odpowiedziałam, próbując nie dać po sobie
poznać, że jest mi z tego powodu w pewien sposób przykro.
— O wilku mowa. Zaraz
wracam — rzuciła i odeszła na chwilę.
Podniosłam wzrok i
zobaczyłam go. Nic się nie zmienił przez te niespełna dwa lata. Wysoki, dobrze
zbudowany, z tym samym czarującym uśmiechem na ustach, w którym zakochałam się
kilka lat temu, kiedy skończyła się wojna, a my poznaliśmy się na nowo bez
wcześniejszych uprzedzeń i wzajemnej nienawiści. On też mnie zauważył, nasze
spojrzenia spotkały się tylko na ułamek sekundy, ale i tak poczułam jak moje
nogi miękną, a serce zaczyna bić nieco szybciej. Opuściłam na chwilę wzrok, żeby
się uspokoić, a gdy ponownie go podniosłam, Draco szedł już w moją stronę.
Spanikowałam. Wzięłam na ręce małego Jamesa, który do tej pory siedział
grzecznie w wózku i już chciałam odejść, kiedy za swoimi plecami usłyszałam tak
dobrze znany mi głos.
— Witaj, Hermiono —
powiedział. — Cześć, mały — dodał, wyciągając dłoń ku młodemu Potterowi.
— Cześć. — Uśmiechnęłam się,
udając, że jego obecność nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia.
— Co słychać? — zapytał,
opierając się o barierkę i wlepiając we mnie swoje stalowe spojrzenie.
— U mnie po staremu.
— Dlaczego już do mnie nie
piszesz?
— Chyba doskonale wiesz
dlaczego — dodałam, a on uśmiechnął się smutno.
Doskonale pamiętał,
dlaczego przestaliśmy do siebie pisać. Momentalnie wróciły do mnie wspomnienia
tamtego wieczoru. Leżeliśmy w moim łóżku owinięci kołdrą, uśmiechając się do
siebie. On gładził moją rękę, a ja mierzwiłam jego włosy. Myślałam, że w końcu
będziemy szczęśliwi — razem. Niestety, nic bardziej mylnego.
Jeszcze tego samego
wieczoru powiedział mi, że niedawno poznał dziewczynę, są razem i nie chce jej
zdradzać, a to co wydarzyło się przed chwilą, było naszym pożegnaniem. Posmutniałam
na samo wspomnienie o tym.
— Pójdziesz do mnie? —
zapytał, kierując ręce w kierunku James’a.
Chłopczyk uśmiechnął się
promiennie i wyciągnął przed siebie swoje niewielkie rączki.
— Mały zdrajca —
skomentowałam, udając, że złoszczę się tylko dla żartu.
— Dzieci mnie kochają — dodał,
ponownie się uśmiechając.
— Widzę, że zaprzyjaźniłeś
się z moim synem, Draco – powiedziała Ginny.
— Jest bardzo towarzyski.
— Niestety musisz nam
wybaczyć, ale musimy już iść — dodała i wzięła od niego swojego syna.
— Rozumiem. Miło było was
znowu spotkać — powiedział, udając się w kierunku ławki rezerwowych.
— Ciebie również.
Szłam przed siebie, nie
zważając na Ginny.
— Hermiona, zaczekaj! —
krzyknęła.
Stanęłam i odwróciłam się w
jej stronę. Moja rudowłosa przyjaciółka została daleko w tyle. Z nadmiaru
emocji nawet nie zauważyłam, kiedy wyrwałam do przodu.
— Co się dzieje? —
zapytała, zrównawszy się ze mną. — To przez niego. Dalej coś do niego czujesz?
— Nie wiem — odpowiedziałam
zgodnie z prawdą. — Po prostu, wszystko nagle wróciło do mnie.
— Będzie dobrze. — Przyjaciółka
objęła mnie ramieniem.
— Czuję, że znowu się
zacznie, znowu będzie do mnie pisał i znowu namiesza mi w głowie.
— Może w końcu zmądrzał?
— Nie wydaje mi się.
— Pożyjemy, zobaczymy.
Chwilę później rozstałyśmy
się i każda poszła w swoją stronę. Tej nocy jeszcze długo nie mogłam zasnąć, a
kiedy sztuka ta w końcu udała mi się, to śniłam o hipnotyzujących stalowych oczach.
Tydzień później ponownie
pojawiłyśmy się razem z moją rudowłosą przyjaciółką na meczu Quidditcha. Tym
razem jak zdążyła mnie poinformować pani Potter, był to mecz ligowy. Przyglądałam
się mu z zaciekawieniem. Odkąd zakończyłam swój „związek” z blondynem,
przestałam chodzić na mecze i sama nie wiedziałam, że tak bardzo brakowało mi
emocji z nimi związanych. Nie chciałam, ale musiałam to zrobić, żeby zapomnieć
o najwspanialszym mężczyźnie w moim życiu, który był mi nie tylko kochankiem,
ale także najlepszym przyjacielem. Zapomnieć oczywiście nie było łatwo, bo nie
można wymazać tak po prostu sześciu lat ze swojego życia.
Oczywiście nie zawsze było kolorowo.
W końcu znacie Dracona. Przystojny, młody i bogaty. Która dziewczyna mogłaby mu
się oprzeć? No właśnie. Niestety, nawet ja. Rozsądna, przewidująca i wszystko
wiedząca panna Granger, dałam się omotać w dodatku do tego stopnia, że
wybaczałam mu w zasadzie wszystko. Nawet to, że zawsze traktował mnie bardziej
jako kochankę niżeli dziewczynę, zawsze spotykał się z innymi oficjalnymi
dziewczynami i zawsze zdradzał je właśnie ze mną, a ja głupia i zaślepiona,
zgadzałam się na to. Jedynym pocieszeniem było to, że zapewniał mnie o mojej
wyjątkowości. To oraz fakt, że zawsze do mnie wracał, wystarczyło, żeby omotał
mnie w całości.
Następnego dnia, kiedy
siedziałam nad stertą papierów, do gabinetu, który zajmowałam weszła moja asystentka
— Karen, przynosząc mi codzienną pocztę. Zaczęłam ją przeglądać i nagle
zamarłam. Wśród firmowej korespondencji znalazłam kopertę, która była
zaadresowana tak bardzo znajomym mi pismem. Pospiesznie otworzyłam kopertę, w
środku było tylko jedno zdanie.
Jak podobał się mecz?
Momentalnie zrobiło mi się
gorąco. Zaczyna się — pomyślałam. Postanowiłam nie odpisywać, jednak po chwili
zmieniłam decyzję, ponieważ zupełnie nie mogłam skupić się na dotychczasowych
zajęciach. Odpowiedziałam bardzo wyczerpująco, zapisując całą kartkę pergaminu,
po czym stuknęłam w pergamin swoją różdżką i wysłałam list wprost na biurko
Dracona. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Tym razem nie obyło się już
bez podtekstów idealnie wplecionych w odpowiedź na mój rzeczowy opis meczu.
Postanowiłam uciąć tę wymianę, zanim jeszcze na dobre się nie rozwinęła.
Brzmi kusząco, ale jakbyś zapomniał, to przypomnę Ci, że od
niespełna dwóch lat masz dziewczynę, z którą mieszkasz pod jednym dachem, więc
swoje niemoralne propozycje proponuję kierować w jej kierunku.
Niespełna minutę później
otrzymałam odpowiedź:
Rozstaliśmy się.
W mgnieniu oka, ponownie
zrobiło mi się gorąco. Rozstali się — te dwa słowa powtarzały się w mojej
głowie jak mantra. Rozstali się. Jest szansa. Pod wpływem chwili postanowiłam
zagrać w jego grę.
Wymienialiśmy
korespondencję kilka razy dziennie. Pisaliśmy o zwykłych, codziennych sprawach,
na nowo, tak jak dawniej — staliśmy się przyjaciółmi. Oczywiście w naszej
korespondencji nie brakowało podtekstów, wręcz było ich aż nadto, ale tym razem
postanowiłam obrać inną strategię. Będę kusić, nęcić, ale na razie nie będę się
fizycznie angażować. Chociaż właściwie to może źle to ujęłam, chciałam, ale
miałam przeczucie, żeby z tym jeszcze poczekać. Tym razem to ja rozdawałam
karty, a przynajmniej tak mi się wydawało. Jak okazało się miesiąc później,
przeczucie mnie nie zawiodło.
Tego samego dnia postanowiłam
wrócić z pracy pieszo. Było wyjątkowo ciepło, więc zamierzałam skorzystać z
tego w pełni.
— Witaj, Hermiono. — Usłyszałam
głos za swoimi plecami i natychmiast się odwróciłam.
— Miło cię widzieć,
Teodorze. — Uśmiechnęłam się na jego widok.
— Jak zawsze urocza. Co u
ciebie słychać?
— A w zasadzie po staremu.
Praca, praca, praca. A u ciebie?
— W sumie to nic się nie zmieniło.
Dostałaś zaproszenie?
— Jakie zaproszenie? —
Zdziwiłam się.
— To ty nic nie wiesz? — Teraz
on wyglądał na zaskoczonego. — Znaczy, ja nie wiem na pewno, słyszałem tylko od
Goyle’a; też nie dostałem zaproszenia.
— Mów — zażądałam, czując
że w środku zaczynam się gotować.
— Dracon się żeni.
Ta informacja uderzyła we mnie
jak grom z jasnego nieba.
— Co?! — próbowałam pokazać,
że mnie to nie obchodzi, ale niestety moje próby zdały się na nic.
— Też jestem w szoku.
— Współczuję jej —
zaczęłam, a Nott patrzył na mnie z niedowierzaniem. — Ten kretyn pisze do mnie
od miesiąca, składając seksualne propozycje.
Teodor wyglądał, jakby
zobaczył Bazyliszka.
— Rozumiem, że mnie nie
zaprosił, widocznie chciał sobie zrobić ze mnie kochankę i pewnie liczył na to,
że się nie dowiem. Dziwi mnie jednak, że ciebie nie zaprosił. Myślałam, że się
przyjaźnicie.
— Też tak myślałem —
odpowiedział smutno, a między nami zapanowała cisza.
— No nic, muszę już iść.
Dziękuję, że mi powiedziałeś — podziękowałam mu i przytuliłam na pożegnanie.
— Trzymaj się.
— Ty również.
Szłam do domu, gotując się
ze złości i układając w głowie plan, jak policzę się z tym oszustem. W połowie
drogi zmieniłam zdanie i ruszyłam w kierunku domu Potterów. Musiałam
koniecznie podzielić się z kimś rewelacjami, które usłyszałam.
Ginny wpadła w jeszcze
większy szał, niż myślałam, że wpadnie. Gdyby nie fakt, że był z nami James,
posunęłaby się aż do rękoczynów.
— Urwę gnojowi jaja —
skwitowała, siadając na kanapie. Jej twarzy była purpurowa.
— Ginny, spokojnie. — Próbowałam
ją uspokoić.
— Spokojnie? Ale przecież
ja jestem spokojna! Dziwie się, że ty jesteś! Na twoim miejscu zabiłabym gnoja!
— Nie byliśmy razem… —
zaczęłam.
— Nie byliście razem… Panie
Boże — widzisz, a nie grzmisz! Hermiona, do jasnej cholery! On cię chciał
bezczelnie wykorzystać! Zaraz mu powiem, co o nim sądzę!
— Nie! — powiedziałam
stanowczo. — Nic mu nie będziesz mówić. Sama to załatwię.
— Niby jak?!
— Wymyślę coś…
— Pokaż chłopakom jego
listy…
— Co? — Zdziwiłam się.
— Zrób ksero i zostaw im w
szatni, niech zobaczą, jaki on jest naprawdę. Albo mu wygarnij przy wszystkich!
— To brzmi o wiele lepiej!
Rozmowa z rudą poprawiła mi
nieco humor. Byłam zdeterminowana i gotowa do działania. Postanowiłam, że pójdę
na ich trening i powiem, co o nim myślę. W drodze do domu emocje jednak trochę opadły i powoli zaczęłam wątpić w moje
postanowienie. Postanowiłam napisać do niego.
Szkoda, że pośród tych wszystkich listów, które do tej pory
wymieniliśmy, zapomniałeś mi wspomnieć, że się żenisz…
Wysłałam, a moja irytacja
nabrała na sile. Wzięłam do ręki wazon i rozbiłam go o ścianę. Wcale mi nie
ulżyło. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Pewnie sąsiadka — pomyślałam.
— Pani McMillan, najmocniej
przepraszam za hałas… — zaczęłam, ale przerwałam w pół zdania, gdy zobaczyłam,
kto stoi za drzwiami. — Czego chcesz?
— Musimy porozmawiać —
powiedział, wchodząc bez zaproszenia.
— Nie będę z tobą
rozmawiać! Natychmiast wyjdź z… — nie zdążyłam skończyć, bo wpił swoje usta w
moje. Próbowałam się wyrwać, ale przycisnął mnie plecami do ściany. Po chwili
jednak przerwał pocałunek opierając swoje czoło o moje.
— Brakowało mi tego. — Uśmiechnął
się, wlepiając swoje oczy w moje.
— Możesz mnie puścić? —
zapytałam, a on odsunął na tyle, żebym mogła się ruszyć.
— Już prawie zapomniałem,
jak… — zaczął, ale nie skończył, ponieważ wymierzyłam mu siarczysty policzek.
— Należało mi się —
odpowiedział, dotykając policzka. — Ale skoro już mi przywaliłaś, to chciałbym,
abyś mnie wysłuchała.
— Nie, Draco. Psa, który nasikał
na dywan, należałoby trzepnąć w ucho. Dziecku, które położyło się na ziemi i
zaczęło ryczeć bez powodu, należałoby dać klapsa w tyłek. A tobie to należałoby
odciąć twoją męskość i nakarmić cię nią. Nie chcę słuchać twoich kłamstw,
Draco.
— Chcę ci wszystko wytłumaczyć.
Zasługujesz na to.
— Masz pięć minut.
— Żałuję, że tak wyszło.
Naprawdę.
— Jak masz zamiar opowiadać
takie brednie, to proponuję, żebyś od razu wyszedł.
— Żałuję tego, jak cię
wcześniej traktowałem. Wiem, że cię skrzywdziłem poprzednim razem. Byłem głupi,
że ukrywałem związek z taką wspaniałą dziewczyną jak ty.
— Przypominam ci, że nie
byliśmy razem.
— Tak wiem, to moja wina.
Nie chciałem się zaangażować, bo bałem się cię skrzywdzić.
— Chyba ci nie wyszło.
— Zawsze będziesz najjaśniejszym
promykiem w moim życiu. Zawsze będę o tobie pamiętał. Zawsze będziesz miała
swoje specjalnie miejsce w moim sercu.
— Przestań — powiedziałam,
a po moim policzku spłynęła łza.
— Zawsze będę dobrze nas
wspominał. Po prostu jak cię zobaczyłem na tym sparingu, wszystko do mnie
wróciło. Ze zdwojoną siłą. Jak już wiesz, za miesiąc biorę ślub.
— Po co ci ten ślub, skoro
nie możesz się uporać z demonami przeszłości?
— Zmieniłem się. Jestem
dojrzalszy i bardziej odpowiedzialny. Trochę mi się zmieniły cele i priorytety.
Miriam to dobra dziewczyna, nie znajdę lepszej. Dba o mnie, a ja chcę mieć
dzieci.
— Nie trzeba być po ślubie,
żeby mieć dzieci — powiedziałam zdruzgotana tym, co przed chwilą usłyszałam.
— Mam nadzieję, że nie
znienawidzisz mnie i będziesz o mnie pamiętać. Może nawet wspominać — dodał,
podchodząc bliżej i przytulając się do mnie.
— Wyjdź — powiedziałam
przez łzy.
— Mam nadzieję, że jeżeli
się kiedyś rozwiodę, to będziesz o mnie pamiętać — powiedział, odsunął się i
poszedł w kierunku drzwi.
— Jeżeli weźmiesz ten ślub,
to wiedz, że z nami koniec. W każdym znaczeniu tego słowa. Nie będziemy
utrzymywać żadnych kontaktów, poza zwykłym grzecznościowym „cześć” jeżeli spotkamy
się gdzieś przypadkiem.
— Zawsze profesjonalna.
Właśnie za to kocham cię najbardziej — rzekł i
zniknął za drzwiami.
Wyszedł, a ja wpadłam w
czarną rozpacz.
Tydzień później los znowu
postanowił sobie ze mnie zadrwić. Wracałam właśnie z uroczystej kolacji w
Norze. Jak zwykle nie obyło się bez kremowego piwa i ognistej whisky.
Przeważnie się nie upijam. Bzdura. Ja w ogóle się nie upijam. Wtedy było
inaczej. W dalszym ciągu poruszona tym, co usłyszałam od Dracona, postanowiłam
pić, ile wlezie. Wszyscy patrzyli na mnie zdziwieni, nie wierząc, że potrafię
tyle wypić i powiem, że nawet udawało mi się trzymać fason. Dotarłam do domu
bez większych problemów, może poza jednym wypadkiem, gdzie bliższe spotkanie z
drzewem, wydało mi się bardzo przyjemne. Na schodach do mojego mieszkania siedział
pewien, doskonale mi znany, blondyn. Z początku myślałam, że tylko mi się wydaje.
Tak, właśnie. Nawet przeszłam obok niego, powtarzając na głos, że go tu nie ma.
Niestety wcale nie był wytworem mojej wyobraźni, a namacalnym i jakże
rzeczywistym Malfoyem.
— Mogę wejść? — zapytał.
— W jakim celu? — zapytałam,
czkając.
— Upiłaś się — zauważył.
— A co cię to obchodzi?
Myślałby kto, że cię to nagle obchodzi!
— Zawsze mnie będziesz
obchodzić, Granger — powiedział i wziął mnie na ręce.
— Postaw mnie. — Próbowałam
brzmieć poważnie, ale czkawka skutecznie mi to uniemożliwiała.
— Gdzie masz klucze? —
zapytał, a ja podałam mu je.
Kiedy znaleźliśmy się w
salonie, postawił mnie, zamknął za nami drzwi na klucz i prawie od razu się na
mnie rzucił. Zaczął mnie całować najpierw po twarzy, a potem po szyi, żeby w
następnej chwili odskoczyć ode mnie jak oparzony.
— Co się stało? — zapytałam
zdziwiona.
— Jesteś pijana, nie chcę
tego wykorzystywać — dodał.
Lekko chwiejnym krokiem
podeszłam do barku i wyciągnęłam z jego wnętrza ognistą whisky.
— Otwórz buzię —
powiedziałam, kiedy znalazłam się z powrotem obok niego. Posłusznie wykonał
polecenie. — Pij — poleciłam.
Pociągnął dość długi łyk.
— Pij — ponagliłam go, a on
powtórzył czynność, aż wypił prawie połowę butelki. — Widzisz, teraz ty też
jesteś pijany — dodałam, następnie składając pocałunek na jego ustach.
Nie trzeba było długo
czekać, aż odwzajemnił go. Potem znaleźliśmy się w sypialni. Ja pragnęłam jego,
a on pragnął mnie. Alkohol tylko spotęgował to, co każde z nas od dawna
wiedziało. Zawsze nas do siebie ciągnęło. Nie ważne, co się działo. Zasnęliśmy
dopiero nad ranem, wtuleni w siebie i spełnieni.
Nie spaliśmy długo, zresztą
nigdy żadne z nas nie potrzebowało zbyt wiele snu. Tacy już byliśmy. Obudziłam
się jako pierwsza. Podniosłam się lekko na łokciach i rozejrzałam po
pomieszczeniu. Nasze ubrania były rozwalone po całej sypialni. Spojrzałam na
Dracona. Nie spał, zamiast tego wpatrywał się we mnie tymi swoimi pięknymi
oczami.
— Wiedziałem, że to się źle
skończy — powiedział, a czar prysł niczym bańka mydlana. — Co ja powiem w domu?
— Trzeba było się wczoraj
nad tym zastanowić, zanim tutaj przylazłeś, Malfoy — wycedziłam przez
zaciśnięte zęby.
— Oboje tego chcieliśmy. —
Przypomniał mi.
— Uznajmy, że to było nasze
pożegnanie, a to mój prezent ślubny dla ciebie.
— Nie psujmy tego,
Hermiono.
— Już za późno. Idę pod
prysznic, a jak wrócę, ma cię tu nie być.
Wyszłam z łóżka i ruszyłam
w kierunku łazienki, nie odwróciłam się do niego nawet na sekundę. Nie
chciałam, żeby zobaczył, że płaczę. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji.
Kiedy wyszłam spod
prysznica, jego już nie było, a na szafce przy biurku leżała biała koperta
opatrzona moim nazwiskiem. Otworzyłam ją, w środku było zaproszenie na ślub.
Jego ślub. Rzuciłam się na łóżko w rozpaczy, pościel w dalszym ciągu pachniała
jego perfumami. Uwielbiałam ten zapach, sama je kiedyś wybrałam.
W przeddzień jego ślubu nie
czułam się najlepiej. Kręciło mi się w głowie, chciało mi się wymiotować.
Wszystko z powodu tego cholernego stresu. Chcąc chwycić się ostatniej deski
ratunku, postanowiłam do niego napisać. Ten ostatni raz. Wzięłam kartkę papieru
i zapisałam kilka zdań:
Wiem, że wieczór przed Twoim ślubem to nie najlepsza pora na
ten list, ale jeżeli bym go nie napisała, to nie mogłabym spojrzeć na swoje
odbicie w lustrze do końca życia. Chcę, żebyś wiedział, że zawsze będziesz
największą miłością mojego życia i w każdym innym mężczyźnie będę szukać
właśnie Ciebie. Przyjdę na Twój ślub, ale nie będę czekać do składania życzeń,
więc zrobię to już dzisiaj. Nie będę pisać banałów, które w jakiś sposób są
niezgodne z tym, co myślę i czuję. Także po prostu, bez przedłużania mam tylko
nadzieję, że będziesz szczęśliwy i spełnisz swoje marzenie o byciu tatą, bo w
to, że będziesz w tym wspaniały, nie mam najmniejszych wątpliwości.
Stuknęłam w list różdżką i
wysłałam go, nim doszłam do wniosku, że to nie był najlepszy pomysł.
W dniu jego ślubu
dolegliwości z dnia poprzedniego tylko przybrały na sile. Zebrałam się jednak w
sobie. Zrobiłam doskonały makijaż, ubrałam najseksowniejszą sukienkę, jaką
miałam w szafie, a całość dopełniłam szpilkami. Na pół godziny przed piętnastą
zjawiłam się pod kościołem, gdzie czekali już na mnie Ginny i Harry, którzy
postanowili mi towarzyszyć podczas uroczystości. Po chwili zjawił się także
Blaise ze swoją dziewczyną, Amber, oraz reszta gości, wśród których było kilka
osób z naszego roku. Kiedy tak staliśmy przed kościołem, jako pierwszy odezwał
się Dean.
— A w ogóle ktoś zna pannę
młodą? — Odpowiedziała mu cisza. — A ktoś ją w ogóle widział?
— Ja… Raz — odpowiedział
Blaise.
— Aż tak się ukrywał? —
zapytał Harry.
— Jeszcze wczoraj mu
mówiłem, żeby nie brał tego ślubu — powiedział Zabini, patrząc wymownie w moją
stronę. — O wilku mowa — dodał.
Odwróciłam się i zobaczyłam
go. Stał razem z Goyle’em kawałek od nas, witając się z innymi gośćmi. Zmierzył
mnie z góry na dół, wypowiedział bezgłośne „wow” i spojrzał prosto w moje oczy.
Naprawdę był pod wrażeniem, widziałam to w jego oczach. Wtedy miałam jeszcze
nadzieję. Nadzieję, że skończy z tą całą farsą, rzuci wszystko, porwie mnie w
swoje ramiona i uciekniemy. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Zamiast tego
zniknął gdzieś ze swoim świadkiem.
— Hermiona, dobrze się
czujesz? — zapytał Blaise, podchodząc do mnie.
— Tak, tak. — Uśmiechnęłam
się delikatnie.
— Chodź. Już najwyższy czas
zająć miejsca — powiedział i wziął mnie pod rękę.
Weszliśmy do kościoła i
zajęliśmy ławkę nieco dalej od ołtarza. Po chwili dołączyła do nas reszta
naszych przyjaciół. Kiedy zegar wybił godzinę piętnastą, Draco pojawił się
przed ołtarzem, a wszystkie osoby skierowały się w przeciwną stronę.
Muzyka zaczęła grać, a
drobna, rudowłosa kobieta ubrana w suknię ślubną przypominającą pociętą firankę
i z dziwnym kawałkiem siatki na głowie, szła powoli ku ołtarzowi wspierana na
ramieniu mężczyzny, który zapewne był jej ojcem.
Wyglądała naprawdę
strasznie. Nie chodzi o to, że byłam zazdrosna, nie. Ona naprawdę wyglądała
okropnie i nie było to tylko moje zdanie, sądząc po szeptach i parsknięciach
śmiechu ludzi zgromadzonych obok mnie. Kiedy kobieta doszła do ołtarza, zaczęła
się ceremonia. Z początku myślałam, że będę przeżywać. Złościć się, płakać lub
nawet wyjdę z kościoła w połowie ceremonii, ale, szczerze powiedziawszy, w
życiu się lepiej nie ubawiłam.
Pan młody przez całą
uroczystość rozglądał się po kościele, a przysięgi obojga małżonków brzmiały
jak zawarcie kontraktu, a nie jak wyznanie bezgranicznej, prawdziwej i wiecznej
miłości dwojga ludzi niewidzących poza sobą świata. Rozbawienie potęgował
jeszcze najlepszy przyjaciel pana młodego — Blaise Zabini, który co chwile
wymyślał lepsze anegdotki i zakłady na temat Malfoya. Najpierw pod ławką
zakładał się z Nottem, za ile jego najlepszy przyjaciel będzie się rozwodził,
albo za ile zacznie zdradzać swoją żonę. Jednak najbardziej zabawny był moment,
w którym szeptem nawoływał Dracona do spierdzielania sprzed ołtarza. Myślę, że
to dzięki niemu udało mi się w jakiś sposób przetrwać tę, pożal się Boże,
uroczystość. Rozbawiona niemal do granic możliwości postanowiłam jednak
poczekać i złożyć Malfoyowi życzenia. Kiedy już po wszystkim stali przed
kościołem, podeszłam do nich jako jedna z pierwszych i powiedziałam:
— Draco, życzę ci, żebyś
wytrwał w tej swojej przysiędze małżeńskiej.
— Postaram się —
odpowiedział i przyciągnął mnie do siebie, składając pocałunek na moim
policzku, ale bardzo blisko kącika moich ust.
Kiedy już miałam odchodzić,
szepnął mi jeszcze na ucho:
— Boże, Hermiono, jak ty
pięknie wyglądasz.
Mina mi zrzedła i w
przypływie emocji wyciągnęłam dłoń ku pannie młodej.
— Gratulacje —
powiedziałam, a ona uśmiechnęła się do mnie promiennie, natomiast ja przeszłam
obok niej i szłam przed siebie ile sił w nogach.